Jeden z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia Jakub Gierszał , który na tegorocznym Berlinale otrzymał nagrodę Shooting Star 2012, spotkał się na planie "Yumy" Piotra Mularuka m.in. z Katarzyną Figurą i Tomaszem Kotem. Taka obsada plus tematyka filmu obiecywały wiele. Czy nadzieje widzów na dobre polskie kino się spełnią?
Wielu recenzentów docenia przede wszystkim Jakuba Gierszała za rolę Zygi - młodego chłopaka żyjącego na przełomie lat 80. i 90., który razem z kumplami, z pomocą ciotki (Katarzyna Figura) zajmuje się drobnymi kradzieżami w Niemczech (to właśnie tytułowa "juma"). Bohater filmu zachowuje się przy tym trochę jak Robin Hood, pomagając potrzebującym z okolicy.
Wszystko jednak komplikuje się, gdy jego wspólnicy nadepną na odcisk rosyjskim gangsterom (w roli ich szefa Opata wystąpił Tomasz Kot). Widz ogląda tę historię, słuchając dyskotekowych przebojów z tamtych czasów, m.in. "Ice Ice Baby" Vanilla Ice, "Coco Jambo" Mr. President czy hip-hopowego "To my Polacy" grupy Pięć Dwa Dębiec.
Zachwytów nad Gierszałem nie kryje np. Patryk Chilewicz z Natemat.pl . - Już dawno nie mieliśmy w Polsce takiego talentu, który z filmu na film zachwyca coraz większą grupę odbiorców nie grając przy okazji w gniotach i serialach - chwali.
Paweł T. Felis z "Gazety Wyborczej" zauważa , że choć Gierszał potrafi grać, tym razem został "niestety pozbawiony wprawnej reżyserskiej ręki" . Warto przypomnieć, że ten film jest debiutem Piotra Mularuka na dużym ekranie. - "Yuma" to oczywiście przykład kina poprawnego, ale właśnie dlatego irytującego: przy tego rodzaju temacie (i tak szumnych zapowiedziach reżysera, który inspiracji szukał u Peckinpaha, Cimina czy Scorsesego) grzeczna opowieść to mało - pisze Felis. - Brakuje szaleństwa, wizualno-reżyserskiej energii, scenariuszowej przekory, a jednocześnie żal tematu i świetnego przecież aktora - dodaje.
Nie brakuje recenzentów, którym "Yuma" wydaje się "bardzo udanym polskim filmem". Urszula Lipińska w Stopklatce ocenia , że "w całym worku historycznych produkcji ostatniej dekady" wyróżnia się zdecydowanie pozytywnie.
Recenzji krytycznych wobec "Yumy" jest jednak znacznie więcej. Krytycy piszą o zmarnowanym potencjale, nieudanej próbie zmierzenia się z bardzo interesującym tematem, jakim jest obraz społeczeństwa w trakcie radykalnych zmian, które następowały w naszym kraju na przełomie lat 80. i 90.
Niektórzy są dla filmu wręcz bezlitośni. - Odznaczająca się kloacznym humorem, intelektualnym ubóstwem i inscenizacyjną bezradnością "Yuma" przypomina ciuch z second-handu. Mularuk nakręcił najgorszy polski film od czasu "Kac Wawa" - ostro krytykuje Piotr Czerkawski z Gazetaprawna.pl .
Trochę łagodniej, choć jednak podobnie, ocenia "Yumę" Janusz Wróblewski w "Polityce" . - Mularuk waha się między dwoma biegunami. Wykorzystuje westernowy schemat, aby pobawić się nawiązaniami m.in. do klasycznego filmu Delmera Davesa "15.10 do Yumy" oraz parodią "Ojca chrzestnego". Robi to jednak dość topornie i niezbyt dowcipnie, zamiast do finezyjnej, postmodernistycznej gry "Yuma" upodabnia się do rozlazłych, przaśnych komedii - pisze o produkcji, którą promuje utwór wykonany przez Kazika Staszewskiego z ciekawym teledyskiem, wyreżyserowanym przez Krzysztofa Skoniecznego.
Katarzyna Skorupska z serwisu Portalfilmowy.pl zauważa jednak i pewne zalety. - Twórcom udaje się uchwycić mentalność ludzi tamtego okresu, którzy ulegali moralnej schizofrenii: "To przecież nie kradzione, tylko Niemcom zajumane" - mówi matka o wyczynach syna - ocenia . Tylko czy to wystarczy? Widzowie zdecydują, wybierając się na "Yumę", która dziś debiutuje w polskich kinach, lub zostając w domach.