Doonby. Każdy jest kimś **

Ocena niska, rekomendacja - najwyższa!

Sam Doonby (John Schneider - Bo Duke z serialu "Diukowie Hazzardu"), włóczęga znikąd, pojawia się nagle w małym, teksańskim miasteczku i z miejsca zmienia życia jego mieszkańców - to ocali kogoś przed śmiercią, to ofiaruje komuś miłość, niesłusznie oskarżonemu zapewni alibi, bywalcom knajpy zagra ładną piosenkę, pijaną odwiezie do domu... Anioł, nie człowiek. Tyle że ludzie zaczną w końcu kojarzyć jego obecność z natężeniem dziwnych wypadków w miasteczku - przed przybyciem Doonby'ego nie trzeba było nikogo ratować spod kół ciężarówki ani udaremniać napadów z bronią w ręku. To kim (czym) w końcu jest ten Doonby? Błogosławieństwem czy przekleństwem?

Niezbyt doświadczony reżyser i scenarzysta Peter Mackenzie (w jego filmografii odnaleźć można jeszcze tylko dwa filmy akcji z końca lat 80.: "Merchants of War" i "Mission Manila") zatrudnił wiele prawie-gwiazd i znanych twarzy sprzed lat. Poza Schneiderem, mamy tu Erniego Hudsona (czarnoskóry Pogromca Duchów) w roli właściciela lokalu, w którym zatrudnia się tytułowy bohater i Jenn Gotzon (córka Niksona z "Frost/Nixon") w roli ukochanej Doonby'ego, w której ojca wciela się Joe Estevez - młodszy brat Martina Sheena.

Malutki epizodzik gra Norma McCorvey - kobieta, która w wieku 21 lat, dopuszczając się wszelkich możliwych matactw (m.in. kłamała, że została zgwałcona), próbowała uzyskać prawo do aborcji. Bezskutecznie. Cztery lata później - w 1973 r. - jej sprawa trafiła przed Sąd Najwyższy. To m.in. dzięki niej USA mają dzisiaj bardzo liberalne prawo aborcyjne. Postać grana przez McCorvey uważa jednak, że aborcja jest złem. To nie żaden przewrotny żart, ale nieobliczalny los - wiele lat później kobieta całkowicie zmieniła swoje poglądy i dziś jest działaczką zaangażowaną w ruch pro-life.

"Doonby" to film tak przeraźliwe zły, że nie sposób od niego oderwać oczu. Efekty specjalne przywodziły mi na myśl "Birdemic" - arcydzieło kina beznadziejnego, które ogląda się dla śmiechu. I z tych samych przyczyn polecam "Doonby'ego" - to seans, na którym nie sposób się nie uśmiać. Poszczególne sceny połączone są poprzez ściemnienia i rozjaśnienia, które bardziej na miejscu byłyby w filmie Davida Lyncha. Niektóre ujęcia trwają po kilka sekund i nie znajdują absolutnie żadnego uzasadnienia w fabule.

Tytułowy bohater zakochuje się w dziewczynie, której główną cechą jest ewidentny problem z alkoholem (i nikt jakoś nie widzi w tym problemu). Ewentualnie, można charakteryzować ją jeszcze poprzez totalne nieróbstwo i brak życiowych osiągnięć, mimo wielkich środków i sporych możliwości (zaskakujący rozkwit uczucia Doonby'ego tłumaczę sobie przede wszystkim tym, jak bardzo Laura podobna jest do jego matki). Jej ojciec jest ginekologiem i - jak to ginekolog - można podejrzewać, że dokonuje aborcji. Czy zatem dziwić może że jego nazwisko brzmi... Reaper (naprawdę, "Żniwiarz"! Szkoda, że na imię nie ma "Ponury")? Gdy przez czarnoskórą służącą - na marginesie, odrobinę pomiataną przez domowników - niemal ginie niemowlę, nikt nie ma jej tego za złe i nie wyrzuca dziewczyny z pracy. Kiedy Laura atakowana jest nożem przez psychopatycznego prześladowcę (w tym filmie jest absolutnie wszystko!) i nagle do domu wkracza jej nieświadomy niczego ukochany, kobieta zaczyna zachowywać się, jakby szaleniec z nożem wyparował.

Wymieniać mogę tak długo, ale lepiej pośmiać się samemu - cały film wygląda jak wielka zgrywa lub wyjątkowo niskobudżetowa telenowela. Kłopot w tym, że, niestety, "Doonby" nie jest zrobiony dla żartu. I właśnie dlatego, choć bawić można się na nim wcale nieźle, film nie zasłużyłby na ocenę inną, niż najniższa, gdyby nie robiące spore wrażenie, zapadające w pamięć zakończenie. Niektórzy będą nim jeszcze bardziej wzburzeni, inni autentycznie poruszeni, ale puenta - choć niekoniecznie odkrywcza - naprawdę daje do myślenia. I nie wątpię, że znajdą się na świecie tacy, którzy dzięki niej odstąpią od planowanej aborcji. A to już chyba coś?

Ocena: 2/6

Zobacz wideo

"Doonby. Każdy jest kimś", dramat, Irlandia, USA 2013, 104 min., reż. Peter M. Mackenzie, występują: John Schneider, Ernie Hudson, Jenn Gotzon

Więcej o: