''Popiół i diament'' to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kreacji Zbyszka Cybulskiego. Choć zagrał potem koncertowo wiele świetnych ról, w zbiorowej świadomości pozostał Maćkiem Chełmickim. A początkowo wcale nie był przewidziany w obsadzie. Do roli Maćka zasugerował do dopiero Janusz Morgenstern. Zachowała się kartka z pierwotną wersją obsady: Chełmicki - Mikulski, poza tym Janczar, Łomnicki i Łapicki.
Kręcenie ''Popiołu i diamentu'' obfitowało w wiele zabawnych, niespodziewanych zdarzeń, jak na przykład to:
Zbyszek Cybulski przyjechał w dniu rozpoczęcia zdjęć do filmu ''Popiół i diament'' o siódmej rano i natychmiast udał się do garderoby - wspomina Andrzej Wajda w książce ''Polska na filmowo. Gdzie kręcono znane filmy i seriale''. - Zobaczyłem go, kiedy wychodził szybkim, zdecydowanym krokiem, a za nim biegły dwie panie od kostiumów i wołały zrozpaczone: - Panie reżyserze, on nie chce się przebrać! Rzeczywiście, Zbyszek ubrany był tak jak zawsze w ciągu wielu lat naszej znajomości: dżinsy, zielona wojskowa kurtka, przez ramię przewieszony wojskowy chlebak, sznurowane trzewiki (...). Czyż jako reżyser mogłem nie zrozumieć tego wyzwania?
>>> WIĘCEJ CIEKAWOSTEK O FILMIE ''POPIÓŁ I DIAMENT''
Jerzy Kawalerowicz jechał kiedyś nad morze w jednym przedziale z przeżywającą kryzys kobietą, która opowiedziała mu historię swojego życia. Tak zrodził się pomysł na film, którego jedna klatka staje nam przed oczami zawsze, gdy słyszymy nazwisko Zbyszka .
Staszek grany przez Zbigniewa Cybulskiego kilkakrotnie wskakuje w filmie do jadącego pociągu. Sam Cybulski zginął 8 stycznia 1967 r. na wrocławskim dworcu wracając z planu filmowego i próbując wskoczyć do odjeżdżającego wagonu (8 lat po premierze filmu). Według relacji znajomych, zawsze czekał aż pociąg ruszy, żeby do niego wskoczyć. Tego feralnego dnia wpadł między wagony. Po godzinnej walce o życie zmarł w szpitalu.
Dzień przed śmiercią Cybulski dostał propozycję zagrania w sztuce ''Tramwaj zwany pożądaniem'' Tennessee Williamsa, realizowanej dla amerykańskiej telewizji.
30 lat później Andrzej Wajda, na pechowym peronie nr 3 odsłonił pamiątkową tablicę.
To film o wielkiej, niespełnionej miłości. Cybulski był współautorem scenariusza, który opowiada o prawdziwych wydarzeniach z jego życiorysu. Pierwowzorem postaci Marguerite, w której zakochuje się grany przez Zbyszka student Jacek, jest Francoise Bourbon. Była córką francuskiego konsula, który przebywał w Polsce w latach 1956-60. Miała wówczas 16 lat i uczyła się w wiedeńskim liceum, a w Polsce spędzała wakacje. Uwielbiała atmosferę Bim-Bomu, poznała wielu młodych ludzi związanych z tym kabaretem. Życiową dewizą Jacka jest "marzenie, które stanowi motor działania", a obiektem tych marzeń staje się właśnie Marguerite, która następnego dnia wyjeżdża z Polski. Młodzi spędzają ze sobą kilka ostatnich godzin...
Podczas kręcenia ''Do widzenia, do jutra'' Cybulski grał jednocześnie w gdańskim teatrze, do którego musiał dojeżdżać z planu na motorze. Ale pewnego razu jego motor przepadł bez śladu. Cybulski pojechał do miejscowej rozgłośni radiowej i na antenie poprosił o oddanie motoru. Następnego dnia pojazd się odnalazł. Stał na swoim miejscu z bukietem kwiatów na siedzeniu i liścikiem:
To jednocześnie awanturnicza komedia kostiumowa i fantastyczna baśń pełna wisielców i opętanych księżniczek. Reżyser filmu - Wojciech Has starł się jak najwierniej oddać powieść Jana Potockiego. Dlatego zachował nawet szkatułkową konstrukcję, w której kolejne opowieści łączy ze sobą postać popadającego wiecznie w tarapaty kapitana Alfonsa van Wordena (Zbigniew Cybulski).
Opowieść zaczyna się w Saragossie, w czasie wojen napoleońskich. Oficerowie francuscy i hiszpańscy pogrążają się w lekturze znalezionego tam rękopisu. Film nakręcono głównie w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
"Rękopis znaleziony w Saragossie" przez lata lekceważony w Polsce, znalazł sobie wierną publiczność na Zachodzie. Tam niektórzy nie potrafili bez niego żyć!
Cieszył się wielkim powodzeniem w niszowych środowiskach artystycznych, gdzie w trakcie projekcji niekiedy podawano poncz z LSD. Tym sposobem obejrzał go gitarzysta Jerry Garcia (Grateful Dead), a ''Rękopis'' stał się od razu jego obsesją. Chciał mieć własną kopię (koniecznie tę oryginalną - 180-minutową) i móc ją oglądać, gdy tylko tego zapragnie. Zlecił kupiono filmu bezpośrednio od agenta Hasa w Paryżu. Ale kiedy film przyleciał do Kalifornii (w niezamawianej wersji 152-minutowej) muzyk już nie żył. Zmarł dzień wcześniej na serce. Potem okazało się, że film w przyzwoitym stanie posiada jedynie reżyser, który z oczywistych względów nie użycza kopii nikomu.
O całej sprawie dowiedzieli się Martin Scorsese oraz Francis Ford Coppola. Scorsese doskonale rozumiał uzależnienie Garcii od filmu Hasa, sam bowiem również cierpiał na podobną manię (plakat ''Rękopisu'' wisi w jego pracowni). Wyłożyli więc środki z własnych kieszeni na odświeżenie kopii, która ostatecznie posłużyła do wykonania wzorcowej wersji cyfrowej. Pod wrażeniem filmu byli też: David Lynch, pisarz Neil Gaiman, Louis Buńuel, Lars von Trier i Harvey Keitel.
Tak o swoim spotkaniu z Cybulskim opowiadał Daniel Olbrychski: - Pierwszy raz zobaczyłem go na ulicy. Jeszcze nie byłem aktorem Wajdy. Ukłoniłem się, a on: "Cześć, Danek!". Spytałem: "Skąd pan mnie zna?". "Jaki pan? Zbyszek jestem".
A jak my pamiętamy Zbyszka Cybulskiego? Jako "polskiego Jamesa Deana": w ciemnych okularach, dżinsach, amerykańskiej kurtce M65. Żyjącego w biegu nonkonfromistę, podziwianego przez mężczyzn, kochanego przez kobiety. Otoczonego mirem legend.
Według jednej z nich hołd Zbyszkowi Cybulskiemu złożył sam Robert De Niro. W jednej ze scen ''Taksówkarza'' aktor wkłada ciemne okulary, które były znakiem rozpoznawczym Cybulskiego.