Głucha matka po porodzie nie zawsze ma nawet kogo zapytać, czy z jej dzieckiem wszystko w porządku

Głusi żyją obok nas, są obywatelami tego samego kraju, są naszymi sąsiadami, współpracownikami, niewiele jednak o nich wiemy. Powszechne jest przekonanie, że głusi nie słyszą, ale potrafią czytać. Tymczasem dla wielu głuchych język polski jest językiem obcym.

Dagmara Dąbek: Skąd pomysł na książkę?

Anna Goc, autorka książki "Głusza": Jako słysząca dziennikarka niewiele wiedziałam o osobach głuchych - nie mam w rodzinie nikogo głuchego, nie miałam też głuchych znajomych. Sześć lat temu do redakcji "Tygodnika Powszechnego" zgłosiła się kobieta, która ma głuchą siostrę, głuchego szwagra i słyszącego kilkuletniego siostrzeńca. Opowiedziała mi o pewnym zdarzeniu: jej siostrzeniec stracił przytomność, a jego głusi rodzice nie mieli jak wezwać karetki pogotowia. Pobiegli więc do sąsiadki i prosili ją, by zadzwoniła po pomoc. Sporo czasu musiało upłynąć, zanim przekazali jej, co się dzieje i wspólnie zadzwonili na pogotowie. A gdyby tamtego dnia sąsiadki nie było w domu? 

Jak to możliwe - zastanawiałam się wtedy - że w dwudziestym pierwszym wieku nie ma systemu powiadamiania, który pozwalałaby głuchym wezwać samodzielnie pomoc? 

Głusi żyją obok nas, są obywatelami tego samego kraju, jednak na co dzień mierzą się z barierami komunikacyjnymi, z których istnienia my - słyszący - często nie zdajemy sobie nawet sprawy. Zapytałam kilkoro słyszących znajomych, co wiedzą o ludziach głuchych i polskim języku migowym. Wiedzieli niewiele, podobnie jak ja wtedy. Głusi są jedną z najmniej poznanych mniejszości językowo-kulturowych. Stąd pomysł na książkę. 

Zobacz wideo Pierwszy w historii zespół osób głuchych zgłoszony do preselekcji Eurowziji

Więcej o kulturze przeczystasz na stronie głownej Gazeta.pl

Udało wam się spotkać? Jak wyglądało to spotkanie? 

Spotkaliśmy się kilka dni później. Pamiętam, że gdy zaczęliśmy rozmowę, podbiegł do nas syn głuchego małżeństwa i zaczął migać ze swoją mamą. Zdziwiłam się, bo miał zaledwie kilka lat, a migał biegle. "Czy on też jest głuchy?" - zapytałam. "Nie, słyszy" - odpowiedziała siostra głuchej kobiety. "Potrafi i migać, i mówić" - wyjaśniła, a ja zdałam sobie sprawę, że moje pytanie było bez sensu, bo to przecież oczywiste, że dziecko nauczyło się języka, którym posługują się jego rodzice. 

Tamtego dnia pojawiło się w naszej rozmowie sporo innych tematów: gabinety lekarskie, w których głusi mają problem, żeby zrozumieć, co mówią lekarze i jak będzie przebiegało leczenie; rynek pracy ze słabą ofertą dla głuchych i nieświadomymi ich potrzeb pracodawcami; wreszcie - stan edukacji w szkołach dla głuchych. Z opublikowanego pod koniec grudnia ubiegłego roku raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że 60 proc. nauczycieli, którzy pracują w szkołach dla głuchych dzieci, nie zna biegle polskiego języka migowego - mają więc nie tylko utrudniony kontakt ze swoimi głuchymi uczniami, lecz także często nie mogą przekazać im pełnej wiedzy. Warto dodać, że nauczyciele też są w trudnej sytuacji, bo coraz częściej w szkołach dla głuchych głusi są mniejszością. W klasie są też osoby słabosłyszące czy dzieci z afazją, które mają różne potrzeby komunikacyjne.

Sześć lat temu głusi, o których pani wspomina poszli po pomoc do sąsiadów. A czy teraz to się zmieniło? Jak dziś mogą wezwać karetkę? 

Działa aplikacja "Alarm112", która umożliwia głuchym wezwanie pomocy. Głusi muszą się najpierw zarejestrować i podać swoje dane, także adres zamieszkania. A potem - w sytuacji kryzysowej - wybierają opcje podpowiadane przez aplikację, zaczynając od tego, jaki rodzaj służby ratunkowej chcą wezwać - straż pożarna, policja, ratownictwo medyczne. Odpowiadają na pytanie czy ratownicy mają przyjechać do domu, czy pod inny adres. Aplikacja umożliwia także telefoniczny kontakt z numerem 112 i wysyłanie wiadomości do operatora aplikacji. Niestety za jej pośrednictwem głusi nie mogą połączyć się online z tłumaczem polskiego języka migowego. 

W takim razie osoba, która korzysta z aplikacji musi umieć czytać? Czy są tam jakieś obrazki?

Głusi, którzy korzystają z aplikacji, widzą proste komunikaty i piktogramy przedstawiające różne schorzenia. Aplikacja została tak pomyślana, by mogli z niej skorzystać zarówno głusi dwujęzyczni, jak i ci, którzy nie posługują się biegle językiem polskim. Jednak pojawiają się sygnały, że dla niektórych głuchych rozmowa z operatorem, czyli wysyłanie wiadomości tekstowych, jest trudna, bo operator zadaje pytania, których głusi mogą nie zrozumieć. 

Warto pamiętać, że język polski i PJM to dwa różne języki, każdy z nich ma inną gramatykę. Głusi opowiadali mi, że ich wiadomości SMS były często ignorowane, także w sytuacji zagrożenia, uznawane za agramatyczne, bo pisząc je po polsku zachowywali gramatykę PJM.

Nie każdy głuchy potrafi czytać i pisać?

Głusi to bardzo duża grupa. Z szacunkowych danych Polskiego Związku Głuchych wynika, że w Polsce żyje około pól miliona osób z różnym ubytkiem słuchu, w tej grupie jest około sto tysięcy osób, które na co dzień używają polskiego języka migowego. Są wśród nich osoby dwujęzyczne - biegle migają i czytają po polsku. I takie, dla których język polski jest językiem obcym - nie potrafią pisać i czytać po polsku. 

Dlaczego jedni są w stanie się nauczyć języka polskiego, a inni nie?

Zapytałam o to Małgorzatę Talipską, jedną z bohaterek "Głuszy", liderkę środowiska głuchych, działaczkę społeczną, prezeskę Instytutu Spraw Głuchych. Odpowiadając poprosiła, żebym wyobraziła sobie pewną scenę: matka zabiera swoje słyszące dziecko na spacer. Obserwują wspólnie ptaki w parku, mama opowiada o nich dziecku. Idą dalej, mama spotyka sąsiadkę, zamienia z nią parę słów. Wracają do domu, ktoś dzwoni, więc mama ścisza głos, by dziecko nie usłyszało, że jest zdenerwowana. Słyszące dziecko cały czas poznaje nowe słowa. Uczy się języka, choć jeszcze nie zaczęło mówić. Głuche dziecko jest tego wszystkiego pozbawione. To, czy nauczy się języka polskiego, zależy jednak od bardzo wielu czynników, także od tego, jak przebiega jego edukacja. 

W wielu krajach - co opisywała Magdalena Dunaj w książce "W stronę edukacji dwujęzycznej dzieci głuchych w Polsce. Co wiemy? Czego nie wiemy? Co należy zrobić?" - stosuje się metodę dwujęzyczną w nauczaniu głuchych dzieci języka. Najpierw uczy się je języka migowego, bo ten mogą przyswoić bez przeszkód, a potem, gdy już znają jeden język, uczy się je drugiego, czyli na przykład polskiego, jako obcego. W Polsce metoda ta nie została systemowo wprowadzona. 

Sytuację głuchych dzieci zmieniają także badania przesiewowe słuchu, które w Polsce są prowadzone od ponad dwudziestu lat, a także coraz powszechniejsze operacje wszczepienia implantu ślimakowego, który wychwytuje dzięki z otoczenia, przetwarza je i wysyła do nerwu słuchowego. Dzieci z wcześnie wszczepionym implantem i po rehabilitacji słuchowej, bardzo często trafiają do szkół masowych z dziećmi słyszącymi. Pierwsze pokolenia, które miały wszczepiony implant bardzo wcześnie, właśnie wchodzą w dorosłość i być może zaczną dzielić się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami. 

Czyli tak naprawdę dla niektórych głuchych język polski to język obcy?

Tak, wielu głuchych potrafi pisać i czytać, ale są też głusi, którzy nie znają języka polskiego albo posługują się nim w ograniczonym zakresie. Są i tacy, którzy w związku z tym, jak wyglądała ich edukacja, nie opanowali w pełni żadnego języka - ani polskiego, ani migowego. Niektóre fragmenty książki wysyłałam do autoryzacji w PJM - prosili o to głusi, którzy nie potrafią czytać. 

Zrozumienie tego problemu pozwala inaczej spojrzeć na postulaty środowiska głuchych, wśród których są m.in. wprowadzenie edukacji dwujęzycznej do szkół czy powszechny dostęp do tłumaczy PJM w instytucjach publicznych. 

Co się zmieniło na przestrzeni tych sześciu lat?

Instytucje publiczne zostały zobowiązane dwiema ustawami - ustawą o polskim języku migowym z 2011 r. i ustawą o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami z 2019 r. - do zapewnienia komunikacji osobom głuchym. Głusi mogą wnioskować o zapewnienie tłumacza polskiego języka migowego, mogą wybierać preferowaną formę komunikacji, a jeśli instytucja nie wywiąże się z tego obowiązku, mogą złożyć skargę, która - jeśli zostanie pozytywnie rozpatrzona - oznacza grzywnę dla instytucji. 

Jednym z problemów, na który głusi zwracają uwagę, jest brak tłumaczy PJM, a także niewystarczające docenianie ich pracy. Przez ostatnie sześć lat spotykałam się z głuchymi, którzy żyją w miastach, gdzie jest dużo profesjonalnych tłumaczy PJM i w miejscach, gdzie dostępność tłumaczy jest niewielka. 

Na pewno sytuacja osób głuchych w Polsce się poprawia, także dlatego, że sami głusi coraz skuteczniej domagają się swoich praw. Wciąż się jednak zdarza, że głusi są dyskryminowani. Zaledwie dwa tygodnie temu Tomasz Świderski, historyk i nauczyciel historii, głuchy od urodzenia, opisywał w mediach społecznościowych, co spotkało go w salonie Vectry. "Kończy mi się umowa. Jakie są oferty przedłużenia" - napisał Świderski na kartce. "My w tym salonie nie obsługujemy osób niedosłyszących" - odpisała pani z obsługi. Dopiero po interwencji i nagłośnieniu sprawy, firma wysłała przeprosiny i zobowiązała się do przeprowadzenia szkolenia wśród pracowników z obsługi osób z niepełnosprawnościami. 

