Kalina Jędrusik, przepiękna i utalentowana aktorka, słynęła z ostrego języka. Anegdotę o jej spotkaniu ze strażakiem opowiedział m.in. Gustaw Holoubek w wywiadzie udzielonym magazynowi 'Charaktery' w 2006 roku. Podobno podczas jednej z prób w teatrze Kalina Jędrusik zapaliła na scenie papierosa, a wtedy uwagę zwrócił jej strażak, upominając, że w pomieszczeniu nie wolno palić.
Wielka diwa polskiego kina w niewybrednych słowach dała do zrozumienia mężczyźnie, co myśli o jego sugestii. - Odp...l się, strażaku - miała odpowiedzieć aktorka.
Wzburzony strażak, nieprzyzwyczajony do takiego zachowania, oddalił się za kulisy, by przemyśleć sprawę i przygotować ciętą ripostę. Kiedy wrócił po kilku minutach na scenę, na miejscu nie było już Jędrusik, tylko Barbara Rylska.
Rozwścieczony strażak, tak skupiony na kiełkującym gniewie i poczuciu krzywdy, nie zwrócił uwagi na tak drobny detal i krzyknął do aktorki: - Ja też potrafię przeklinać, ty k...o stara!
Zdumiona Rylska pobiegła poskarżyć się Edwardowi Dziewońskiemu, który był reżyserem spektaklu. Aktorka powiedziała, że strażak ewidentnie oszalał, ponieważ zwyzywał ją bez żadnego konkretnego powodu. Urażony reżyser postanowił zainterweniować i bronić honoru swojej gwiazdy. Podszedł do strażaka i bez ogródek powiedział: - A pan jest ch..! Problem polegał na tym, że rozwścieczony reżyser także pomylił strażaków i obraził nie tego człowieka.
Słynący ze słabości do alkoholu Jan Himilsbach był aktorem, pisarzem, scenarzystą i zawodowym kamieniarzem, a także bohaterem wielu barwnych opowieści.
Choć grywał głównie w epizodach i na drugim planie, zyskał status kultowego aktora za sprawą ról w 'Rejsie', 'Brunecie wieczorową porą' i 'Wniebowziętych'. Było też powszechnie wiadomo, że przez całe życie nadużywał alkoholu i lubił imprezować. Opowieści o jego wyczynach odbiły się szerokim echem w środowisku aktorskim i zdążyły przez lata obrosnąć w legendy.
Pewnego razu, kiedy aktor wciąż dochodził do siebie po wieczornej imprezie, został zauważony przez przechodniów. Mijająca leżącego w kałuży mężczyznę kobieta z kilkuletnim synkiem postanowiła przestrzec w obrazowy sposób chłopca przed zgubnymi skutkami picia. - Widzisz synku, jak się nie będziesz uczył, to tak skończysz - powiedziała.
Na co chłopiec, wzburzony zauważył: - Ależ mamo, przecież to nasz wspaniały aktor i literat Jan Himilsbach!
Aktor, gdy usłyszał swoje nazwisko, przebudził się. Wynurzył się z kałuży i swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem zawołał do zdziwionej kobiety: - I co, k***a, głupio ci!?
Wielkim żartownisiem był choćby Adolf Dymsza, jeden z najbardziej znanych aktorów rewiowych i filmowych przed- i powojennego kina. Dymsza dzielił przez pewien czas garderobę w Syrenie z Tadeuszem Olszą, z którym nie bardzo mogli się dogadać.
Dymsza zawsze stawiał się w pracy sporo przed czasem, bo dojeżdżał spod Warszawy i bał się spóźnienia. Olsza z kolei zawsze wpadał do teatru tuż przed spektaklem. Pewnego Dnia Dymsza przyjechał do Syreny rano i... przemalował jasne ściany garderoby na 'ognisty burgund', a także poprzestawiał meble.
- No i jak Olsza swoim zwyczajem wpadł w ostatniej chwili do garderoby, rozejrzał się zdziwiony po wnętrzu, bąknął: 'Oj, przepraszam, pomyliłem się', odwrócił się na pięcie i wyszedł. To był cały Dymsza. Potrafił poświęcić wiele godzin przygotowań dla jednego udanego żartu' - wspomina Piotr Fronczewski w swojej biografii.
Aktorzy teatralni czasem próbują 'ugotować' innych aktorów na scenie - rozśmieszyć na tyle, by na chwilę wypadli z roli. Gdy Fronczewski grał w Teatrze Współczesnym, na scenie była wystawiana sztuka 'Po górach, po chmurach' Ernesta Brylla.
Wiesław Michnikowski, który grał w niej woła, prowadzonego w zaprzęgu przez Mieczysława Czechowicza, któregoś razu zainstalował w zadzie woła światło stopu. Nic dziwnego, że gdy zaskoczył tym Czechowicza, ten nie mógł powstrzymać śmiechu. Ale to nie był koniec tej historii.
Dyrektor teatru zapowiedział Michnikowskiemu, że nie życzy sobie więcej tego żartu podczas przedstawienia. Aktor wziął sobie jego słowa do serca i dlatego następnym razem w tym samym momencie Czechowicz zobaczył otwierającą się klapkę z karteczką 'UWAGA! Brak świateł stopu'. - Biedny Miecio znowu się kompletnie ugotował - wspomina Fronczewski.
Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz to jeden z najbarwniejszych aktorskich, jeśli nie najbarwniejszy, duet PRL-u. Poznali się a planie kultowego już dzisiaj 'Rejsu' Marka Piwowskiego. Później zagrali razem jeszcze w kilku filmach, a nie tylko w Warszawie słynne były ich wyczyny - obaj lubili się bawić, nie stroniąc od alkoholu.
Dzisiaj niektórzy twierdzą, że wtoczyli się do SPATIF-u, inni twierdzą, że rzecz działa się w Czytelniku. W każdym razie pijani Himilsbach i Maklakiewicz mieli wejść do środka i zebrani w środku goście mieli usłyszeć: Inteligencja, wyp...alać!
Słyszący te słowa Gustaw Holoubek miał wstać i spokojnym głosem przemówić do zebranych w knajpie: Nie wiem jak państwo, ale ja wyp...alam.
I wyszedł.
Tadeusz Łomnicki, aktor znany wielu z roli tytułowej w 'Panu Wołodyjowskim' Jerzego Hoffmana, podobno miał duży temperament i brakowało mu dystansu do siebie. Piotr Fronczewski, w wywiadzie-rzece udzielonym Marcinowi Mastalerzowi, podkreślając to, jak wielkim artystą był Łomnicki, opowiada m.in. taką anegdotę:
W czasie stanu wojennego ogromna część środowiska aktorskiego bojkotowała radio i telewizję w ramach protestu. Jakiś młodszy od Łomnickiego aktor zasugerował w trakcie rozmowy na ten temat, że może zamiast w ogóle nie grać, trzeba po prostu grać źle. - Na to Łomnicki spojrzał na niego z ukosa - wspomina aktor w 'Ja, Fronczewski' - i uciął: Panu łatwo mówić.
Klub Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu był miejscem, gdzie spotykali się najbardziej barwni przedstawiciele kultury. Liczba anegdot związanych z tym miejscem idzie pewnie przynajmniej w dziesiątki, ale warto przypomnieć tę związaną z Bronisławem Pawlikiem, którą opowiadał m.in. Adam Hanuszkiewicz.
Otóż, Pawlik słynął z tego, że pojawiał się w SPATIFie regularnie, po skończonej pracy, na dwie setki wódki. I z tego, że z teatru zwykle wracał do domu samochodem. Jak to łączył?
Parkował przed klubem,wchodził do środka, zamawiał w barze od razu dwa kieliszki, płacił, wypijał od razu jeden po drugim i biegiem gnał do samochodu, żeby zdążyć dojechać do domu - Mam obliczone, że promile nie zdążą mi dojść do krwi, nim dojadę do domu - tłumaczył podobno.
Jednego wieczora wpadł do SPATIFu jak burza, zapłacił za tzw. lornetę i od razu pobiegł do auta, zapominając wypić wódkę, bo barman nie zdążył nawet jeszcze nalać.
W książce 'Ja, Fronczewski' - rozmowie Marcina Mastalerza z aktorem - Piotr Fronczewski, który przyjaźnił się z Gustawem Holoubkiem, przytoczył też anegdotę dotyczącą życia prywatnego wybitnego aktora. Kiedyś, wkrótce po ślubie z Magdaleną Zawadzką, Holoubek wybrał się z nią w odwiedziny do przebywającego w szpitalu chorego Tadeusza Konwickiego.
Gdy aktorska para pojawiła się na korytarzu, pielęgniarka zerknęła na nich, po czym zajrzała do sali chorych i powiedziała do Konwickiego: Panie Tadeuszu, przyszła do pana pani Magda Zawadzka i pan Zawadzki.
- Telewizja powtarzała 'Przygody Pana Michała' raz za razem, więc pod względem tak zwanej popularności kojarzona z Baśką Wołodyjowską Magda biła na głowę grywającego głównie w teatrze Gucia - skomentował to Fronczewski.
Mówi się często, że aktorzy muszą być trochę narcyzami, że używanie emocji w zawodzie pasuje do osób, które pokazują emocje także w życiu... We wspomnieniu o Bronisławie Pawliku, aktor Władysław Kowalski opowiadał o tym, co pewnego wieczora 1960 roku zdarzyło się w warszawskim teatrze Ateneum.
Wydarzenie miało miejsce podczas spektaklu 'Testament psa' w reżyserii Konrada Swinarskiego. Pawlik, znany choćby z 'Lalki' czy serialu 'Alternatywy 4', a także - z czego akurat nie był specjalnie zadowolony - z tego, że w telewizyjnym programie dla dzieci 'Miś z okienka' powiedział na koniec, nie wiedząc, że emisja trwa: - A teraz, kochane dzieci, pocałujcie misia w d..., grał jedną z dwóch głównych ról.
- To napisał Brazylijczyk Ariano Suassuna i rozgrywało się jakby w południowoamerykańskim tańcu. Naprawdę świetne przedstawienie, co chwila był w nim jakiś powód do śmiechu - opowiadał Kowalski, dodając: Jednak kiedy przez pierwsze pięć minut widownia ani razu się nie roześmiała, Bronek się na nią obraził. Grał to samo, co zawsze, ale obrócił się tyłem i do końca przedstawienia nie pokazał widzom twarzy.