Kolejna próba opowiedzenia historii jednych z najbardziej ulubionych superbohaterów USA na nowo. Znowu poznamy początkowe losy tytułowej czwórki, dowiemy się, w jaki sposób członkowie ekipy zyskali swoje moce i zobaczymy ich pierwszą poważną bitwę.
Zgodnie z nową hollywoodzką modą, los filmu złożono w rękach niedoświadczonego reżysera. Josh Trank na wielu zrobił wrażenie niskobudżetową "Kroniką", więc powierzono mu obraz za 120 mln dol. Plotki głoszą, że reżyser nie radził sobie tak bardzo, iż sytuację próbował ratować wezwany na plan w roli superbohatera Matthew Vaughn ("Kick-Ass", "Gwiezdny pył", "Kingsman"), a Trank przez swą niezdarność stracił posadę przy jednym ze spin-offów "Gwiezdnych Wojen".
Film był jednak podobno nie do odratowania i otwarto sezon na wymyślanie najbardziej zgryźliwych recenzji. Amerykańscy krytycy piszą, że "Fantastyczna Czwórka jest tak przeciętna, że nazwanie jej Fantastyczną może podchodzić pod oszustwo reklamowe" albo że wszyscy utalentowani młodzi aktorzy (m.in. Miles Teller i Kate Mara) - gdy zrozumieli w końcu, na jak żałosny scenariusz, zagubionego reżysera i szokująco fatalne efekty specjalne się porwali - postanowili grać w taki sposób, jak gdyby jasno chcieli dać do zrozumienia, że mają to wszystko gdzieś. Częste są również przeprosiny dla Jessiki Alby, Chrisa Evansa i spółki za złe słowa na temat ich wersji "Fantastycznej Czwórki" sprzed dekady. Czy nowa wersja naprawdę jest tak kiepska? Trudno powiedzieć, film wchodzi do polskich kin bez pokazu prasowego.