Kosmici lądują na Ziemi? To musi być inwazja, nasz gatunek zagrożony! Tak pewnie pomyśli każdy, kto widział "Dzień niepodległości", "Wojnę światów" czy "Inwazję porywaczy ciał". Tymczasem reżyser dokumentu "Wizyta", Michael Madsen, proponuje zupełnie inną przygodę.
Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia na trawniku, w parku, może na polanie, gdzieś w Europie, może w Ameryce, ląduje statek kosmiczny. Nikt z niego nie wychodzi, nic się nie dzieje, ale obca obecność wymaga naszej reakcji. Co robimy? Jak przygotowujemy się na pierwszy kontakt z obcymi? Jak z nimi rozmawiamy? O co ich pytamy? Pomysł, który zrodziły się w głowie duńskiego reżysera i artysty konceptualnego, postanowił przekuć on w pewną symulację.
Reżyser zaprosił do filmu ekspertów z NASA, Organizacji Narodów Zjednoczonych, wojskowych, byłą rzeczniczkę brytyjskiego rządu, a nawet prawnika, który zajmuje się tworzeniem uniwersalnego języka prawa, jakie powinno obowiązywać między cywilizacjami we wszechświecie. Stawia przed nimi zadanie: wyobraźcie sobie, że wylądowali u nas kosmici. Co robicie? Co powinno zostać zrobione? O co ich pytacie? Eksperci pytają i dywagują, ale też tworzą hipotezy, jakich żaden film science fiction jeszcze nie wykorzystał.
To nie jest zwykły dokument, bo jedyne co dokumentuje to wydarzenie, które może nigdy się nie wydarzyć. Ale nawet ta hipotetyczna sytuacja rozbudza wyobraźnię nie tylko widza, ale także wspomnianych ekspertów, którzy gotowi są podjąć się nie tylko wyimaginowanego dialogu z nieistniejącym obcym, ale nawet wyobrazić sobie wejście na pokład statku kosmicznego. Wszyscy oni mówią prosto do kamery, czyli poniekąd do widzów, co stawia nas w pozycji... no właśnie, potencjalnego kosmity?
Zbadaliśmy naszą planetę, poznaliśmy Układ Słoneczny, a nawet polecieliśmy na Księżyc, cały czas licząc na to, że kolejnym krokiem będzie kontakt z pozaziemską cywilizacją. Wizja takiego spotkania napawała pisarzy, filmowców, ale też zwykłych zjadaczy chleba nadzieją na to, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, choć jednocześnie niosła w sobie całą sumę naszych oczekiwań, lęków i fascynacji.
Temat pod tytułem "jak wyglądają kosmici i co mogą nam dać albo zrobić", zapładnia od ponad wieku umysły zwłaszcza filmowców, a im doskonalszymi efektami specjalnymi operujemy, tym te wizje są śmielsze, choć ograniczają się zwykle do dwóch scenariuszy: albo obcy chcą nas zniewolić/zniszczyć/wykorzystać, albo przybywają w zamiarach pokojowych/poznawczych lub, by ostrzec przed planowaną inwazją.
Według pierwszego scenariusza zrealizowano słynną "Wojnę światów" na podstawie powieści George'a Wellsa; pełen efektów specjalnych z gigantycznym statkiem kosmicznym "Dzień niepodległości" czy pamiętną "Żonę astronauty", gdzie seksowna Charlize Theron podejrzewa, że jej przystojny mąż Johnny Depp wrócił z misji kosmicznej nie do końca ten sam i, jak się okazuje, ma rację.
Drugi scenariusz to urocze "E.T." Stevena Spielberga, skierowane do dzieci, ale też "Dzień, w którym zatrzymała się ziemia" z Keanu Reevesem, który przybywa na ziemię z pokojową misją, próbując uratować ją przed planowaną inwazją. Wokół obcych i zjawisk paranormalnych nie z tego świata kręcił się słynny serial "Z archiwum X".
O tajemniczym przybyszu opowiada też tasiemiec "Doktor Who" czy nakręcony według książki króla horrorów, Stephena Kinga "Pod kopułą". Nawet eksperymentujący z fabułą i formą niemiecki reżyser Werner Herzog poświęcił jeden ze swoich filmów kosmitom - "The Wild Blue Yonder", gdzie przybysz z tytułowej planety opowiada o tym, jak jego współplemieńcy próbowali, choć bez happy endu, założyć społeczność na ziemi.
Znając te wszystkie dzieła widz może poczuć się zawiedziony, bo w "Wizycie" mamy zupełnie inny koncept. Na ekranie nie ma żadnych kosmitów, nie widzimy nawet ich statku. Ważne dla reżysera jest nasze wyobrażenie takiego spotkania, ale też odkrywamy powoli drugie dno dokumentu, gdzie "gadające głowy" reagują na hipotetyczną wizytę przybyszów z kosmosu.
Eksperci opowiadając o swoich niepokojach wobec pozaziemskiej cywilizacji, próbują nawiązać z nimi kontakt. A jest to tylko możliwe, poprzez opowiedzenie o nas samych. I dlatego to, czego dowiadujemy się w filmie o kosmitach to historia o tym, jak naprawdę jest złożona ludzka natura, jakie jest jej miejsce w ekosystemie ziemskim, ale też jak niezwykle jesteśmy delikatni jako gatunek.
Film Madsena to bardziej rozprawa filozoficzna niż naukowa, bo stawiając pytania kosmitom i tłumacząc im naszą sytuację tak naprawdę opowiadamy o sobie, o tym, jak rozumiemy świat i jakimi parametrami posługujemy się w jego rozumieniu. Ciekawa jest tu koncepcja poznawcza, jaką tłumaczy jeden z ekspertów. My, ludzie, możemy zbadać czy istnieje jakaś forma życia jedynie poprzez obecność DNA. W ten sposób rozpoznajemy czyjeś istnienie. Jeśli czytelnego dla nas DNA nie ma, nie ma rejestracji życia. Równie dobrze więc kosmici mogą być obecni wśród nas cały czas, tylko nie potrafimy ich namierzyć, zobaczyć, nadać im kształtu.
A co jeśli kosmici nie zrozumieją naszego języka, sposobu myślenia? Mamy tylko siebie jako punkt odniesienia i dlatego, jak mówi jeden z ekspertów, z jednej strony boimy się kosmitów, bo to coś czego nie znamy, a brak wiedzy oznacza brak kontroli, brak władzy.
Z drugiej strony, jak mówi psycholog społeczna, gdyby obcy nagle odlecieli, bez próby nawiązania kontaktu, cała ludzka rasa wpadłaby w zbiorową depresję, bo nie ma nic gorszego obok samotności we wszechświecie jak odrzucenie. Takie filmy jak genialny "Interstellar" Christophera Nolana, "Kontakt" z Jodie Foster, "Solaris" Andrieja Tarkowskiego czy klasyk Kubricka "Odyseja kosmiczna: 2001" pokazują, jak bardzo jesteśmy samotni, i jak bardzo marzymy i łakniemy kontaktu z zewnątrz. Zresztą odniesień do "Odysei" w filmie jest sporo, weźmy chociaż piękne, powolne ujęcia symulacji próby zbadania statku kosmicznego od wewnątrz.
Madsen mówi, że po tym filmie widz ma wyjść z kina z większą liczbą pytań niż przyszedł. - Wierzę, że rzeczywistość nie jest stałym, zamkniętym konceptem, tylko zależy raczej od naszej interpretacji. W tym przypadku interesuje mnie ludzkie rozumienie samych siebie, naszej natury, i dlatego ta potencjalna utrata kontroli, ta nagła niepewność spowodowana obecnością kogoś z innego świata, to jest ciekawy kąt, z którego można spojrzeć na życie współczesnego świata zachodniego - mówi artysta w wywiadzie dla "Filmmaker Magazine" .