Czyli każde większe przedsięwzięcie głusi muszą zaczynać od znalezienia tłumacza…

Niekoniecznie. Głusi dwujęzyczni, którzy chcą swoje sprawy załatwiać samodzielnie, wybierają komunikacje pisemną. I mają do tego prawo. Ci głusi, którzy nie znają języka polskiego potrzebują tłumacza PJM. Głucha znajoma powiedziała mi kiedyś: "Zobacz, jeśli ty chcesz złożyć wniosek w języku polskim o dofinansowanie swojego projektu zawodowego, możesz to zrobić bez większych problemów. Ja muszę się upewnić, że dobrze zrozumiałam zasady przyznawania dofinansowania, które są opisane po polsku, a potem napisać wniosek, także po polsku, czyli w języku, którym na co dzień się nie posługuję. Jeśli potrzebuję do tego tłumacza, muszę złożyć kolejny wniosek - o zapewnienie tłumacza". 

Obszarem, który jest przez głuchych wskazywany jako ten, który wymaga pilnych i szybkich zmian, poza edukacją, jest opieka zdrowotna. Można sobie tylko próbować wyobrazić, co przeżywa głucha kobieta, która jest przed porodem i nie może o nic zapytać, bo szpital nie zapewnił tłumacza PJM. Dostaje do podpisania dokumenty, z których nie wszystko rozumie. Lekarz albo położna mówią do niej, mają maseczki, co dodatkowo utrudnia komunikację. Po porodzie nie ma nawet jak zapytać, czy z jej dzieckiem wszystko dobrze. 

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak się czują głuche kobiety w takiej sytuacji. Głuche kobiety muszą sobie same zorganizować tłumacza na czas porodu? Szpital nie jest w stanie tego zapewnić?

Dzisiaj szpitale są zobowiązane wspomnianymi dwiema ustawami - ustawą o polskim języku migowym i ustawą o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami - do zapewnienia tłumacza PJM, ale z relacji głuchych kobiet wynika, że wciąż nie zawsze się z tego wywiązują. Dawniej głuche kobiety na czas porodu prosiły swoje słyszące matki, siostry, a nawet wychowawczynie szkolne, by poszły z nimi do szpitala jako ich tłumaczki. To one szukały tłumacza PJM, uzgadniały z nim termin, a potem - pokrywały koszt tłumaczenia porodu. Ostatnio rozmawiałam z głuchą kobietą, która porównywała swoje dwa porody. Pierwszy - bez tłumacza, z licznymi trudnościami, niewiadomymi i związanym z tym ciągłym stresem. Drugi - z tłumaczką zapewnioną przez szpital. "Zupełnie inne doświadczenie" - mówiła o tym drugim.

Czy osoba niesłysząca w Polsce jest uznawana za osobę niepełnosprawną? Z jakimi się pani spotkała opiniami?

Bohaterowie i bohaterki mojej książki mówią o "głuchych" przez małe "g" - nawiązują wtedy do głuchoty w sensie medycznym. I o "Głuchych" przez duże "G" - gdy odnoszą się do tożsamości, języka, kultury i wspólnoty doświadczeń. Głusi, z którymi rozmawiałam, czują się częścią mniejszości językowo-kulturowej. "Niepełnosprawni czujemy się tylko między wami, słyszącymi, a gdy jesteśmy sami, głusi z głuchymi i możemy migać, nie czujemy się inni" - mówią bohaterowie "Głuszy". Jedyna różnica między nami polega na tym, że głusi posługują się innym językiem.

W czasie podróży do Dublina, gdzie kilkanaście lat temu otwarto Deaf Village Ireland - miejsce, w którym głusi spotykają się, pracują i odpoczywają, znalazłam się przez chwilę jako jedyna słysząca wśród głuchych. I to ja miałam problem, by się z kimkolwiek porozumieć. 

Anna Goc, dziennikarka "Tygodnika Powszechnego" i laureatka Stypendium im. Ryszarda Kapuścińskiego, w swojej książce "Głusza" (Wydawnictwo Dowody, 2022) oddaje głos głuchym.

'Głusza' Anny Goc'Głusza' Anny Goc wyd. Dowody na Istnienie

Zobacz też: Głusi: Kiedy się kłócimy, potrafimy zbić szklankę. Nie można się kłócić małymi gestami

Więcej o: