Pisząc o filmach i twórcach, na których sztuka Krzysztofa Kieślowskiego odcisnęła najmocniejsze piętno, biograf reżysera Stanisław Zawiśliński wyliczył niemal dwadzieścia tytułów, w których można odnaleźć "coś z Kieślowskiego". Były wśród nich filmy Alejandra Gonzáleza Inárritu, Toma Tykwera, Jaena-Pierre'a Jeneuta i Wong Kar-Waia, a także rodzimych twórców - Jerzego Stuhra, Krzysztofa Krauzego i Grega Zglińskiego. Jego lista, choć długa, jest -rzecz jasna - niekompletna. Do inspiracji Kieślowskim przyznają się dziś twórcy z Hollywood, mistrzowie kina irańskiego i twórcy ze Skandynawii. Także polscy reżyserzy coraz częściej wchodzą w dialog z kinem mistrza. Jedni po prostu kopiują jego filmy, inni traktują Kieślowskiego jako punkt wyjścia do własnych artystycznych poszukiwań, a jeszcze inni składają mu hołd.
Reżyser "Pachnidła" od lat zakochany jest w kinie Kieślowskiego. To właśnie on w 2002 roku podjął się realizacji "Nieba", jednej z części scenariuszowej trylogii stworzonej przez Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza. Zanim jednak Tykwer stanął na planie tego filmu, zrealizował dwa inne filmy, które wiele Kieślowskiemu zawdzięczały. Mowa o "Biegnij Lola,biegnij" i "Księżniczce i wojowniku".
Na uwagę zasługuje zwłaszcza pierwszy z wymienionych tytułów. Tykwer opowiadał w nim historię mężczyzny, który gubi walizkę z pieniędzmi dla szefa mafii, i prosi o pomoc swoją dziewczynę Lolę, córkę zamożnego bankiera. "Biegnij Lola, biegnij" było opowieścią o wariantowości ludzkiego losu. Dynamicznie zmontowany, transowy film był w gruncie rzeczy wariacją na temat "Przypadku" Kieślowskiego. Tak jak Witek Długosz grany przez Bogusława Lindę, tak i bohaterka Franki Potente przeżywała ten sam dzień na kilka różnych sposobów, a każda jej decyzja pociągała za sobą nieprzewidziane konsekwencje.
Tu możesz obejrzeć film, którym zainspirował się Tykwer:
O tym, że kino Kieślowskiego głęboko ukształtowało reżyserską wrażliwość Tykwera świadczyć może także jego najnowsze dzieło - serial "Sense8" realizowany dla Netfliksa. Produkcja, której autorami są obok Tykwera Michael J. Straczynski oraz rodzeństwo Wachowskich, opowiada o grupie ludzi, którzy żyją na różnych kontynentach, ale łączy ich nić metafizycznego porozumienia. Brzmi znajomo, prawda? Nieprzypadkowo, bo twórcy "Sense8" garściami czerpią z "Podwójnego życia Weroniki". Szkoda jedynie, że serial inspirowany filmem polskiego twórcy, razi metafizycznym bełkotem - mówi Bartosz Staszczyszyn*, recenzent filmowy Culture.pl.
Artystyczny poziom filmów inspirowanych twórczością Kieślowskiego bywa bardzo różny. Obok kilku filmów, których reżyserzy wybili się na artystyczną niepodległość, mnóstwo jest obrazów ostentacyjnie epigońskich. Nieprzypadkowo w polskiej krytyce filmowej wiele lat temu pojawiło się określenie "kieślowszczyzna", opisujące filmy nachalnie metafizyczne, pseudointelektualne i kiczowate. Wystarczy wspomnieć "Mr. Nobody" Jaco Van Dormaela, belgijskiego reżysera, który w futurystycznej opowieści o ostatnim śmiertelnym człowieku na Ziemi zawarł nieprzyzwoitą ilość taniej metafizyki i prostackich zapożyczeń.
Również na rodzimym rynku nie brak filmów naśladowczych względem Kieślowskiego. Dowodem tego jest choćby "Piąte: nie odchodź" Katarzyny Jungowskiej, bombastyczna opowieść o walce dobra ze złem, z postacią anioła-bezdomnego (w tej roli Daniel Olbrychski), który pomaga bliźnim i na ulicy gubi pióra ze swych skrzydeł.
Późne filmy Kieślowskiego, w których reżyser porzucał realizm na rzecz filmowo-duchowych poszukiwań, najmocniej zapisały się w świadomości naśladowców. To one powracają najczęściej jako cytaty, ukłony i transkrypcje. "Podwójne życie Weroniki" odbija się echem w filmie "Babel" Alejandra Gonzáleza Inárritu, gdzie losy kilkorga postaci żyjących na krańcach świata splatają się ze sobą w nieoczywisty sposób. "Krótki film o miłości" doczekał się hołdu w postaci noweli "The Hand" Wong Kar-Waia, wchodzącej w skład nowelowego "Erosa".
"Krótki film o miłości" możesz obejrzeć całkiem za darmo tu:
To dzięki filmom Kieślowskiego muzyka Zbigniewa Preisnera rozbrzmiewała w pretensjonalnym "Drzewie życia" Terrence'a Mallicka, a moralne niepokoje byłego więźnia w "Zniknięciu" Erica Poppe przywodziły skojarzenia z "Dekalogiem" i późniejszymi filmami polskiego twórcy.
Do "Dekalogu" nawiązywała w swym niedawnym filmie także Małgorzata Szumowska. Jej "Body/Ciało" to jedna z najinteligentniejszych i najciekawszych filmowych rozpraw z Krzysztofem Kieślowskim. Opowiadając historię starzejącego się, cynicznego prokuratora, który po śmierci żony samotnie wychowuje córkę, Szumowska nawiązała twórczy dialog ze znakomitą czwartą częścią "Dekalogu", opowieścią o samotnym ojcu i jego dorosłej już córce. W "Body/Ciało" także pojawiał się motyw listu od zmarłej matki, a w rolę ojca w obu opowieściach wcielał się Janusz Gajos. Akcja filmu Szumowskiej działa się na warszawskim blokowisku, takim jak to, po którym przed laty przechadzał się anioł grany przez Artura Barcisia.
Ale u Szumowskiej kino i styl Kieślowskiego nie były przedmiotem hołdu, tylko ironicznej gry. Szumowska bierze mistycyzm Kieślowskiego w cudzysłów. Gdy tylko jej film staje się nazbyt wzniosły, wprowadza do niego element ironii. Balansując między tymi dwoma żywiołami, opowiada o nierozstrzygalnym sporze między wiarą i niewiarą, rozpaczą i nadzieją. Chciałbym wierzyć, że właśnie z takiego rodzaju filmowej rozmowy Krzysztof Kieślowski byłby dziś bardzo zadowolony.
Od czasów studenckich miałam marzenie, żeby tego Niedźwiedzia dostać [WYWIAD] >>
O "Dekalogu" sporo będzie się mówić w najbliższych miesiącach za sprawą remake'u, przygotowywanego przez amerykańską stację NBC. Po czterech latach rozmów między Krzysztofem Piesiewiczem i amerykańskimi studiami filmowymi udało się dojść do porozumienia, a w 2016 roku nowa wersja "Dekalogu" trafi na ekrany.
- Będzie to wierna adaptacja. Format został zachowany, będzie polegał na opowiedzeniu współczesnych historii w kontekście być może najważniejszych dla człowieka dziesięciu zdań dekalogu" - zapewniała w rozmowie z Arturem Zaborskim Beata Pisula, producentka odpowiedzialna za negocjację z NBC.
Za scenariusz dziesięcioodcinkowej serii odpowiada Todd Ellis Kessler, współautor i producent "Żony idealnej", jednego z najlepszych seriali telewizyjnych ostatniej dekady. Na razie jego projekt owiany jest tajemnicą - wiadomo jedynie, że akcja będzie się rozgrywać we współczesnym Bostonie.
Nie pierwszy raz serial Kieślowskiego i Piesiewicza przyciąga uwagę zagranicznych producentów. W 2005 roku remake'em zainteresowani byli George Clooney oraz Steven Soderbergh, ale sprzeciwił się Krzysztof Piesiewicz.
Cztery lata później serial doczekał się swojej polskiej kontynuacji. Z okazji dwudziestolecia premiery "Dekalogu" z inicjatywy Andrzeja Mańkowskiego dziesięciu młodych filmowców stworzyło zestaw 20-minutowych etiud, z których każda miała być opowieścią o jednym z przykazań. Wśród reżyserów "Dekalogu 89+" znaleźli się młodzi-zdolni polskiego kina: m.in. Adrian Panek, Bartosz Paduch i Marcin Bortkiewicz.
Wśród najbardziej udanych filmów inspirowanych twórczością Kieślowskiego, jednym z najgłośniejszych jest z pewnością "Amelia" Jaena-Pierre'a Jeneuta z 2001 roku, obraz zawdzięczający "Podwójnemu życiu Weroniki" choćby konwencję baśni o dwóch bratnich duszach, które mieszkają w różnych miejscach świata. Pisząc o podobieństwach łączących oba filmy, Mirosław Przylipiak w tekście "Amelia - córka Weroniki" wyliczał dziesiątki analogicznych scen, motywów, obrazów i wątków. W obu pojawia się motyw zabawy w wysłanie sobie sygnałów przez dwójkę poszukujących się ludzi, Amelia i Weronika są jedynaczkami, mają problemy z sercem i bawią się szklanymi kulkami. W obu filmach podobny jest też sposób konstruowania narracji i estetyka nadrealizmu.
"Amelia" była hołdem złożonym nie tylko "Podwójnemu życiu ", ale też innym filmom Kieślowskiego - powtarzały się motywy z "Dekalogu" i "Czerwonego". Ale film Jeneuta był dziełem na wskroś autorskim. Podczas gdy kino polskiego twórcy opowiada o świecie pozazmysłowym w kategoriach religijnych, u Jeneuta mieliśmy do czynienia z opowieścią na wskroś laicką.
Z wyjątkiem Jerzego Stuhra, który podjął trud kontynuacji dzieła Kieślowskiego, niewielu rodzimych twórców w latach 90. miało ochotę na dialog z mistrzem. Dopiero po wielu latach od śmierci Kieślowskiego pojawiło się pokolenie twórców, którzy w sposób mniej lub bardziej pośredni nawiązywali do jego dzieł.
Udany debiut Bartka Konopki "Lęk wysokości" to historia młodego mężczyzny, który zanim na dobre wkroczy w dorosłe życie, musi pojednać się z psychicznie chorym ojcem. Także znakomite "Erratum" Marka Lechkiego, kolejny obraz o trudnych ojcowsko-synowskich relacjach, miało w sobie coś z "moralnego niepokoju" filmów Kieślowskiego. Obaj twórcy mówili o życiu obciążonym niezawinioną krzywdą, o daremnej próbie uwalniania się z życiowej niemocy. Obaj także kierowali kamerę na siebie - jak Filip Mosz w "Amatorze" - opowiadali historie głęboko przeżyte, autobiograficzne i przez to dojmująco prawdziwe.
"Lęk wysokości" możesz obejrzeć TU >>
Metafizyczne tęsknoty i metafizyczne pytania, które tak wyraźnie rozbrzmiewały w kinie Kieślowskiego, słychać także w obrazach Grega Zglińskiego. Wspominając swoje studenckie spotkanie z Kieślowskim szwajcarsko-polski reżyser mówił: To był moment narodzenia się pełnej świadomości tego, co robię, chwila, kiedy musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, po co robię filmy.
W debiutanckim "Cała zima bez ognia" Zgliński nawiązywał do "Dekalogu 1" i sięgał po motyw tragicznej śmierci dziecka. Opowiadał o konsekwencjach straty i pytał, jak sobie z nią poradzić. Moralny niepokój słychać też było w jego późniejszym "Wymyku", historii dwóch braci, którzy są świadkami dramatycznego wypadku. Ale był to niepokój prywatny, głęboko przeżyty i własny. Bo jeśli nawet Zgliński podejmuje rozmowę z Kieślowskim, pozostaje artystą niezależnym.
Poszukiwanie podobieństw między filmami i wysnuwanie z nich wniosków o inspiracjach twórców jest jedną z najbardziej ryzykownych filmoznawczych strategii. Nie sposób przecież dowieść, że podobieństwa są zamierzone. A jednak czasem wystarczy jedno ujęcie, by przypomnieć sobie całe sekwencje z "Dekalogu", "Czerwonego" czy "Amatora". Jak choćby wtedy, gdy oglądamy ciągnącą się długimi minutami scenę zabójstwa z "Hardkor Disko" Krzysztofa Skoniecznego, a przed oczami staje scena morderstwa taksówkarza z "Krótkiego filmu o zabijaniu". Świadectwem wielkiej siły kina Kieślowskiego jest to, jak często jego ślady odnaleźć dziś można w dziełach twórców reprezentujących różne pokolenia, wrażliwości i kinematografie.
"Krótki filmu o zabijaniu" możesz obejrzeć za darmo tu:
Źródła: Konrad J. Zarębski, "Każdy mój film jest poszukiwaniem", rozmowa z Gregiem Zglińskim, Kino 2005, nr 10, Artur Zaborski, "Dekalog po amerykańsku", rozmowa z Krzysztofem Piesiewiczem i Beatą Pisulą, Magazyn Filmowy 2015, nr. 5, Andrzej Gwóźdź [red.], "Kino Kieślowskiego, kino po Kieślowskim", Wydawnictwo Scorpion, Warszawa 2006.
*Bartosz Staszczyszyn - krytyk filmowy i literacki. Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i portalu Filmweb.pl. Publikował m.in. w "Polityce", "Gazecie Wyborczej" i "Dwutygodniku".