Piotr (Itay Tiran, "Liban") przybywa w rodzinne strony Żanety (Agnieszka Żulewska, "Chemia"), by się z nią pobrać i zamieszkać w domu podarowanym przez ojca panny młodej (Andrzej Grabowski). W przeddzień uroczystości, Piotr wykopuje przypadkowo ludzki szkielet. Od tego momentu zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. Wiele wskazuje na to, że mężczyzna mógł zostać opętany...
Trzeci i ostatni film Marcina Wrony - autor "Chrztu" i "Mojej krwi" zginął tragicznie podczas ostatniego festiwalu w Gdyni - zainspirowany został sztuką "Przylgnięcie" Piotra Rowickiego. "Demon" zachwalany jest jako pierwszy prawdziwy polski horror od lat. Nic bardziej mylnego. W najlepszym przypadku, można określić go mianem dreszczowca. Jeśli "Demon" miał zamiar straszyć, to Wrona bardzo źle rozłożył w nim akcenty horroru i komedii. Film całkowicie zagarniają bowiem dwie postaci: pan na zagrodzie, w którego wciela się Grabowski oraz lokalny lekarz (Adam Woronowicz), głośno trąbiący o swej abstynencji (a wszyscy wiemy, co to oznacza). Woronowicz i Grabowski są znakomici, co oznacza, że dostarczają tylu powodów do śmiechu, iż na strach nie ma już miejsca.
"Demon" okazuje się więc paranormalnym kuzynem "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. W zasadzie, można nazwać go "Weselnym domem złym". Wronie nie chodziło przecież tak naprawdę o dybuka, ale o metaforę. Jej ducha dobrze oddaje rozwiązanie trudnej sytuacji filmowego wesela: spijmy się wszyscy tak bardzo, żeby zapomnieć, w czym uczestniczyliśmy. Jest to kolejna próba zmierzenia się z naszą historią. Na poziomie przenośni, bardzo udana. Tylko jako horror wypada dosyć blado.