Siedem filmów z festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, które musisz zobaczyć

Dziesięć dni projekcji, kilkaset filmów, kilka tysięcy widzów - w niedzielę wieczorem we Wrocławiu zakończyła się kolejna, piętnasta już, edycja festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Jak połapać się w tej lawinie filmów, które można było tam zobaczyć? Na które z nich koniecznie powinni zapolować ci, którzy nie mieli okazji pojechać do Wrocławia? Na te pytania nie ma oczywiście jednej odpowiedzi. Oto próba jej udzielenia - siedem filmów, których zdecydowanie nie warto przegapić. Więcej o najciekawszych festiwalowych propozycjach: twitter.com/przemekgulda.
"B Movie: Namiętność i dźwięk w Berlinie Zachodnim" print screen z trailera

B Movie: Namiętność i dźwięk w Berlinie Zachodnim (B-Movie: Lust & Sound in West Berlin), reż. Jorg A. Hoppe, Klaus Maeck, Heiko Lange, Niemcy 2015

Jeden z lepszych dokumentów muzyczno-socjologicznych tego sezonu. To złożona z mało znanych, albo nieznanych zupełnie zdjęć archiwalnych, tocząca się w zawrotnym tempie, wyprawa na inną planetę, którą był Berlin lat 80-tych. Na tle fenomenu, jakim była ta wyspa wolności w oceanie zniewolenia, autorzy pokazują jego ważny wycinek: scenę muzyczno-klubową.

Przez ekran przewijają się wielkie dzisiejsze gwiazdy (m.in.: Nick Cave, Blixa Bargeld) i artyści zupełnie zapomniani (np. kobiecy zespół Malaria), w tle brzmi znakomita muzyka i skrzy imponujące poczucie humoru autorów. Ten film odświeża mit i nadaje mu nowe, atrakcyjne oblicze.

"Miara człowieka" materiały prasowe

Miara człowieka (The Measure Of Man), reż. Stephane Brize, Francja 2015

Filmów na takie tematy powstaje i powstawać będzie coraz więcej. To skromna, zwyczajna, a przez to - tym bardziej wstrząsająca, prekariacka opowieść o poniżeniu i obronie godności bez oglądania się na to, czy da się zapłacić kolejną ratę kredytu. Prekariat jej pewnie nie zobaczy, bo nie ma pieniędzy, czasu, a i też chyba specjalnej ochoty, żeby oglądać sceny, od których - czasem za wszelką cenę - próbuje uciec.

"Wada ukryta" materiały prasowe

Wada ukryta (Inherent Vice), reż. Paul Thomas Anderson, USA 2014

To, że Paul Thomas Anderson jest bezbłędny, wiadomo od lat, na to że kiedy zmierzy się ze świetnym tekstem Thomasa Pynchona efekt może być znakomity - można było stawiać w ciemno. I rzeczywiście: wciągająca, pełna zaskakujących zwrotów akcja, plejada wielowymiarowych, ekscentrycznych postaci, świetne aktorstwo, znakomite żarty - ten film nie ma żadnych wad ukrytych. To naprawdę smutne, że jego polski dystrybutor ciągle przekłada jego oficjalną premierę.

"Zawieszona młodość" profil promujący film na FB

Zawieszona młodość (Necktie Youth), reż. Sibs Shongwe-La Mer, RPA, Holandia 2015

Filmów na ten temat: że współczesna młodzież jest kompletnie zagubiona w świecie łatwo dostępnych narkotyków, taniego seksu i wszechmocnych serwisów społecznościowych, powstaje ostatnio sporo, nawet na samym festiwalu było ich kilka. Ale mało który robi tak mocne wrażenie, jak ten. To pełen brudu, hałasu, emocji i płynów fizjologicznych obraz współczesnej młodzieży z RPA, która oprócz problemów które dzieli z rówieśnikami z Europy czy USA, musi jeszcze borykać się z dziedzictwem apartheidu. Ten film to "Transportting" na południowoafrykańskich dopalaczach.

Aferim! Aferim! materiały prasowe

Brawo! (Aferim!), reż. Radu Jude, Rumunia 2015

Nic dziwnego, że ten film zrobił w swej ojczyźnie zamieszanie na miarę emocji, które w Polsce wzbudza "Ida". To bowiem imponujące swoim filmowym rozmachem, ale i bezwzględną dogłębnością zmaganie z trudnymi narodowymi tematami: szowinizmem, antysemityzmem czy homofobią. Jako, że głównym wątkiem tego rozliczeniowego westernu jest stosunek do mniejszości romskiej, zabrzmiał on wyjątkowo mocno w mieście, którego władze dosłownie dzień przed jego festiwalowym pokazem wydały polecenie rozjechania buldożerami osiedla Romów.

"Na progu śmierci" kadr z trailera

Na progu śmierci (Near Death Experience), reż. Benoit Delepine, Gustave Kervern, Francja 2014

Kolejna sposobność, żeby zobaczyć na ekranie francuskiego pisarza Michaela Houllebecqa (ale pierwsza, żeby ujrzeć jak, w kolarskim uniformie, tańczy na skałach do piosenki zespołu Black Sabbath). Mistrz współczesnej literatury przeniósł na ekran nie tylko swój radykalnie autoironiczny wizerunek, ale i zajadłą zgorzkniałość i mizantropię. Jako bohater tego, zacierającego granice między fikcją i faktami, filmu, Houllebecq gardzi naturą, kulturą, ludźmi i samym sobą, ucieka w gest Hemingwaya, pozbawiony jednak heroizmu w stylu macho i gest Waldena, wypruty z ekologii.

"Syn Szawła" materiały prasowe

Syn Szawła (Son of Saul), reż. Laszlo Nemes, Węgry 2015

Świetny dowód na to, że o Holokauście wciąż można jeszcze mówić w kinie tak, że widzowi po seansie trzęsą się ręce. To opowieść o skrajnym, samobójczym i morderczym zarazem szaleństwie, które w obozowej rzeczywistości ma być ostatnim szańcem obrony resztek człowieczeństwa. Zrealizowana jest w taki sposób, że iluzja znalezienia się w samym środku obozowego piekła jest dojmująca i trwa jeszcze długo po wyjściu z kina. Ten film zostawia brud pod paznokciami.

Więcej o: