Blake Lively się nie starzeje, Reese Witherspoon w gorącym pościgu i Edward Snowden na wyciągnięcie ręki [NA CO DO KINA]

W kinach nagrodzony Oscarem dokument Laury Poitras o Edwardzie Snowdenie, nadal ściganym przez rząd USA za szpiegostwo, "Wiek Adaline" z Blake Lively, która przestała się starzeć, co okazuje się mieć swoje złe strony, i wielkie muzeum w Wiedniu, które oglądamy "od kuchni". Podpowiadamy, na co wybrać się do kina.

Citizenfour

Gdy na przełomie 2012 i 2013 roku tytułowy "Citizenfour" skontaktował się z dokumentalistką Laurą Poitras, reżyserka nie posiadała jeszcze wiedzy, o którą bogatsi są widzowie jej nagrodzonego Oscarem filmu. Nie wiedziała na przykład tego, że za kryptonimem ukrywa się mężczyzna o nazwisku Edward Snowden, który wziął Poitras na cel ze względu na jej dwa wcześniejsze filmy - opowiadające o wojnie z terrorem oraz więzieniu w Guantanamo "My country, my country" i "Przysięgę". Młody komputerowiec potrzebował kogoś, kto i tak miał już z rządem na pieńku i nie można mu było bardziej zaszkodzić. Ludzie z otoczenia Snowdena mogli bowiem oberwać odłamkami, ale informacje, które zdradził bohater/zbrodniarz (niepotrzebne skreślić), przede wszystkim jego skazały na koszmarne kłopoty i wieczną banicję.

Edward Snowden: Budujemy największe narzędzie opresji w historii >>

Większą część filmu stanowią rozmowy ze Snowdenem, filmowane przez Poitras a przeprowadzane przez dwóch dziennikarzy "The Guardian", Glenna Greenwalda i Ewena MacAskilla. Zapis pogawędek z pokoju hotelowego w Szanghaju? Nie brzmi jak specjalnie emocjonująca lektura. Jest jednak zupełnie inaczej i to nie ze względu na rewelacje, jakie poznajemy - wszystko wiemy już dziś z doniesień medialnych - ale ze względu na napięcie, jakie towarzyszy tej niewielkiej grupce, która z narażeniem - nie bójmy się tego powiedzieć - życia zdecydowała się ujawnić, jak amerykański rząd we współpracy z największymi korporacjami (o nich w filmie jest, niestety, zdecydowanie za mało) łamie podstawowe prawa obywateli.

Jaki wpływ na losy świata miało działanie Snowdena? Ano taki, że Oliver Stone kręci dzisiaj fabułę pt. "Snowden" z Josephem Gordonem-Levittem w roli głównej, a wszystko wskazuje na to, że - zgodnie z ostatnim kinowym prawem dubletów - niedużo później możemy dostać jeszcze konkurencyjne spojrzenie na postać Snowdena.

Z perspektywy czasu można chyba jednak uznać, że społeczeństwo nie przejęło się sensacjami Snowdena tak bardzo, jak sobie życzył. Żyjemy w czasach, w których nic już nikogo nie dziwi i nikt niczym się nie przejmuje. Tymczasem, tytułowy 30-latek zamienił życie na Hawajach na azyl w mroźnej Rosji. Dla jednych będzie to ukoronowanie jego patriotyzmu, dla innych ostateczny dowód na to, że Snowden jest zdrajcą.

Ocena: 4/6

Zobacz wideo

"Citizenfour", dokumentalny, Niemcy, USA 2014, 115 min., reż. Laura Poitras

Wiek Adaline

Dobiegająca 30-stki Adaline (Blake Lively) przeżyła przedziwny wypadek, który sprawił, że przestała się starzeć. Gdy to do niej dotarło, uświadomiła sobie, że do końca życia będzie musiała uciekać i zmieniać tożsamość, by nie stać się obiektem naukowych eksperymentów. Od tego czasu, kobieta co dekadę osiedla się w nowym miejscu, zrywając z dotychczasowym życiem. Z przeszłością łączy ją tylko córka (świetna Ellen Burstyn, choć jej zwracanie się do Lively per "mamo" zawsze brzmi fałszywie), którą uznalibyście raczej za jej babcię - jedyna osoba, znająca tajemnicę Adaline.

Melodramat Lee Tolanda Kriegera ("Celeste i Jesse: na zawsze razem") zaczyna się jak epicka historia w stylu "Forresta Gumpa". Wychodzi mu to bardziej jak "Ciekawemu przypadkowi Benjamina Buttona", więc dobrze, że film szybko porzuca pomysł bycia monumentalną opowieścią o losach świata, snutą przez tytułową przewodniczkę i zajmuje się - nie oszukujmy się - najważniejszym dla siebie wątkiem romansowym.

Adaline zacznie rozważać rezygnację z dotychczasowego stylu życia, gdy pozna czarującego Ellisa (Michiel Huisman, "Gra o tron" ), milionera-erudytę (tu film niebezpiecznie zbliża się do "50 twarzy Greya" - w wersji bez pejczy). Ich perypetie są momentami miłe dla oka niczym w dobrze napisanej komedii romantycznej, innym razem zbliżają się jednak do poziomu Nicholasa Sparksa i to w jego nie najlepszy dzień.

Choć "Wiek Adaline" stara się przekazać coś ciekawego na temat ludzkiej natury i czasem nawet mu to wychodzi, to obfituje też w momenty niezamierzenie zabawne i wywołujące zgrzytanie zębów. Najgorszym z elementów jest wszechwiedzący narrator, opowiadający m.in. o naukowych kulisach przypadłości protagonistki (już czekam na 2035 r., kiedy odkryty zostanie sposób na zatrzymanie starzenia!) i snujący swe historie głosem, sugerującym stosowanie wspomagacza w postaci kija.

Lively nie zagrała fałszywie, ale nie ma w sobie tego czegoś, co nadałoby jej postaci autentycznego blasku (choć noszone przez nią stroje robią w tej kwestii, co mogą). Fenomenalną niespodziankę sprawia za to Harrison Ford, wcielający się w ojca nowego wybranka Adaline. Ford nie był w takiej aktorskiej formie od lat albo nawet od dekad. Wypada tylko trzymać kciuki, by utrzymał ją jako Han Solo.

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

"Wiek Adaline", melodramat, USA 2015, 110 min., reż. Lee Toland Krieger, występują: Blake Lively, Harrison Ford, Michiel Huisman, Ellen Burstyn, Kathy Baker, Amanda Crew, Anjali Jay, Richard Harmon

Ognie w polu

Podczas seansu "Miasta 44" myślałem, że oglądam prawdziwie brutalny, bezlitosny film. Tak było, ale w dużym stopniu z uwagi na efekt narodowej identyfikacji z bohaterami. Z protagonistą "Ogni w polu" identyfikować mogę się tylko na poziomie bycia istotą ludzką, ale muszę przyznać, że dopiero tutaj mięso ściele się naprawdę mocno i gęsto.

Za "Ognie w polu" odpowiedzialny jest człowiek-orkiestra Shin'ya Tsukamoto, który pełnił przy projekcie rolę reżysera, scenarzysty, operatora, producenta i głównego aktora. Autor "Tetsuo - człowieka z żelaza" postanowił zmierzyć się z klasyczną powieścią Ooki Shoheia z 1951 r., zekranizowanej już osiem lat po publikacji przez Kona Ichikawę. Znakomicie przyjęty film sprzed pół wieku stawiał bardziej na treść i przesłanie, nowa wersja wojennej opowieści chce przede wszystkim szokować wizualnie.

Żołnierz wałęsający się między oddziałem, który nie chce gruźlika a lekarzami, którzy nie zamierzają poświęcać czasu komuś, kto nie wykrwawia się aktualnie na śmierć, podróżuje przez prawdziwe piekło. Momentami trudno uwierzyć, że bohater postrzega jeszcze rzeczywistość, a nie podniesiony do kwadratu przez gorączkę senny koszmar. Wszędzie walają się pourywane kończyny i gnijące, zarobaczone ludzkie mięso, a kolejni japońscy żołnierze, próbujący ewakuować się z Filipin u kresu II Wojny Światowej, rozważają przejście na ostatnią dostępną w całej okolicy dietę - kanibalizm. Podobne dylematy nie ominą głównego bohatera.

Serce ciemności, przez które wędrujemy z Tamurą, zwizualizowane jest bardzo sugestywnie, ale budżetowe ograniczenia są momentami łatwo dostrzegalne, także w sposobie nakręcenia filmu, który często może kojarzyć się ze współczesnymi horrorami w stylu kina found footage. Poniekąd takie są zresztą "Ognie w polu". Kino przyzwoite, ale nic ponadto.

Ocena: 3/6

"Ognie w polu", dramat, Japonia 2014, 85 min., reż. Shin'ya Tsukamoto, występują: Shin'ya Tsukamoto, Yusaku Mori, Yuko Nakamura, Tatsuya Nakamura, Dean Newcombe

Tajemnice wielkiego muzeum

Wiele dzieci marzy o tym, żeby zostać zamkniętymi na noc w supermarkecie. Będąc nieco starszym, można marzyć o wpadnięciu w podobną pułapkę w instytucji nieco bardziej wysublimowanej, np. w muzeum, a przynajmniej pragnąć podejrzeć jego działanie "od kuchni". Takie doświadczenie próbuje ofiarować widzom w swoim najnowszym filmie dokumentalista Johannes Holzhausen. I prawie udaje mu się spełnić obietnicę.

Kamera prowadzi nas przez posiadające olbrzymią kolekcję malarstwa Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu. Kamera to nasza jedyna przewodniczka - w filmie nie uświadczymy narratora ani żadnych objaśnień na temat tego, co w danej chwili oglądamy. A w muzeum będzie działo się dużo, choć - jak to w muzeum - niekoniecznie w szybkim tempie.

Zajrzymy do pomieszczeń, w których składowane są chwilowo nieeksponowane obrazy, podejrzymy konserwatorów przy pracy, zobaczymy ekspertów zastanawiających się nad tym, kto i w jaki sposób majstrował przy dziele Rubensa, będziemy świadkami zabawnego sporu o czcionkę użytą w reklamie muzeum i poobserwujemy budżetowe podsumowania oraz dyskusje na tematy finansowe...

Niektóre ze scen administracyjnych bywają ciekawe, ale urzędniczych dyskusji jest tu zdecydowanie zbyt wiele. Sednem filmu jest intymna wycieczka po muzeum, która mogłaby trwać trochę dłużej i być lepiej zorganizowana. Najbardziej zainteresowani sztuką i muzeami powinni być jednak bez wyjątku zadowoleni.

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

"Tajemnice wielkiego muzeum", dokumentalny, Austria 2014, 95 min., reż. Johannes Holzhausen

Party girl

Ok. 60-letnia Angelique (Angelique Litzenburger) wygląda jeszcze starzej, niż na swój wiek, bo prowadzi rozrywkowy tryb życia. Właściwie całe przepracowała jako barowa hostessa (namawia klientów do wydawania pieniędzy, pije z nimi i tańczy). Choć wszystkie koleżanki po fachu i striptizerki w jej klubie są ponad dwa razy młodsze, nasza imprezowa dziewczyna ani myśli o emeryturze. Nieoczekiwanie, jeden z ulubionych stałych klientów Angelique proponuje jej małżeństwo. Czy kobieta zdecyduje się na ten krok? A jeśli tak, to czy będzie potrafiła odnaleźć się w roli spokojnej domatorki?

Ciepło przyjęty w Cannes dramat zrealizowało troje przyjaciół ze szkoły filmowej, wcześniej realizujących wspólnie krótkometrażówki: Marie Amachoukeli-Barsacq, Claire Burger oraz Samuel Theis. "Party girl" jest zresztą inspirowana prawdziwą historią matki tego ostatniego, a wcielająca się w nią Litzenburger gra samą siebie. Podobnie jest też z resztą członków (nie tylko) filmowej rodziny Theisa, który opowiadał o niej już wcześniej w krótkim metrażu pt. "Forbach".

I być może to jest najciekawszy aspekt tego realistycznego, nieoryginalnego, raczej ponurego dramatu - zastanawianie się, co w "Party girl" jest fikcją, a co rzeczywistością. Można tylko mieć nadzieję, że matka reżysera jest w prawdziwym życiu znacznie bardziej sympatyczną kobietą. I że Theis znajdzie kiedyś jakieś warte opowiedzenia historie poza własnymi czterema ścianami.

Ocena: 2/6

Zobacz wideo

"Party Girl", dramat, Francja 2014, 95 min., reż. Marie Amachoukeli, Claire Burger, Samuel Theis, występują: Angélique Litzenburger, Joseph Bour, Mario Theis, Samuel Theis, Séverine Litzenburger, Cynthia Litzenburger

Pitch Perfect 2

Śpiewaczki, które niesłusznie zwyciężyły w finale zawodów w pierwszej części filmu (no chyba nie powiecie, że ich występ był naprawdę lepszy od fenomenalnego show ich męskich konkurentów), po kolejnej kompromitacji próbują zrehabilitować się w oczach świata zgodnie z żelaznymi zasadami filmowych kontynuacji, czyli bardziej i mocniej - przystępując do międzynarodowego konkursu a capella, w którym nigdy nie wygrała jeszcze żadna grupa z USA.

Przy okazji, swój debiut reżyserski zalicza powtarzająca małą rólkę z pierwszej części współproducentka filmu Elizabeth Banks ("Dzień z życia blondynki", "Igrzyska śmierci"). Znając komediowy zmysł aktorki, można podejrzewać, że wyszło to "Pitch Perfect 2" na dobre. W kontynuacji wracają nasze ulubione bohaterki z tymi granymi przez Annę Kendrick czy Rebel Wilson na czele, a kapela ma też nowe nabytki (przede wszystkim znaną z "Gry Endera" czy "Zacznijmy od nowa" Hailee Steinfeld). Bez wątpienia, można spodziewać się także dużo przebojowych aranżów piosenek.

Pierwsza część była po prostu bardzo przyjemną muzyczną komedią. Zagraniczne recenzje świadczą o tym, że druga część to drugie tyle dobrego. Nawet jeśli oryginał był od "Pitch Perfect 2" nieznacznie lepszy.

Zobacz wideo

"Pitch Perfect 2", muzyczny, komedia, USA 2015, 115 min., reż. Elizabeth Banks, występują: Anna Kendrick, Rebel Wilson, Hailee Steinfeld, Brittany Snow, Skylar Astin, Adam DeVine, Katey Sagal, Elizabeth Banks

Gorący pościg

Nierozgarnięta policjantka Cooper (Reese Witherspoon) to totalna służbistka, której najnowszym zadaniem jest przetransportowanie do sądu seksownego świadka koronnego - wdowy po głowie kartelu narkotykowego (Sofia Vergara). Polować na niedobrane bohaterki będą skorumpowani gliniarze i uczciwi mafiozi, ale że to komedia akcji, można podejrzewać, że wszystko dobrze się skończy.

Pytanie, czy wszystko dobrze skończy się dla widzów. Na pierwszy rzut oka, obsada przemawia zdecydowanie na korzyść filmu. Zwiastun sugerował jednak, że może lepiej trzymać się od "Gorącego pościgu" z daleka. Film, którego nawet polski tytuł upodobniony został do świetnego "Gorącego towaru" z Sandrą Bullock i Mellissą McCarthy, podobno nie dorasta tamtej komedii do pięt. Ze świecą szukać pozytywnych recenzji "Gorącego pościgu".

Za kamerą stanęła Anne Fletcher ("Step Up", "27 sukienek", "Narzeczony mimo woli"). Może nazwiska scenarzystów nie obiecywały niczego wielkiego - obaj piszą sitcomy, David Feeney ma na koncie przede wszystkim sporo odcinków "Jim wie lepiej", a John Quaintance napisał część zdecydowanie zbyt chłodno przyjętego spin-offu "Przyjaciół", serialu "Joey" - ale powinna być to całkiem solidna zabawa. No i komu tu wierzyć? Pewności mieć nie mogę, film wchodzi do polskich kin bez pokazu prasowego.

Zobacz wideo

"Gorący pościg", komedia, akcja, USA 2015, 85 min., reż. Anne Fletcher, występują: Reese Witherspoon, Sofia Vergara, Matthew Del Negro, Michael Mosley, Robert Kazinsky, Richard T. Jones, Benny Nieves, Michael Ray Escamilla

Apartament

Dziennikarz Piotr Kraśko przybywa do karczmy, w której w czasie swoich górskich wypraw stołował się Jan Paweł II. Tuż obok wspominającej te wizyty właścicielki - oczywiście, zupełnie przypadkowo - materializuje się dokumentujące to zdjęcie, które nasz przewodnik bierze do ręki i słuchając opowieści kilkakrotnie powtarza: "incredible"! Następnie zjawia się w chatce, która stała się apartamentem Ojca Świętego i patrząc na łóżko, w którym spał, mówi: "incredible"! Gdy w kuchni wypytuje właściciela czy to jest właśnie miejsce, w którym nasz rodak jadał, właściciel odpowiada, że nie ma pojęcia, ale pewnie tak, bo niby gdzie miałby jadać. Zahipnotyzowany Kraśko powtarza: "incredible"!

Gdy nieco speszonemu kardynałowi Dziwiszowi udaje się w końcu zaprezentować podziurawioną i zakrwawioną szatę, którą papież miał na sobie w dniu pamiętnego zamachu, wątek "śledztwa" Kraśki niemal się urywa i oglądamy przede wszystkim archiwalne zdjęcia z górskich wędrówek Jana Pawła II. Czyli jest trochę lepiej.

Udało się przemycić do filmu kilka ciepłych, wywołujących uśmiech na twarzy scen (śpiewający dla papieża carabinieri) czy momentów nawet zabawnych (dowcipy, jakie robiono jednemu z uczestników wycieczek), ale często w dokumencie Macieja Czajkowskiego i Przemysława Hausera oglądamy też papieża schorowanego i odpływającego w nieznanym kierunku. Zastanawiam się czy Karol Wojtyła nie miał prawa chociaż do paru chwil prywatności i czy rzeczywiście należało wszystkie te nagrania "ujawniać", a jeśli tak, to czy film kinowy był w tym przypadku odpowiednim rozwiązaniem.

Na niekorzyść twórców "Apartamentu" przemawia również to, jak ogromną ilością przekopanych materiałów się chwalą. Tysiące opieczętowanych jeszcze zdjęć, trzycyfrowa liczba godzin nieoglądanych wcześniej filmów i... naprawdę nie udało się odkryć nic lepszego od tego, co znalazło się w 70-minutowym obrazie? Trudno w to uwierzyć. Jan Paweł II potrzebuje lepszego świadectwa.

Ocena: 1/6

Zobacz wideo

"Apartament", dokumentalny, Polska 2015, 70 min., reż. Maciej Czajkowski, występują: Stanisław Dziwisz, Egildo Biocca, Arturo Mari, Piotr Kraśko (narrator)

Więcej o: