Monolog powitalny Rickiego Gervais z roku na rok staje się główną atrakcją rozdania Złotych Globów. W tym roku kontrowersyjny komik z Wielkiej Brytanii wydawał się nieco łagodniejszy, ale i tak w każdym zdaniu zdołał kogoś obrazić, albo przynajmniej lekko ośmieszyć. Dostało się m.in.: Kim Kardashian ("Złote Globy są przy Oscarach tym, czym Kim Kardashian przy Kate Middleton: głośniejsze, bardziej szmirowate, no i łatwiej je kupić"), Jodie Foster, której "bobra nie widział żaden facet, ale to nie znaczy, że nie jest dobry", a nawet przyznającym nagrody Golden Globes dziennikarzom ("Boardwalk Empire" to serial o grupie imigrantów, którzy przyjeżdżają do USA, stają się częścią łańcucha łapówek i korupcji, dzięki któremu wspinają się na najwyższe szczeble amerykańskiego społeczeństwa. Ale dosyć już o Hollywood Foreign Press").
Przede wszystkim mówił jednak o sobie. A całą przemowę zaczął od zdania-perełki: "No, to gdzie ja skończyłem?".
Przez resztę gali Ricky pojawiał się w niespodziewanych momentach a to sypiąc dowcipami, a to zapowiadając (trochę obraźliwie) prezentujące nagrody gwiazdy, ale zawsze dzierżąc w dłoni kieliszek z winem.
Johnny'ego Deppa przedstawił jako tego, kto "założy wszystko, co każe mu Tim Burton". Rok temu przyczepił się do niezbyt udanego thrillera "Turysta" z Deppem i Angeliną Jolie w rolach głównych. W tym zapytał tylko: - No i co, widziałeś już tego "Turystę"?
Poczuciem humoru nie popisała się Madonna. Gdy Gervais udawał, że w jej przypadku nie może mu przejść przez gardło stwierdzenie "Like a Vrigin", odpowiedziała: - Dlaczego więc nie podejdziesz tu i czegoś z tym nie zrobisz? Dawno nie całowałam dziewczyny... w TV.
Ale zdecydowanie śmieszniej wypadła jego wymiana zdań z Colinem Firthem, którego zdołał wyśmiać i jako aktora, i jako pupilka krytyków, ale przede wszystkim ulubieńca płci pięknej ("On? Jakoś nic w nim nie widzę"). - Tak naprawdę jest rasistą, zboczeńcem, a ostatnio uderzył ślepego kotka - podsumował kolegę Gervais. Firth nie pozostał dłużny: - Jadąc tutaj widziałem grupę rozzłoszczonych religijnych osób, które groziły nam zarazą za nasze grzechy. Chyba nie wiedzieli, że mamy już Rickiego.
Najśmieszniejszym podziękowaniem za nagrodę może poszczycić się tryskający humorem George Clooney. Doceniony za rolę w "Spadkobiercach" aktor najpierw wyraził uznanie dla kolegi - Brada Pitta (nominowanego za "Moneyball"), po czym popisał się odważnym żartem o Michaelu Fassbenderze (nominowanym za rolę uzależnionego od seksu mężczyzny w filmie "Wstyd"): - Dzięki Michael, że zdjąłeś ze mnie obowiązek ciągłego grania nago. Serio, z takim wyposażeniem możesz grać w golfa z rękami zaplecionymi z tyłu. Zrób to!
Jak przystało na najlepszy serial komediowy humorystycznym podziękowaniem popisała się ekipa "Modern Family". Grająca jedną z głównych ról Sofia Vergara dziękowała po hiszpańsku, a tłumaczący ją kolega z planu zabawnie przekręcał sens jej wypowiedzi.
Wydawałoby się, że laureatka Oscarów i weteranka gali ma wprawę w odbieraniu nagród. Ale nagrodzona za pierwszoplanową rolę damską w "Żelaznej Damie" Meryl Streep najpierw zapomniała okularów i nie mogła przeczytać przygotowanego wcześniej przemówienia, potem "wymsknęło się" jej kilka niecenzuralnych słów, które telewizja musiała wyciszyć, a w końcu rozgadała się tak, że trzeba było ją zagłuszyć muzyką.
Rob Lowe i Julianne Moore mieli ogłosić Miss Złotych Globów (w tym roku została nią córka Angie McDowell - Rainey Qualley), ale przeszkodziła im awaria telepromptera. Aktorzy nie za bardzo wiedzieli co ze sobą począć i uśmiechali się z zażenowaniem, aż ktoś wcisnął Julianne do ręki scenariusz. Lowe uratował sytuację żartując: - Kiedy ostatnio czytałaś coś bez przygotowania przed Stevenem Spielbergiem?
Łatwo wybrać najbardziej wzruszający moment tegorocznej gali. Oglądając montaż ról Morgana Freemana - laureata nagrody za całokształt twórczości - wszyscy ocierali łzy z oczu. Zobaczyliśmy niezapomniane filmy laureata, od "The Electric Company" (1974) i "Brubaker" (1980), przez nagrodzony największymi brawami fragment "Skazanych na Shawshank" (1994), "Siedem" (1995), po "Million Dollar Baby" (2004) czy "The Bucket List" z Jackiem Nicholsonem.
Wzruszenie przełamała dopiero koleżanka Freemana z planu "RED" - Helen Mirren, która z typowo brytyjskim humorem zastanawiała się dlaczego zagrała z nim w tylko jednym filmie. Nawiązując do "Marszu pingiwnów" w którym podkładał głos, zakończyła: - Mogłam przecież być świetnym pingiwnem!