- Chcemy stworzyć polską odpowiedź na "Infiltrację" - odważnie zapowiadali twórcy "Sępa". Czy im się to uda? Przekonamy się niebawem.
"Sęp" to debiut Eugeniusza Korina, reżysera dotychczas związanego z teatrem. Jego akcja toczy się wokół niewyjaśnionych zaginięć w centrum Europy. W obsadzie znaleźli się m.in. Michał Żebrowski , Anna Przybylska , Paweł Małaszyński i Daniel Olbrychski .
Skąd tutaj muzyka Brytyjczyków? Archive od lat cieszy się wyjątkową popularnością w Polsce. - Ich płyty to wymarzona muzyka filmowa. Wszystko, co dotąd stworzyli, brzmi jak ścieżka dźwiękowa nieistniejącego filmu - komentował krytyk muzyczny Piotr Metz.
Niedawno formacja dowodzona przez dwóch producentów - Dariusa Keelera i Danny'ego Griffithsa - znowu wystąpiła nad Wisłą. Tym razem z okazji premiery najnowszego krążka "With Us Until You're Dead" . Pomyśleliśmy, że to nie najgorsza okazja, żeby porozmawiać o "Sępie".
Darius Keeler: No nie powiem, mieliśmy pewne obawy, bo już zaliczyliśmy jeden poważny flirt ze światem filmu i nie skończyło się to najlepiej.
- I to było straszne gówno.
- Po prostu byliśmy bardzo młodzi i głupi. Dostaliśmy szansę zrobienia ścieżki dźwiękowej, zgodziliśmy się, choć nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak to zrobić. Ale dużo naszych piosenek wylądowało w różnych filmach, więc tym razem może będzie dobrze.
- Tylko fragmenty, spotkaliśmy się z filmowcami przy okazji kilku naszych koncertów. Początkowo padł pomysł, żebyśmy przygotowali oryginalny soundtrack do całego filmu, chcieliśmy nawet zaangażować w to orkiestrę, ale - przyznaję szczerze - nie mieliśmy wtedy specjalnie dużo czasu. Ostatecznie stanęło na wykorzystaniu kilku naszych piosenek w filmie.
- Tak, też go widzieliśmy i rzeczywiście oglądało się go bardzo dobrze. Dlatego liczymy, że cały film taki będzie.
- Oczywiście, istnieje takie ryzyko, ale chyba każdy twórca musi brać je pod uwagę. Porażka zawsze jest wkalkulowana w jakąkolwiek działalność artystyczną i gdybyśmy mieli jej się obawiać, prawdopodobnie nigdy niczego byśmy nie nagrali. Poza tym nie przesadzajmy: kino czy muzyka, nawet jeśli porusza ważne kwestie, to wciąż tylko rozrywka, więc nie ma powodu do rozdzierania szat. Nie napisaliśmy zresztą ścieżki dźwiękowej od zera, udostępniliśmy parę piosenek i mamy nadzieję, że twórcy zrobili z nich dobry pożytek.
- Sporo rozmawialiśmy z twórcami filmu, słyszeliśmy o pomyśle na fabułę, aktorach, reżyserze. Powiedzieli nam, czego potrzebują, my zaproponowaliśmy im nasz własny zestaw piosenek, w tym kompozycje, które jeszcze nigdzie się nie ukazały. To, co publiczność usłyszy w kinie, będzie wypadkową tej współpracy.
- Zawsze się staramy, żeby nasze płyty były inne. Nasz poprzedni krążek, "Controlling Crowds", był bardzo mroczny, momentami wręcz niepokojący, przynajmniej tak go odbierałem. W tym klimacie niewiele już mogliśmy zdziałać, stwierdziliśmy zatem, że czas wrócić do naszych korzeni i nagrać bardziej spontaniczną płytę. To od razu przełożyło się na sposób jej nagrywania - spędziliśmy w studiu raptem trzy miesiące.
A temat miłości? Przecież dotyczy każdego, dlaczego właśnie teraz nie mielibyśmy sobie pozwolić, żeby po niego sięgnąć?
- Kocham filmy w ogóle, ale nie jestem jakimś wielkim znawcą. Nie jestem uzależniony od siedzenia przed ekranem, choć pamiętam jedno nazwisko - Roman Polański. Niezwykle zdolny reżyser i niezwykle doświadczony przez los człowiek. To bez wątpienia jedna z najciekawszych postaci współczesnego kina.