Lata 50. XX wieku. W Szwajcarii wydawany jest najpopularniejszy na świecie magazyn gejowski, "Der Kreis". Ponad jedna trzecia z prawie dwutysięcznego nakładu wysyłana jest do innych krajów, do Europy oraz do USA. Wszyscy prenumeratorzy zaproszeni są do członkostwa w klubie stworzonym przez wydawców i redaktorów pisma. Fama głosi, że z tej przyczyny co piątek z Niemiec wylatuje do Szwajcarii specjalny "różowy" samolot.
A wszystko to jest możliwe, bo Szwajcaria bardzo liberalnie traktuje homoseksualistów. Nie muszą czuć się wykluczeni, choć nie zawsze są mile widziani. Jak bardzo niemile, zrozumieją dopiero, gdy przy okazji morderstw popełnianych w ich środowisku, policja spróbuje maksymalnie uprzykrzyć im życie i w rezultacie sprowadzi członkostwo w "Kręgu" do działalności w regularnej organizacji podziemnej.
Historia opowiedziana w filmie jest prawdziwa, tak jak prawdziwe są postaci, także początkującego nauczyciela Ernsta Ostertaga (Matthias Hungerbühler) i młodziutkiego Roebiego Rappa (Sven Schelker), występującego w klubach jako drag queen, w której zakochuje się Ernst. To opowieść o ich miłości wysuwa się na pierwszy plan szwajcarskiej kandydatury w minionym wyścigu oscarowym.
Ten historyczny melodramat dokumentalny w pierwszej chwili może nieco konfundować. Okazuje się, że tak naprawdę mamy do czynienia z rekonstrukcją rzeczywistych wydarzeń w fabularnych scenkach rodem z programów stacji Discovery czy popularnych ostatnio serialów Polsatu, przeplatanych wspomnieniami prawdziwych Ernsta i Roebiego. Tylko że tu całość wypada nieporównanie lepiej.
"W kręgu" dostało nagrodę dla najlepszego dokumentu LGBT na festiwalu w Berlinie, ale zdecydowanie skłaniałbym się ku kategoryzowaniu go jako historycznej fabuły. Bez względu na metki, to film, który znakomicie się ogląda i niesamowita historia, którą warto poznać.