Łódzkie famuły. Tu mieszkają najbiedniejsi z biednych. Tu dzieją się też rzeczy, jakie usłyszeć można tylko w miejskich balladach, poczęstowawszy uprzednio lokalnych bardów kilkoma - no, kilkunastoma - kieliszkami wódki.
Prostytutka (Anna Mucha) próbuje uwieść porywczego księdza-kulturystę (Mariusz Pudzianowski). Śniąca dziwne sny kobieta (Sandra Korzeniak) zwraca się z prośbą o pomoc do świetnie tłumaczącej senne marzenia sąsiadki (Agnieszka Podsiadlik). Jeden z mieszkańców (Artur Krajewski) popada w paranoję, bo zauważa, że jego sąsiedzi zaczęli w tajemniczych okolicznościach znikać...
Oparte na zbiorze opowiadań Adriana Markowskiego "Sąsiady" pełne są takich przedziwnych historii. Niektóre nowelki są błyskotliwe, inne do przesady dziwne - jak otwierająca film historia z nietypowo zsynchronizowanym dźwiękiem, opowiadająca o mężu, który poszedł do sklepu po świątecznego karpia i przyniósł wielkanocnego zajączka, który był karpiem [sic!] - jeszcze inne okazują się nieźle rozegranymi, ale jednak anegdotami z długą brodą - jak rzecz o żonie (Katarzyna Herman), która boi się, że mąż (Jacek Poniedziałek) jej nie kocha, ponieważ już jej nie bije - a niektóre potwornie kiczowate.
To nie zmienia faktu, że w poetyckim obrazie 75-letniego Grzegorza Królikiewicza ("Na wylot", "Przypadek Pekosińskiego") znajdziemy bardzo wiele prawdy oraz magnetyzm, który nie pozwala odwrócić wzroku od ekranu nawet w chwilach, gdy wstydzimy się za siebie, że naprawdę to oglądamy. Całość spina postać "Ważniaka" - największego cwaniaka w okolicy, w którego wcielił się Marek Dyjak. Posiadający idealne do tej roli warunki fizyczne kompozytor i wokalista napisał też przejmujące, wwiercające się w duszę utwory, które wykonuje w filmie.
Nie dziwię się, że film, w którym wystąpili także Piotr Głowacki, Lech Dyblik czy Ewa Błaszczyk, wzbudził tak ogromne kontrowersje podczas ostatniego festiwalu w Gdyni. Od jednych słyszałem, że wytrwanie choćby do połowy seansu oznacza nadludzką wytrzymałość, od innych, że to jedyna frapująca i nie zupełnie bezpieczna propozycja, jaką można było tam zobaczyć. I chociaż sam miewałem momenty zwątpienia, to po obejrzeniu "Sąsiadów" mam nadzieję - a im więcej czasu od pokazu prasowego mija, tym bardziej się w mym stanowisku utwierdzam - że usłyszę jeszcze dziesiątki odgłosów zatrzaskiwanych drzwi podczas projekcji wielu kolejnych produkcji Królikiewicza. Polskie kino tego potrzebuje.