Zbuntowana *

Nie ma zgody na Apokalipsę.

Są takie chwile w życiu recenzenta filmowego - niewiele, ale są - w których żałuje się, że filmy w ogóle istnieją. Gdyby ich nie było, można by zamienić czas spędzony w kinie na wieczór z przyjaciółmi w pubie, uprawianie sportu albo ciekawą lekturę (czyli coś spoza serii "Niezgodna"). Właśnie takie chwile przeżywałem podczas seansu "Zbuntowanej".

Przyznaję, że z pierwszej części zapamiętałem niewiele. Miałem nadzieję, że twórcy przygotują dla takich jak ja małe "w poprzednim odcinku". I faktycznie, zły sen Tris (Shailene Woodley - "Gwiazd naszych wina", "Spadkobiercy") wprowadził nas ponownie w dystopijny świat (czy są jeszcze inne światy?) i zebrał pokrótce najważniejsze informacje z "Niezgodnej". Jak się miało później okazać, Tris doświadczy w "Zbuntowanej" jeszcze wielu złych snów i będzie wyobrażać sobie mnóstwo niestworzonych rzeczy, byle tylko zapchać jakoś jej fantazjami dwie godziny czasu antenowego.

Problem pozostał ten sam, co w pierwszej części - zła przywódczyni nowego społeczeństwa, Jeanette (Kate Winslet) pragnie wybić wszystkich Niezgodnych, zagrażających jej władzy. Będąca tutejszą wersją Matriksowego Neo Tris jest, oczywiście, jedną z nich. Kłopot w tym, że główny motyw fabularny drugiej części jest tak głupi, iż trudno uwierzyć w to, że nikt na planie nie oprotestował opierania na nim filmu: Jeanette chce otworzyć tajemnicze pudełko, co ma jej umożliwić zabicie wszystkich - ukrywających się - Niezgodnych. Żeby otworzyć pudełko, Jeanette rozkazuje... wyłapać wszystkich Niezgodnych. Przezorny zawsze ubezpieczony?

Mniejsza o to, skoro w "Zbuntowanej" tak naprawdę żadnej fabuły nie ma. Są tylko średnio pasujące do siebie klocki, które ktoś (autorzy scenariusza lub pisarka Veronica Roth) podkłada postaciom pod nogi, próbując przeprowadzić ich od pierwszej do ostatniej sceny filmu po szczątkowych, z góry zaplanowanych wydarzeniach. Reżyser Robert Schwentke ("RED", "Plan lotu") filmuje kręcących się w kółko bohaterów, co parę minut przerywając ich bezcelową wędrówkę obowiązkowymi strzelaninami, pościgami i bijatykami (tylko te ostatnie wypadają tu całkiem nieźle), które nie mają absolutnie żadnego sensu w kontekście fabuły.

Tytułowej bohaterce - nie wierzę, że tylko ja chwilami życzyłem jej wszystkiego najgorszego - przydałaby się grupa wsparcia od zarządzania gniewem. Działania postaci - zarówno istotne jak i te nic nieznaczące - są kompletnie pozbawione logiki. Finałowy "zaskakujący" zwrot akcji został chyba zainspirowany lekturą podręcznika "Zwroty akcji dla bystrzaków". Poziom trzymają również dialogi (- "Gdzie jest twój przerażający chłopak?" - "Pewnie robi te swoje przerażającochłopakowe rzeczy"). Inna sprawa, że do pieca dokłada tłumacz, który napisy podkradł chyba z innego filmu - jest tu tyle drobnych, ale kompletnie zmieniających sens wypowiedzi pomyłek, że lepiej na napisy nawet nie zerkać.

"Niezgodna" była przede wszystkim bardzo nudna. "Zbuntowana" jest przede wszystkim bardzo zła. Co tu robi Miles Teller? Mam wrażenie, że cierpi. Co tu robi Octavia Spencer? Tylko przemyka przez ekran. Ale, na litość boską, co tu wyprawia Naomi Watts, której rola będzie pewnie jeszcze szersza w finałowej - naturalnie, podzielonej na dwie części (a nie lepiej byłoby ze wszystkich trzech zrobić jeden film?) - odsłonie trylogii? Obawiam się, że jedna z najlepszych aktorek naszych czasów coraz bardziej się stacza. Może czas zacząć rozsądniej wybierać scenariusze?

Ocena: 1/6

Zobacz wideo

"Zbuntowana", akcja, romans, Sci-Fi, USA 2015, reż. Robert Schwentke, występują: Shailene Woodley, Theo James, Zoë Kravitz, Miles Teller, Mekhi Phifer, Keiynan Lonsdale, Maggie Q, Ansel Elgort

Więcej o: