Fotograf Sebastiao Salgado to postać światowej sławy, choć niekoniecznie poza swoją branżą. Przez ostatnie 40 lat zjeździł wszystkie kontynenty, dokumentując piękno dzikiej natury i tragedie, spowodowane przez naturę ludzką. Teraz jego syn, Julian Ribiero, zaprosił do współpracy znanego reżysera Wima Wendersa ("Pina", "Niebo nad Berlinem"), aby wspólnie z nim udokumentować życie i twórczość ojca.
Film to sztuka audiowizualna, a "Sól ziemi" może być na to jednym z najlepszych dowodów. Subtelnie towarzysząca zdjęciom muzyka znakomicie komponuje się z obrazem. Opowieści z życia Salgada też są interesujące, ale największą atrakcją dokumentu jest bez wątpienia pokaz slajdów, czyli nieprawdopodobne kadry uchwycone przez fotografa. Często bywam sceptyczny wobec tak poetyckich kompozycji, uwieczniających ludzkie tragedie i wierzę, że autorzy zdjęć gotowi są własnoręcznie przemieszczać ciała oraz reżyserować umierających, byle tylko osiągnąć najlepszy efekt (nie oglądaliście "Wolnego strzelca"?), ale Salgado nie byłby w stanie w podobny sposób kontrolować zwierząt, a zdjęcia przyrody należą do najpiękniejszych w jego zbiorach.
Wielokrotnie nagradzana (m.in. Specjalna Nagrody Jury w sekcji Un Certain Regard w Cannes, Cezar za najlepszy dokument i Nagroda Publiczności na Docs Against Gravity) "Sól ziemi" nie odpowiada na wszystkie pytania - nie wiemy np., dlaczego Salgado nie robi zdjęć w kolorze - ale i tak w pełni usatysfakcjonuje miłośników fotografii. I nie tylko ich.