"Gdyby Dymsza urodził się w Ameryce, zagnałby do rogu Charliego Chaplina". Bawił nawet spojrzeniem

Adolf Dymsza był jednym z najwybitniejszych komików w Polsce. W pamięci wielu zapisał się rolą "Dodka" i Alfreda Ziółko. Kiedy zdobył ogromną sławę, wybuchła wojna, ale mimo to nie przestał występować na scenie. Jedni uważają go za bohatera, inni za zdrajcę.

Dymsza tak naprawdę nazywał się Adolf Bagiński. Jego pseudonim artystyczny powstał, gdy występował w Teatrze Miraż. Mężczyzna wymyślił wówczas, że chciałby być znany jako "Scipio del Scampio". Istnieją dwie hipotezy dlaczego mimo to został Dymszą. Pierwsza mówi, że gdy zadzwoniono z teatru z prośbą o podanie scenicznego nazwiska aktora, telefon odebrała jego siostra Zuzanna. Nie mogła znaleźć kartki z zapisanym pseudonimem, więc na szybko wymyśliła Dymszę. Druga hipoteza głosi, że to sam Adolf zdecydował się na taki pseudonim po tym, jak przeczytał w prasie o pośle carskiej Dumy Leopoldzie Dymszy.

Zobacz wideo Danuta Stenka wspomina stare czasy. "Dziewczyny w teatrze przynosiły ciuchy"

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Trudne początki kariery Dymszy. Był beznadziejny?

Adolf Bagiński urodził się 7 kwietnia 1900 r. Chodził do gimnazjum, a później uczył się w Szkole Handlowej Wewelberga. Teatrem interesował się już w czasach nastoletnich. W wieku 17 lat stawiał swoje pierwsze sceniczne kroki w półamatorskich spektaklach, m.in. w Teatrze im. Staszica. Film Polski podaje, że gdy Dymsza osiągnął pełnoletność, zadebiutował w filmie krótkometrażowym "Roztargniony krawiec". Po ukończeniu szkoły rozpoczął pracę w biurze rejenta, a także był instruktorem tańca i wodzirejem na zabawach.

W 1921 roku nadarzyła się okazja do wystąpienia na scenie teatru Qui Pro Quo. Była to możliwość do pokazania się w słynnym miejscu, które mogło przynieść mu sławę. Po spektaklu stwierdzono jednak, że Dymszy fatalnie poszło i zdecydowano o zdjęciu jego nazwiska z afisza. Aktor zaczął występować w Cukierni Zakopiańskiej. Podczas jednego z pokazów zobaczył go jeden z pracowników Qui Pro Quo, który ponownie zaprosił Dymszę na scenę słynnego teatru w 1925 r. Tym razem występ Adolfa okazał się strzałem w dziesiątkę. Na spektaklach pojawiały się tłumy, chcące zobaczyć wschodzącego króla komedii potrafiącego rozbawić nawet jednym ruchem brwi. 

Małżeństwo wybitnych artystów. Tragedia w domu Dymszy

W Qui Pro Quo Dymsza poznał również swoją przyszłą żonę - Zofię Olechnowicz. Była jedną z tancerek grupy baletowej Tacjan Girls małżeństwa Wysockich. Adolf zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, wiedział, że Zofia zostanie jego żoną. Dopiął swego, jednak nie było to łatwe z uwagi na młody wiek tancerki. Potrzebna była specjalna zgoda od Kościoła, aby zakochani mogli się pobrać. Po uzyskaniu tzw. indultu Adolf i 17-letnia Zofia stanęli na ślubnym kobiercu. 

Młodzi bardzo szybko doczekali się trójki dzieci. Niestety wszystkie zachorowały na grypę i zmagały się z poważnymi powikłaniami. Mimo opieki lekarzy i krwi, którą Dymsza oddawał, gdy tylko mógł, ich pociechy zmarły. Małżeństwo jednak dalej marzyło o wielkiej rodzinie. Udało im się spełnić to pragnienie i powitać na świecie kolejne dzieci. Były to cztery dziewczynki: Wisława, Jadwiga, Janeczka i najmłodsza Anita urodzona w 1944 r. Dzięki swojemu talentowi Adolf dużo zarabiał i zapewniał swojej rodzinie odpowiedni byt. Mieszkali w pięknym lokum, mogli sobie pozwolić na nianię, a na dodatek jeździli nowoczesnymi zagranicznymi samochodami.

