Genialny Więckiewicz i wreszcie (niezły) polski kryminał! Czyli 5 powodów, dla których warto zobaczyć "Ziarno prawdy"

"Ziarno prawdy" w reżyserii Borysa Lankosza, autora głośnego "Rewersu", już w kinach. W końcu doczekaliśmy się udanego polskiego filmu gatunkowego i niezłej kinowej rozrywki, która jednocześnie porusza kilka ważnych tematów? Zgadza się. A na dodatek obraz jest... całkiem zabawny. I to CELOWO.

1. Polskie kino gatunku? Wreszcie!

"Ziarno prawdy" to rasowy kryminał - ile takich filmów wyprodukowano w Polsce w ostatnich latach? Niewiele. Lankosz nakręcił go według nieśmiertelnych zasad gatunku. Bohater: klasyczny mężczyzna po przejściach, ponury prokurator w średnim wieku z młodą kochanką. Nosi czarny prochowiec i pali papierosa za papierosem, a jego relacje z Leonem Wilczurem, granym przez Jerzego Trelę, momentami zbliżają "Ziarno prawdy" do klasycznego buddy movie, czyli filmu, którego dynamika zorganizowana jest wokół męskich, kontrastujących ze sobą postaci. Na obsadzeniu Jerzego Treli w roli inspektora Wilczura szczególnie zresztą zależało Zygmuntowi Miłoszewskiemu, autorowi książkowego kryminału.

Świat otaczający bohaterów jest chłodny i nieprzyjazny, a cichy Sandomierz - wiadomo - kryje w sobie mroczną tajemnicę.

Zobacz wideo

2. Genialny Robert Więckiewicz w roli genialnego prokuratora Szackiego

Twórcy filmu nie zdecydowali się na zabiegi upodobniające Roberta Więckiewicza do literackiego pierwowzoru. Teodor Szacki w książce Miłoszewskiego jest po trzydziestce, ale zdążył już osiwieć. Więc nie o fizyczne podobieństwo w filmie chodziło.

- Jako Szacki [Więckiewicz] pozornie nie był oczywistym wyborem, ponieważ wizualnie nie przypominał postaci z książki. Pozornie, podkreślam, bo postać to więcej niż powierzchowność. Szacki to nie siwe włosy i twarz jak z reklamy, ale rozum i charakter - tłumaczył Lankosz.

I jego intuicja się sprawdziła. Więckiewicz skutecznie skupia uwagę widza niemal przez cały czas trwania filmu, a w postać prokuratora Szackiego uwierzyć równie łatwo, jak w Lecha Wałęsę w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy czy Leopolda Sochę z "W ciemności" Agnieszki Holland.

Zobacz Roberta Więckiewicza na zdjęciach zapowiadających "Ziarno prawdy">>

3. O trudnych relacjach polsko-żydowskich - bez patosu i z dystansem

Lankosz zdecydował się przenieść na ekran "Ziarno prawdy", ponieważ, jak twierdzi, największa siła książki "polega na tym, że w ramach gatunku kryminalnego dotyka czegoś znacznie więcej, tematu, który jest ważny dla naszego pokolenia: antysemityzmu".

Wyjaśnia to już podtytuł filmu: "Zło bierze się z gadania", jak przekazywany z ust do ust antysemicki, krzywdzący przesąd, że Żydzi dokonywali mordów rytualnych. Sandomierz został nieprzypadkowo wybrany na miejsce akcji. Ważny dla opowieści jest wiszący w bazylice katedralnej Narodzenia Najświętszej Maryi Panny obraz Karola de Prevota, który budzi uśpione antysemickie demony. Szacki musi się więc zmierzyć z rozhisteryzowaną miejscową społecznością.

Zobacz wideo

Ale "Ziarno prawdy" wnosi nową jakość w dyskusję o historii relacji Żydów i Polaków. Już samo umieszczenie tego wątku w fabule popkulturowego filmu skraca dystans i zdejmuje zasłonę tabu. To, co tutaj ważne, to zwrócenie uwagi na kształt obecnych, współczesnych relacji Polaków i Żydów. Kwestie wypowiadane przez Rabina Zygmunta (jest tu miejsce i na humor, i na poważniejsze diagnozy), w którego wcielił się izraelski aktor Zohar Strauss, uświadamiają wagę dialogu między dwoma narodami - budowanego w teraźniejszości i z pamięcią także o dobrych kartach wspólnej historii.

4. Ekranizacja bestsellerowego kryminału Zygmunta Miłoszewskiego

Miłoszewski za swój cykl powieści kryminalnych został ostatnio nagrodzony Paszportem "Polityki", za łączenie "wciągającej intrygi" z "przenikliwym portretem współczesnej Polski i diagnozą kluczowych problemów społecznych" - brzmiało uzasadnienie jury. O popularności książki mogą świadczyć kolejki w bibliotekach do wypożyczenia książki autora - wspomina o tym sam Lankosz.

Ale zadanie nie było proste, bo i porównania do pierwowzoru literackiego będą nieuniknione. Zwłaszcza że poprzednia ekranizacja książki Miłoszewskiego - "Uwikłanie" Jacka Bromskiego - nie spodobała się ani pisarzowi, ani sporej części widowni. I co prawda oś fabularna "Ziarna prawdy" jest w filmie zachowana, to jednak wierna ekranizacja nie była głównym celem twórców.

Scenariusz został przygotowany wspólnie przez Lankosza i Miłoszewskiego. Autor kryminału mówi nawet o ulepszeniu historii podczas pracy nad filmem. - Kiedy pracowałem z Borysem, uświadomiłem sobie, o ile bardziej dynamicznie można opowiadać - opowiadał Miłoszewski w wywiadzie dla miesięcznika "Kino". Inne różnice? Choćby wątek romansowy przedstawiony w książce.

"Ziarno prawdy" oraz inne książki Miłoszewskiego dostępne na Publio.pl >>

5. "Ziarno prawdy" straszy, ale i bawi (niemal do łez)

"Ziarno prawdy" - na szczęście - nie traktuje filmowej rzeczywistości śmiertelnie poważnie. Mimo że podejmuje ważne tematy, a pierwszą ofiarę "poznajemy" już na samym początku, nie brakuje tu elementów komicznych, dowcipów sytuacyjnych i słownych. Świetna jest scena w kościele, w której ksiądz spotkany przez Szackiego ironicznie odnosi się do polskiego antysemityzmu.

Nie brakuje też sprytnych odniesień do kultowych filmów. Dla przykładu Robert Więckiewicz w jednej ze scen przypomina... postać Sharon Stone z "Nagiego instynktu". A więc ponura historia z odpowiednią dawką zdrowego dystansu? A i owszem. Riposty są cięte, dialogi mięsiste - słowem, Lankosz i spółka konsekwentnie nam przypominają, że trupy to jedno, zagadki kryminalne drugie, ale wciąż przede wszystkim mamy do czynienia z filmową rozrywką.

Więcej o: