Wygląda na to, że Scott znów na dobre zadomowił się w gatunku kinowym, w którym odcisnął swoje wyraźne piętno ("Blade Runner"!). Publiczność wciąż czeka na premierę jego najnowszego dzieła - "Marsjanina" z Mattem Damonem w roli głównej (do polskich kin ma trafić 2 października), a tymczasem on zapowiedział kolejny firmowany przez siebie obraz - drugą część "Prometeusza".
Spekulacje na temat tego, kiedy i czy w ogóle powstanie "Prometeusz 2", pojawiały się w mediach regularnie od kilku miesięcy. Dzisiaj to już oficjalna informacja: film będzie kolejnym dziełem Scotta zaraz po "Marsjaninie". Potwierdził to sam reżyser w rozmowie z brytyjskim "Empire".
- Premiera "Marsjanina" została przesunięta, a ja pracowałem nad swoim kolejnym obrazem - już wtedy szukałem lokalizacji do "Prometeusza 2" - rzucił reżyser .
Zdjęcia do produkcji mają ruszyć już w styczniu przyszłego roku. Dlaczego tak wcześnie? To podobno pomysł samego Scotta. Wszystko przez zbliżającą się premierę piątej części "Obcego" Neilla Blomkampa.
Ale spokojnie: choć fabuła obu filmów ma być spójna, Scott zapowiedział, iż dopilnuje, żeby wątki z "Prometeusza" nie powielały się z tymi z "Obcego". Dzieło ma trafić na wielkie ekrany w 2017 roku w wakacje - czyli najlepszym okresie jeśli chodzi o dystrybucję kinowych hitów.
Przypomnijmy: początkowo "Prometeusz" zapowiadany był jako prequel "Obcego". Ostatecznie Ridley Scott zdecydował się na stworzenie zupełnie nowego, niezależnego dzieła osadzonego w świecie słynnej filmowej serii sprzed lat.
Głośno też było o jego sporze z wytwórnią 20th Century Fox, która nie chciała się zgodzić na to, żeby film był przeznaczony wyłącznie dla widzów dorosłych, zwłaszcza że reżyser wycenił jego budżet na 250 mln dolarów. Ostatecznie stanęło na niespełna 150 mln, a tytuł otrzymał kategorię R - to oznaczało, że widzowie poniżej 17 roku życia mogli wybrać się na film jedynie w towarzystwie dorosłych opiekunów.
"Prometeusz" nie do końca jednak sprostał oczekiwaniom fanów i krytyków. Mimo wszystko nie przeszkodziło mu to w wylądowaniu wśród najbardziej oczekiwanych produkcji filmowych 2012 roku - obok "Hobbita" Petera Jacksona i "The Dark Knight Rises" Christophera Nolana. Udowadniała to entuzjastyczna reakcja serwisów filmowych i internautów na kolejne materiały promocyjne zapowiadające film.
O czym to było? "Prometeusz" opowiadał o ekspedycji grupy naukowców na planetę, gdzie doszło do odkrycia pozaziemskiej formy życia. W obsadzie znalazł się Michael Fassbender, który tym samym dołączył do panteonu słynnych filmowych robotów, wcielając się w postać androida Davida, co zasugerował viral, zakończony, podobnie jak zwiastun, hasłem: "Wielkie rzeczy mają małe początki".
Fassbender ma też pojawić się w kolejnej części, tak samo jak Noomi Rapace. Zmienili się za to scenarzyści: nad pierwszą częścią pracowali Jon Spaihts i twórca "Lost" - Damon Lindelof, teraz ta robota przypadła w udziale Jackowi Paglenowi ("Transcendecja" z Johnnym Deppem w roli głównej) i Michaelowi Greenowi ("Green Lantern", serial "Herosi").