Aktor filmowy i teatralny. Polski "Charlie Chaplin"

Dymsza był wybitnym artystą, który zabawiał publiczność ze sceny. Cieszył się ogromną sławą przed wojną. Jak podaje portal Encyklopedia Teatru, w latach 30. można było go zobaczyć na deskach wielu warszawskich teatrów, m.in. w Teatrze Banda, Teatrze Polskim,czy Cyruliku Warszawskim. Ogromny talent komediowy sprawił, że scenariusze pisali dla niego m.in. Julian Tuwim i Marian Hemar. Mowa m.in. o wodewilu "Kariera Alfa Omegi", w którym Dymsza wcielał się w tytułową postać.

Gdyby Dymsza urodził się w Ameryce, zagnałby do rogu Charliego Chaplina, Bustera Keatona i Harolda Loyda

- pisał o nim Hemar, którego słowa przytacza Plejada.

Sceniczny talent komediowy przeniósł się również na ekrany. Według Akademii Polskiego Filmu Dymsza zagrał w pierwszym polskim filmie z bezpośrednio rejestrowanym na taśmie filmowej dźwiękiem "Każdemu wolno kochać" w reżyserii Mieczysława Krawicza i Janusza Warneckiego z 1933 r. Jak podaje portal Filmweb, wcześniej występował w produkcjach "Janko Muzykant" i "Sto metrów miłości". Od 1935 r. Dymsza stał się królem komedii w polskim kinie. Można było go zobaczyć w "Dodku na froncie", gdzie wcielał się w postać Dodka Wędzonki vel porucznika Iwana Iwanowa. Zagrał również w "Bolku i Lolku" czy słynnym "Pawle i Gawle", gdzie wystąpił z Eugeniuszem Bodo w rolach niepałających do siebie sympatią sąsiadów. Przed wojną pojawił się w ponad 20 filmach, którymi zdobył uznanie widzów.

Dymsza potrafił rozbawić do łez nie tylko ze względu na niezwykłe umiejętności aktorskie. Jego wygląd sprzyjał występowaniu w komediowych rolach. 

Krępy jegomość o dużej głowie, szerokich barach, ramionach boksera i krótkich nogach, którymi szybko przebiera

- opisywał Adolfa Tadeusz Wittlin cytowany przez portal viva.pl..

 

II wojna światowa. Dymsza jako kolaborant i bohater

Kiedy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa, wielu artystów zdecydowało się na ucieczkę z bombardowanej Warszawy. Dymsza również próbował, ale szybko postanowił wrócić do rodzinnego miasta. Początkowo znalazł zatrudnienie jako kelner, jednak z czasem zaczął występować w licencjonowanych przez Niemców jawnych teatrach. Zignorował zakaz Tajnej Rady Teatralnej. Wystąpił m.in. w spektaklu "Jutro" czy "Znajda". Dzięki temu mógł zarobić znacznie więcej pieniędzy dla swojej licznej rodziny. Wiązało się to jednak z przykrymi konsekwencjami. 

Mimo że Dymsza nigdy nie wystąpił w sztukach o charakterze antypolskim czy antysemickim, to był posądzany o kolaborację z Niemcami, a więc o zdradę. Pojawiło się mnóstwo plotek na temat jego bratania się z wrogiem, ale Dymsza wykorzystywał swoje aktualne położenie i sympatię, którą darzyli go Niemcy, aby pomagać przyjaciołom. Wyswobodził z rąk gestapo Czesława Skoniecznego i Marię Chmurkowską, a także uratował Mirę Zimińską z Pawiaka. Organizował paczki żywnościowe dla tych, którzy znajdowali się w getcie.

Największe bohaterstwo Dymszy dotyczyło Mieczysława L. Kittaya. Mężczyzna był żydowskim iluzjonistą, który próbował przeżyć w ruinach Warszawy. Kiedy na swojej drodze spotkał Adolfa, los się do niego uśmiechnął. Dymsza zaopiekował się nim i przetransportował go do mieszkania swojej matki, a po trzech dniach zabrał go do swojego domu.

Sprowadził mnie do swego mieszkania i nie bacząc na narażenie siebie, żony jego i trojga ich dzieci na grożącą im karę śmierci, ukrywał mnie przez sześć miesięcy

- relacjonował Kittay cytowany przez "Rzeczpospolitą" za książką Remigiusza Piotrowskiego "Artyści w okupowanej Polsce: zdrady, triumfy, dramaty".

Gdyby Adolf nie zaopiekował się Mieczysławem, mężczyzna prawdopodobnie nie przeżyłby wojny. Mimo bohaterskich czynów Dymsza zapisał się w świadomości ludzi jako ten, który kolaborował z Niemcami. Armia Krajowa wydała na niego kilka wyroków chłosty, jednak prawdziwa kara czekała na niego w lipcu 1944 r. Dymsza dostał naganę od koleżeńskiego sądu Związku Artystów Scen Polskich, co wiązało się z pięcioletnim zakazem występowania na warszawskich scenach. Zamiast jego nazwiska na afiszach widniały trzy gwiazdki. Dodatkowo został zobowiązany do wpłaty 15 procent honorariów na Dom Aktora w Skolimowie. 

Powrót na afisze. Dymsza znowu w modzie

W czasie nagany Adolf występował w Teatrze Syrena i Teatrze Powszechnym w Łodzi w kilkunastu sztukach. Po pięciu latach, na początku lat 50., wrócił do teatralnego życia Warszawy z przytupem. Ponownie dawał popis aktorskich umiejętności, które publiczność tak uwielbiała. W 1956 roku spróbował swoich sił w roli reżysera. Na warsztat wziął program kabaretu Qui Pro Quo. 

Zupełnie przyzwoicie się czuję w roli reżysera, ze względu, że pracujemy kolektywnie. Aktorzy idą mi bardzo na rękę, nauczyli się roli świetnie. Na pamięć umiemy jak złoto

- mówił Dymsza cytowany przez Polskie Radio.

W czasach okupacji Adolf zaczął borykać się z problemem ze słuchem. Bardziej dały o sobie znać po wojnie, co znacząco utrudniło mu pracę.

W pewnym momencie grał, nie słysząc tego, co mówią jego partnerzy i nie słysząc, w jakim tempie gra orkiestra. Chociaż jakimś cudem udawało mu się wstrzelić w te momenty z piosenkami, tekstem, melodią i wszystko się udawało

- opisywała Magdalena Mikołajczuk w audycji "Alfabet Kultury" w Polskim Radiu.

Po wojnie aktor wrócił nie tylko do teatru, ale również do kinematografii. Jak podaje portal Film Polski, w 1949 roku wcielił się w postać Alfreda Ziółko w filmie "Skarb". Cztery lata później można było go zobaczyć w produkcji "Sprawa do załatwienia". Dymsza zagrał w tym filmie aż osiem postaci. W 1956 roku wcielił się Nikodema Dyzmę, a trzy lata później zagrał Maniusia Kitajca w filmie "Cafe pod Minogą". Jego ostatnim filmem była produkcja Jana Łomnickiego pt. "Pan Dodek", gdzie Adolf zagrał siebie. W filmie wystąpiła również jego najmłodsza córka Anita. 

Trudna decyzja rodziny Dymszy. Umarł, nie pamiętając, kim był

Dymsza w 1973 roku przeszedł na emeryturę ze względu na problemy zdrowotne. Po kilku miesiącach postępująca głuchota prawie całkowicie odebrała mu zmysł słuchu. Na dodatek Adolf zaczął chorować na demencję, która szybko się rozwijała. Dymsza zaczął być zależny od innych osób, ale ani jego żona, ani córki nie mogły zajmować się schorowanym mężczyzną przez całą dobę. Rodzina wspólnie podjęła decyzję o umieszczeniu Adolfa w specjalnym ośrodku. Dymsza trafił do domu opieki w Górze Kalwarii prowadzonego przez siostry zakonne. Zmarł 20 sierpnia 1975 roku.

Artystyczne środowisko nie rozumiało, dlaczego rodzina tak wybitnego aktora nie chciała się nim zająć. Największe pretensje okazywano wobec Anity, ukochanej córki Dymszy, która poszła w jego aktorskie ślady. Niechęć do kobiety była tak ogromna, że artyści nie chcieli podawać jej ręki i wychodzili ze SPATIF-u, kiedy Anita do niego wchodziła. Aktorka przestała dostawać propozycje pracy. Próbowała sobie z tym poradzić, jednak było jej bardzo trudno. Do tego stopnia, że wyjechała ze stolicy. W nowym miejscu poczucie winy nadal ją przytłaczało. Wpadła w alkoholizm, który był przyczyną jej śmierci. Kobieta zmarła w 1999 r.

 

Jak podaje Pomponik, w 30. rocznicę śmierci Dymszy mieszkańcy Warszawy zaproponowali, aby jego nazwiskiem nazwać jedną z ulic w stolicy. Nie wszystkim radnym spodobał się ten pomysł. Mimo że Dymsza został oczyszczony z postawionych zarzutów wiele lat wcześniej, w świadomości wielu osób wciąż był zdrajcą, który pracował dla Niemców. Pod koniec października 2020 r. na cześć Adolfa Dymszy nazwano zaułek przy Teatrze Syrena. Ulica, której jest patronem, biegnie od ul. Litewskiej na północ.

Więcej o: