Film otwiera bardzo mocna scena masakry w wykonaniu rosyjskich żołnierzy, w wyniku której dziewięcioletni Hadżi zostaje na świecie sam z maleńkim braciszkiem. A przynajmniej tak sądzi. Nie umiejąc się nim zająć, porzuca niemowlę u okolicznych dobrych ludzi, a sam wyrusza w drogę. Nie wie, że zaginionego rodzeństwa poszukiwać będzie starsza siostra, także ocalała z rzezi.
Nieufny Hadżi trafia pod średnio opiekuńcze skrzydła pracującej dla organizacji pozarządowej Carole (Berenice Bejo - "Artysta", "Przeszłość"). Tymczasem, w równolegle ważnym dla filmu i II wojny czeczeńskiej wątku, młody Rosjanin Kolia wybiera armię zamiast więzienia. Biedak nie wie, że psychopatyczni wojacy zrobią mu z życia "Full Metal Jacket".
Najnowszy film Michela Hazanaviciusa ("Artysta", "Niewierni") luźno oparty jest na obrazie pod tym samym tytułem (oryginalnym - "The Search") z 1948 r., gdzie dziewięcioletni Czech, który przetrwał Auschwitz, trafił pod opiekę amerykańskiego żołnierza, nie wiedząc o tym, że poszukuje go matka, której także udało się przeżyć wojnę. Dla reżysera i scenarzysty "Rozdzielonych" - francuskiego potomka litewskich Żydów - to ważna historia. Sprawa ważna jest nie tylko dla niego, ale film wyszedł z niej Hazanaviciusowi nieco dziwny i nie zawsze poruszający (ale na bardzo mocną krytykę, jaka spadła na niego po prezentacji w konkursie głównym na ostatnim festiwalu w Cannes - i po której, jak podejrzewam, mógł zostać minimalnie przemontowany - z pewnością nie zasłużył).
Wydaje się, że twórca osiągnął w "Rozdzielonych" wszystko to, co zamierzał. Tyle że podejmowane przez niego decyzje niekoniecznie były słuszne. Postać Carole, grana przez żonę autora, jest piekielnie irytująca. To zapatrzona w swoją NGO idealistka, która nie widzi, że jej szlachetna praca jest nic niewarta (i nie zauważa, że gdy mówi do czeczeńskiego chłopca po francusku, ten ma prawo jej nie rozumieć). Gdy koleżanka po fachu (Annette Bening - "American Beauty", "Stan oblężenia") wszystko jej wygarnia i dodaje, że ONZ, NATO czy UE nie działają, i równie dobrze mogłyby się zlikwidować, ma absolutną rację, choć spora część widzów odniosła wrażenie, że miała wyjść na idiotkę. Nawet jeśli nie było to intencją reżysera, to chyba jest on w tym przypadku winny nieporozumienia. Pomysł uczynienia z postaci istot słabych, naiwnych, samolubnych i mało rozumnych jest jednak dość interesujący, bo różni się od tego, co zazwyczaj oglądamy w kinie - termin "bohater" zobowiązuje, tymczasem bohaterowie "Rozdzielonych" są na wskroś ludzcy.
Najwięcej emocji w kręconym w Gruzji dramacie wojennym dostarcza jednak wątek, którego akcja toczy się w szeregach rosyjskiej armii. Brutalne zasady życia w wojsku i przeprowadzana przez nie dehumanizacja jednostki to w kinie nic szczególnie odkrywczego, ale w "Rozdzielonych" udało się to nieźle ukazać. "Rosja" to też hasło, na które najbardziej zdaje się liczyć polski dystrybutor, reklamując film niezręcznym i mało subtelnym sloganem "Wczoraj Czeczenia, dzisiaj Ukraina, jutro...". A kiedy przyjdą także po nas, wiedza nabyta podczas seansu "Rozdzielonych" w niczym nam nie pomoże.