"Mission: Impossible - Rogue Nation", prawdziwa szpiegowska symfonia i bardzo intymny portret Amy Winehouse [NA CO DO KINA]

Czy James Bond i jego "Spectre" są w stanie przebić ostatnie dokonania agenta Hunta? Mission: Impossible. A w kinie także oczekiwany dokument "Amy" i animowany "Mały Książę" w reżyserii Marka Osborne'a, twórcy "Kung Fu Pandy". Podpowiadamy, na co wybrać się do kina.

Mission: Impossible - Rogue Nation

Znacie to paskudne uczucie, gdy czujecie, że już w zwiastunach sprzedano wam cały film? Piąta (i najlepsza!) część "Mission: Impossible" jest zupełnie inna - nie zdążycie jeszcze wygodnie usiąść, a Ethan Hunt (twarz Toma Cruise'a pierwszy raz zdradza oznaki starzenia, ale po jego ruchach tego nie widać) już zwisać będzie ze drzwi startującego samolotu w głośnym, kaskaderskim popisie. A to dopiero początek serii niesamowitych scen akcji (misja pod wodą, do której Cruise długo trenował pływanie bezdechowe albo fenomenalny pościg samochodowo-motorowy po marokańskich uliczkach), które funduje widzowi "Rogue Nation".

Tajni agenci IMF wpadli w tarapaty większe, niż kiedykolwiek. Szef CIA (Alec Baldwin) chce zamknięcia ich komórki akurat wtedy, gdy do akcji wkracza tajemniczy Syndykat ze złowieszczym Solomonem Lane'em (cudowny Sean Harris, którego wkrótce zobaczymy w "Makbecie") na czele. Hunt musi działać na własną rękę. Może liczyć tylko na wiernego kompana, Benjiego (Simon Pegg zmuszony do niezręcznego lokowania... gry "Halo").

Mam nadzieję, że w "Rogue Nation" oglądamy narodziny aż dwóch gwiazd: pierwszą jest pojawiająca się na ekranie tylko na chwilę Hermione Corfield (Guy Ritchie zaangażował ją do powstającego właśnie filmu o królu Arturze), a drugą wyśmienita Rebecca Ferguson (z serialu "Biała królowa"), która udowadnia, że nie potrzeba oczywistej urody i figury modelki z wybiegu, żeby zostać najlepszą filmową partnerką Cruise'a, jaką można sobie wymarzyć. Grająca do niesprecyzowanej liczby bramek Ilsa Faust (imię po femme fatale z "Casablanki", nazwisko po... wiadomo), w którą wciela się Szwedka, dla wielu będzie najjaśniej świecącym punktem filmu.

Najnowsza "Mission: Impossible" to prawdziwa szpiegowska symfonia, czego ukoronowaniem jest swoisty balet agentów w genialnej scenie podczas opery "Turandot", której temat muzyczny przenika do ścieżki dźwiękowej filmu. "M:I" to dziecko Toma Cruise'a, sprawującego nad serią pieczę i przed każdą odsłoną wybierającego nowego reżysera. Pierwszy raz wypada trzymać kciuki za to, by Cruise nie dokonywał zmian kadrowych - scenarzysta "Podejrzanych" Christopher McQuarrie spisał się w "Rogue Nation" na medal. Jeśli ktoś jest w stanie nakręcić lepszą część "M:I", to może to zrobić chyba tylko... Cruise. A czy James Bond i jego "Spectre" są w stanie przebić ostatnie dokonania agenta Hunta? Mission: Impossible.

Ocena: 5/6

Zobacz wideo

"Mission: Impossible - Rogue Nation", sensacyjny, USA 2015, 100 min., reż. Christopher McQuarrie; występują: Tom Cruise, Jeremy Renner, Simon Pegg, Rebecca Ferguson, Ving Rhames, Sean Harris, Alec Baldwin, Simon McBurney

Amy

Cztery lata po śmierci jednego z najwspanialszych żeńskich głosów ostatnich dekad, reżyser Asif Kapadia ("Senna") przedstawia bardzo intymny portret zmarłej w wieku 27 artystki. "Amy" to niezwykle ciekawa opowieść nie tylko dla fanów Amy Winehouse.

Raper Mos Def, jedna z częściej wypowiadających się w filmie osób, uważa, że sława nie zmienia człowieka, ale ukazuje jego prawdziwe "ja". To ciekawa teza i pewnie trzeba by się nieźle nagimnastykować, żeby ją udowodnić, ale w przypadku bohaterki dokumentu Kapadii bez wątpienia właśnie tak było. Amy do końca pozostała szczerą, zagubioną, rozpaczliwie poszukującą miłości osobą. I to ją zabiło.

Niektórzy traktują jednak "Amy" jak prawdziwy kryminał (mi kojarzy się też z filmami snuff) i próbują odgadnąć, kto jest winny śmierci protagonistki. Kapadia przesadnie dramatyzuje, winą obarczając po trochu cały świat i zapominając przy tym odrobinę o współudziale samej Winehouse, ale gdybym ja miał wskazywać na moich faworytów, to solidnym podejrzanym wydaje się ojciec, traktujący córkę jak biznesowe zaplecze, jednak nikt nie może się równać z głównym szwarccharakterem a zarazem miłością życia artystki, pasożytującym na niej w każdy możliwy sposób, obślizgłym Blake'iem Fielderem-Civilem.

Przy filmach stylizowanych na found footage narzekam często na to, że mało wiarygodne wydaje się, że głupie nastolatki wszędzie biegają z kamerami i dokumentują każdą swoją chwilę. Widząc, ile materiału Winehouse i przyjaciele nagrali, zanim stała się sławna, muszę chyba przyjąć, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Może i dobrze, bo dzięki temu dostajemy znakomity dokument, obarczony jedynie dwiema skazami. Po pierwsze, z ponad dwóch godzin seansu zdecydowanie dałoby się coś wyciąć, po drugie, pieczę nad filmem sprawowała wytwórnia. Universal wypada tu niemal jak anioł stróż Amy Winehouse. Jakoś trudno w tę dobroć i nieskalanie uwierzyć.

Ocena: 4/6

Zobacz wideo

"Amy", biograficzny, dokumentalny, Wielka Brytania 2015, 127 min., reż. Asif Kapania

Przeczytaj też:

Amy Winehouse miała wszystko. Ale na jej drodze stanęło dwóch mężczyzn >>

Mały Książę

Mam nadzieję, że "Mały Książę" nadal jest czytany w polskich szkołach, ale żałuję, że nikt nie powiedział mi, iż dzieło Antoine'a de Saint-Exupery'ego będę w stanie w pełni zrozumieć dopiero jako dorosły i że powinienem pamiętać, aby kiedyś do niego wrócić. Okazja nadarzyła się dzięki naprawdę udanej filmowej wersji w reżyserii Marka Osborne'a ("Kung Fu Panda").

"Mały Książę" to rzecz zbyt krótka, by tylko na niej oprzeć pełnometrażową animację (tym bardziej dziwi, że twórcy wycięli część zawartości oryginału), więc kinową opowieść umiejscowiono w ramach dobrze oddającej ducha pierwowzoru historii Małej Dziewczynki i jej Korpomamy, od początku wychowującej córkę na sobie podobnego, nieumiejącego cieszyć się życiem robota. Na szczęście, w sąsiedztwie pomieszkuje stary Pilot, który nauczy Dziewczynkę jak być... dzieckiem.

Te ramy fabularne kojarzyć się mogą z "Odlotem", natomiast właściwa część opowieści, w której protagonistka poznaje przygody tytułowego bohatera, znienacka przywiodła mi na myśl... "K-PAX" (tak się zresztą składa, że w angielskiej wersji językowej głosu Pilotowi użycza Jeff Bridges). Efekt końcowy byłby wyśmienity - bo nawet ta dopisana historia naprawdę się twórcom udała - gdyby nie ciut za dużo twórczej swawoli, na którą autorzy połasili się w trzecim akcie. Jego główną część stanowi zresztą obowiązkowa w kinie animowanym sekwencja akcji. Niestety, finałowy podniebny pościg wyraźnie obniża loty całości. Świetny poziom trzyma za to polski dubbing, w którym udział wzięli m.in. Piotr Adamczyk, Anna Cieślak, Małgorzata Kożuchowska i Robert Więckiewicz.

Zobacz wideo

Ocena: 4/6

Zobacz wideo

"Mały Książę", animacja, fantasy, przygodowy, Francja 2015, 108 min., reż. Mark Osborne, występują: Riley Osborne, Jeff Bridges, Rachel McAdams, Paul Rudd, Marion Cotillard, James Franco, Benicio Del Toro

Reality

Quentin Dupieux największy sukces osiągnął 16 lat temu utworem "Flat Beat", w którego teledysku występował żółty muppet Flat Eric. Francuz nadal tworzy muzykę, ale w ostatnich latach większą popularność przynoszą mu raczej jego awangardowe filmy. Kto już wie, czego spodziewać się po twórcy "Opony" i "Wrong", tego czeka w kinie nie lada gratka. Niezaznajomieni z autorem i jego filmowymi żartami mogą od "Reality" boleśnie się odbić.

Trudno wyjaśniać, o czym opowiada najnowszy komediodramat francuskiego reżysera i scenarzysty, bo nie dość, że trzeba by było zdradzić całą historię i zepsuć niektóre żarty, to jeszcze opis fabuły wydaje się w przypadku "Reality" nie do końca możliwy. Zwłaszcza że nie do końca wiadomo, o co tu w ogóle chodzi.

Operator Jason Tantra (jak zwykle świetny Alain Chabat) chce nakręcić swój wymarzony debiut, ale na razie utknął za kamerą programu kulinarnego, którego prowadzący - występujący w stroju wielkiego gryzonia - cierpi z powodu potwornej egzemy, której tak naprawdę nie ma. Producent da Jasonowi kasę, jeśli w ciągu 48 godzin odkryje filmowy krzyk na miarę Oscara. Ten sam producent finansuje też film o dziewczynce, która znalazła tajemniczą kasetę wideo. Co jest na taśmie? Być może film, który właśnie oglądamy. Albo na odwrót.

"Reality" to jeden wielki wic, składający hołd filmowym wstęgom Moebiusa oraz przekładańcom w rodzaju "Incepcji" a przy tym bezczelnie z nich drwiący. Być może niechcący, Dupieux dotyka przy okazji wydarzeń, które miewają miejsce. Któż nie przeżył rozczarowania związanego z wyjściem do kina, podczas którego okazywało się, że jego cudowny, oryginalny pomysł na film został już wykorzystany? Tu takie sytuacje zostały doprowadzone do ekstremum.

Sceny, które David Lynch obrobiłby tak, że wywoływałyby gęsią skórkę historycznych rozmiarów, w "Reality" bawią, ale wywołują przy tym niezrozumiałe uczucie niepokoju. W jeszcze gorszym świetle stawia to Ryana Goslinga, który w swoim niedawnym "Lost River" sięgał do poziomu Lyncha, a efektem końcowym zupełnie niechcący zbliżał się do komicznego szaleństwa Dupieux.

Ocena: 4/6

Zobacz wideo

"Reality", komedia, dramat, Francja, Belgia, USA 2014, 88 min., reż. Quentin Dupieux, występują: Alain Chabat, Jonathan Lambert, Kyla Kenedy, Jon Heder, Eric Wareheim

Eskorta

Półmetek XIX wieku, czyli na długo przed czasami, w których rozgrywa się typowy western. Trzy kobiety, które postradały zmysły, muszą zostać odeskortowane do odległego miejsca, gdzie znajdą spokój. Żaden mężczyzna nie ma ochoty podjąć się tego zadania. Wybór pada więc na lokalną dziwaczkę - bo twardszą, lepiej zorganizowaną i bardziej męską od większości farmerów - Mary Bee Cuddy (Hilary Swank). Na początku wyprawy bohaterka ratuje ze stryczka starego przestępcę i lekkoducha, George'a Briggsa (Tommy Lee Jones), który w zamian zgadza się jej towarzyszyć.

Wędrówka to tak niszcząca, że dramat - bo mimo obecności Indian, koni, bardzo Dzikiego Zachodu i innych ważnych elementów krajobrazu nadal trudno nazywać go westernem - wyreżyserowany przez Tommy'ego Lee Jonesa (aktor współuczestniczył też w adaptowaniu scenariusza z powieści Glendona Swarthouta) największe skojarzenia budzi chyba z klasyczną powieścią Williama Faulknera "Kiedy umieram", zekranizowaną niedawno przez Jamesa Franco. "Eskorta" także jest przeżyciem bardzo ponurym, pozostawiającym odbiorcę w poczuciu beznadziei, a żadnego z jej bohaterów nie można nazwać do końca zdrowym na umyśle. I tu również nie cel bezsensownej misji (po cóż właściwie te biedaczki gdziekolwiek eskortować?), ale sama podróż okaże się ważna.

Rewizjonistyczny, feministyczny western Jonesa obfituje w epizodyczne występy gwiazd (John Lithgow, James Spader, Meryl Streep i wiele innych), jest fenomenalnie zagrany i ma kilka wyśmienitych, zapadających w pamięć scen, o których można długo myśleć i dyskutować, ale jako uczciwy przedstawiciel swojego gatunku powinien zostać zatytułowany "Dobry, nudny i brzydki". Trudno zlekceważyć fakt, że większość ponad dwugodzinnego seansu wlecze się niemiłosiernie, będąc jedynie (zbyt długim) oczekiwaniem na kolejny przebłysk geniuszu. Nie ogląda się przyjemnie, ale nie żałuje się obejrzenia.

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

"Eskorta", dramat, western, Francja, USA 2014, 120 min., reż. Tommy Lee Jones; występują: Tommy Lee Jones, Hilary Swank, Meryl Streep, Grace Gummer, Miranda Otto, Sonja Richter, Jo Harvey Allen, Barry Corbin

Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu

Roy Andersson domyka "Gołębiem..." swoją trylogię ("Pieśni z drugiego piętra", "Do ciebie, człowieku") dotyczącą sensu życia i kondycji ludzkości. Większość recenzentów twierdzi, że zbierane latami doświadczenie bardzo widocznie tu zaprocentowało, a nieliczni uważają, że szwedzki reżyser beznadziejnie się powtarza. Jedni i drudzy mają trochę racji.

Komediodramat, za który Andersson dostał Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji, przywodzi na myśl zbieraninę skeczy w stylu Monty Pythona opowiadanych ze śmiertelną powagą Wojciecha Manna. Nie da się ukryć, że prawie wszystkie dowcipy, jakimi obrzuca nas "Gołąb...", to tzw. "suchary". Jeśli ktoś lubi taki typ humoru, powinien wgryźć się w nie ze smakiem, bo w swojej klasie to prawdziwe delikatesy.

Na mojej twarzy największy uśmiech wywoływały chyba sceny, w których parę chwil nieuwagi sprawiało, że ich bohaterowie przegapili arcyważne wydarzeni. Bardzo sympatyczna jest też para nieudolnych, wędrownych sprzedawców fajansiarskich zabawek i gadżetów (wampirze kły, straszne maski).

Nie da się jednak ukryć, że jest to pozycja dla wyselekcjonowanego grona smakoszy. I że mniejsze porcje absurdalnego "Gołębia..." - np. w postaci telewizyjnego serialu - byłyby z pewnością zdecydowanie mniej ciężkostrawne.

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

"Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu", dramat, komedia, Szwecja 2014, 101 min., reż. Roy Andersson, występują: Holger Andersson, Nisse Vestblom

Dar

Młode małżeństwo świeżo po przeprowadzce. Robyn (Rebecca Hall, "Vicky Cristina Barcelona") na razie zajmuje się urządzaniem domu, Simon (Jason Bateman, "Szefowie wrogowie") cieszy się z nowej posady. Pewnego dnia, Simon spotyka Gorda (Joel Edgerton, "Wojownik"), dawnego znajomego ze szkolnych lat. Chociaż Simonowi się to nie podoba, Gordo coraz bardziej wkręca się w jego życie - obdarowuje rodzinę podarkami, szuka okazji do spotkań. Gdy Simon kategorycznie zadecyduje o zakończeniu tej znajomości, Robyn zacznie zastanawiać się, skąd wzięła się gwałtowna reakcja męża. Czy rzeczywiście chodzi o to, że Gordo wydaje się społecznie nieprzystosowanym dziwakiem? A może Simon ukrywa przed nią tajemnicę z przeszłości?

Reżysersko-scenariuszowy debiut Edgertona to bardzo ambitny projekt. Australijczyk zrobił mocno hitchcockowski thriller, który z pozoru przypomina klasyczne filmy o oblężonym domostwie w rodzaju "Przylądka strachu", ale z upodobaniem łamie połowę jego zasad. Przez cały czas można zastanawiać się: czy dany element fabuły zostanie przeprowadzony wedle reguł, czy twórca za chwilę zaskoczy nas niespodziewaną - nawet jeśli mało efektowną - woltą.

Interesujący okazał się również dobór obsady. Edgerton sprawdził się w roli nieśmiałego prześladowcy, choć do tej pory kojarzył się raczej z twardymi cwaniakami. Ponadto, autor wydobył wszystko co najlepsze ze słynącego głównie z komediowego repertuaru Batemana. Czyż jego uśmiech nie wygląda momentami na grymas przyklejony do twarzy psychopaty?

"Dar" to całkiem interesująca propozycja dla fanów thrillerów z półki umiejscowionej tuż pod najwyższą. Rzecz cierpi nieco z powodu swej skromności - "Dar" z powodzeniem mógłby zostać odegrany przez trzyosobową ekipę w teatrze. I może jako spektakl sprawdziłby się jeszcze lepiej.

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

"Dar", horror, thriller, USA 2015, 110 min., reż. Joel Edgerton, występują: Jason Bateman, Rebecca Hall, Joel Edgerton, David Denman, Busy Philipps, Allison Tolman, Katie Aselton, Susan May Pratt

Więcej o: