Robert Allen Zimmerman (hebr. Shabtai Zisel ben Avraham) urodził się maleńkim miasteczku Duluth w stanie Minnesota w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej. Potem przeniósł do równie zapyziałego Hibbing. Tam posłuchał pierwszych radiostacji z Luizjany, założył na ramię gitarę i zamarzył o zmianie nazwiska. Kilka lat później zainspirowała go poezja Dylana Thomasa. W swojej autobiografii tłumaczy: "Rodzimy się czasem w nieodpowiedniej rodzinie, z nieodpowiednim nazwiskiem. Ale możemy się nazwać jak nam się podoba. W końcu jesteśmy wolni."
Folkowa fascynacja zaczęła się dla Boba pod koniec lat 50., gdy przeniósł się na uniwersytet w Minnesocie. Pruderyjna Ameryka lat 50. jak ognia bała się rock and rolla, ale on, zapatrzony w pieśniarza Woody'ego Guthriego, to w folku ujrzał zalążek wielkiej społecznej rewolucji i rozpaczliwy głos o obaleniu niesprawiedliwości społecznej.
Soundtrack: Woody Guthrie "This Land Is You Land"
Czas narodzin folkowego geniusza, który staje nam dziś przed oczami gdy wymawiamy nazwisko "Dylan". W ferworze rewolty początku lat 60. Bob tworzy piosenki, które dziś encyklopedie muzyki nazywają "manifestami pokolenia". Zresztą lata 1963-1966 to okres na osobną muzyczną encyklopedię. Wystarczy wspomnieć: 1963 rok to płyta "Freewheelin' Bob Dylan" (a na niej m.in. "Blowin' In The Wind"), 1965 - "Bringing It All Back Home" ("Subterranean Homesick Blues" i "Mr Tambourine Man") i "Highway 61 Revisited" ("Like a Rolling Stone")
Soundtrack: Waleczni Bob Dylan i Joan Baez w trakcie marszu na Waszyngton w 1963 roku:
Gdy w 1969 r. całe pokolenie dzieci-kwiatów zjechało na festiwal w Woodstock, Bob Dylan był już Wielkim Nieobecnym. Jego cichy muzyczny powrót do korzeni zaowocował płytami w stylu country, a introwertyczne wycofanie zakończyło rozpadem małżeństwa, które paradoksalnie przyniosło jedną z jego najlepszych i najlepiej sprzedających się płyt "Blood on the Tracks". A w apogeum lat 70. Dylan nawrócił się gorliwie na chrześcijaństwo i nagrał kilka płyt... gospel.
Soundtrack: Dylan puka do nieba bram:
Zagrał w słynnym "We are the World" - singlu wspomagającym walkę z głodem w Afryce. Kursował po całej Ameryce z Tomem Petty i jego zespołem The Heartbreakers. Przez krótki czas zawitał nawet do świata rapu, wdając się w kolaborację z Kurtisem Blowem. Ale aż do wydania "Oh, Mercy" w 1989 roku, lata 80-te postrzegane są jako artystyczny upadek boba Dylana, albo przynajmniej seria potknięć geniusza.
Soundtrack: Tak, ten rapowy "flow" na początku to NAPRAWDĘ Bob Dylan:
Przez siedem lat walczył z brakiem weny. Odgrzewał swoje klasyczne folkowe piosenki i sam je coverował wydając kompilacje dawnych przebojów. Aż do 1997 roku. Wydana wtedy płyta "Time out of Mind" stała się objawieniem, hitem list przebojów i albumem na miarę Grammy za płytę roku. I honorową nagrodę za "wpływ na całe pokolenie" od prezydenta Billa Clintona.
Soundtrack: Tak brzmi mistrz wracający do wielkiej formy:
Wiemy o nim tak dużo, a jednak niewiele. Jak niewiele, pokazuje nieznany wcześniej, opublikowany właśnie wywiad z 1966 r. Dylan wyznaje w nim, że na początku lat 60. był uzależniony od heroiny, choć przez ostatnie 40 lat spekulacje te nie znalazły potwierdzenia. "Śmierć jest dla mnie niczym'' - mówi dalej otwarcie. "Nie znaczy dla mnie nic, mogę umrzeć szybko". Trudno w to uwierzyć patrząc na dekady, które przyszły później.
Soundtrack: Paradoks Dylana: Bale jest Dylanem, Gere jest Dylanem, Ledger jest Dylanem, nawet Cate Blanchett jest Dylanem: