Jan Karski to chyba wciąż jedna z najmniej znanych spośród najważniejszych i najwspanialszych postaci nowożytnej historii Polski (i świata). Każda okazja jest dobra, by doświadczyć wrażenia obcowania z Karskim i dowiedzieć się o nim czegoś więcej, więc jeśli emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego kojarzycie słabo lub wcale, "Karski i władcy ludzkości" to znakomita okazja, by ów stan zmienić.
Karski przeżył wszystkie możliwe szpiegowskie przygody - szmuglowanie mikrofilmów, tortury, ucieczkę z łap gestapo... Jego najważniejszą misją było jednak dotarcie z raportem z okupowanej Polski do najwyższych władz państw zachodnich. Przywódcy żydowskiego podziemia przekonali Karskiego także do włamania się do getta warszawskiego oraz do obozu, z którego Żydzi przewożeni byli na stracenie i przekonanie się na własne oczy, jak tragiczna jest ich sytuacja. Polak został przyjęty nawet przez Franklina Delana Roosevelta, ale na "władcach ludzkości" nie zrobił wielkiego wrażenia, jego opowieść nie zmusiła ich do drastycznych działań. I właśnie dlatego - wbrew poglądom reżysera i współscenarzysty dokumentu, Sławomira Grunberga ("Ocaleni przez deportację", "Trans-akcja") - w zupełności rozumiem, dlaczego Karski był później dręczony wrażeniem poniesienia klęski.
"Karski i władcy ludzkości" to przede wszystkim wypowiedzi "gadających głów" oraz tytułowego bohatera, a także robiące spore wrażenie i czasem dość drastyczne nagrania archiwalne z czasów wojny. Część z tych materiałów była dostępna już wcześniej, inne nie były wcześniej publikowane. Główną ciekawostką mają tu być animowane wstawki inspirowane "Walcem z Baszirem". Nie najgorzej wtapiają się w całość, ale na mnie większe wrażenie robiły jednak prawdziwe zdjęcia.
"Karski i władcy ludzkości" to dobry film, ale do wywoływania wypieków na twarzy, jakie towarzyszyły mi podczas lektury genialnego "Tajnego państwa" autorstwa Karskiego, bardzo mu daleko. Popularyzowania tej wspaniałej postaci nigdy jednak dość.