Catering na bankiecie z okazji premiery był niczego sobie.
Skoro wszystkie zalety mamy już za sobą, przejdźmy do omówienia filmu. Gwiazdka porno Manuella (Maja Frykowska) ma dość występowania w mało ambitnych produkcjach. Marzy jej się rola u milczącego od 20 lat Mistrza Sławoja Marii Hałaburdy (Mariusz Pujszo jako tutejszy Andrzej Wajda). Producent Marek Obraniak (Marek Włodarczyk, z pewnością tęskni za "Kryminalnymi") nie ma wyjścia, musi udać się do tonącego w długach artysty i zaprosić go do współpracy.
Hałaburda chce kręcić film o Marii Walewskiej i Napoleonie. Obraniak zgadza się, oczyma wyobraźni widząc już kostiumowe, artystyczne porno, do nakręcenia którego zmusi reżysera (lub sam zrobi to za jego plecami). Kto wie, może przy okazji uda się podbić jakiś festiwal, pozując na polskiego Larsa von Triera.
Zarys jest więc przaśny, ale dałoby się z tego wycisnąć zupełnie znośną komedię. Dałoby się, gdyby nie stał za nią Mariusz Pujszo - autor scenariusza i aktor (?) wcielający się w Hałaburdę.
Odpuśćmy jednak "Ostatniemu klapsowi" marne aktorstwo i gościnne występy naszych starych znajomych, którzy najwyraźniej nie mieli akurat innej fuchy (Zbigniew Buczkowski, Piotr Zelt, Michał Milowicz). Pujszo - autor takich przebojów jak "Polisz kicz projekt" i "Legenda" - jest zwyczajnie nieśmieszny. Co więcej, jego scenariusz wskazuje na to, że Pujszo nigdy wcześniej nie oglądał (żadnego) filmu.
"Ostatni klaps" sprawia wrażenie kolejnego pretekstu do pooglądania biustów młodych dziewczyn, marzących o wielkich karierach aktorskich. Wypada mieć nadzieję, że którejś z nich się uda. Kariera Manuelli powinna być przecież poważną przestrogą przed występem w podobnych produkcjach.