Oczywiście ulubioną dziesiątkę bondowskich piosenek każdy ma własną - w naszej staraliśmy się uwzględnić to, co przez te lata wciąż dźwięczy w uszach i jak wpłynęło na rozwój muzyki. Oto lista naszym zdaniem najlepszych bondów od rozśpiewanej strony.
To tak naprawdę pierwsza piosenka w bondowskiej czołówce. W poprzednich dwóch filmach albo nie było nic, albo wersja instrumentalna. I właściwie zgadza się to z całą historią marki 007 - to "Goldfinger" był tak naprawdę filmem, który rozpoczął bondomanię i ustawił dziesiątki schematów, które obowiązują do dziś.
Śpiewa największa bonddiva, Shirley Bassey (to jej pierwsza z trzech bondpiosenek), a autorzy piosenkowego "Goldfingera" to Leslie Bricusse, Anthony Newley i słynny bondkompozytor, John Barry, który przez wiele kolejnych lat pomagał przy powstawaniu innych piosenek dla tego filmowego cyklu.
Kolejna piękna pieśń i kolejna słynna pani. "You Only Live Twice", utwór, który obok Johna Barry'ego stworzyli Leslie Bricusse i Anita Baker, zaśpiewała w 1967 roku Nancy Sinatra - córka słynnego Franka. Tata pewnie był z niej dumny.
Pierwszy bond bez Seana Connery'ego usiłował zmienić trochę reguły gry. Jedną ze zmian był też brak piosenki, przynajmniej w czołówce. Nie ma jej zresztą też w napisach końcowych, ale jest gdzie indziej - piękna i lekko schowana. To utwór "We Have All the Time in the World", kompozycja Johna Barry'ego, do której słowa napisał Hal David. W samym filmie pojawia się w jednej ze scen, a do historii przeszła dlatego, że był to ostatni utwór nagrany przed śmiercią przez samego Louisa Armstronga.
Pierwsza próba odmłodzenia bondpieśni przy pomocy artysty, nazwijmy to, młodzieżowego. Tu John Barry troszkę pomógł, ale nawet nie jest wymieniony wśród autorów "Live and Let Die", bo oficjalnie to Paul i Linda McCartney.
W 1973 roku The Beatles nie istniało już od kilku lat, więc piosenkę wykonał Paul w towarzystwie swej grupy Wings - i wyszło tak dobrze, że po raz pierwszy bondowska piosenka otrzymała nominację do Oscara. Świetnie brzmi w uszach do dziś, do czego zresztą przyczynili się Guns'n'Roses swym słynny coverem. Może zamiast oryginału przypomnijmy sobie właśnie tę nowszą wersję:
Tu już wkraczamy w lata osiemdziesiąte. Przed mikrofon zaproszono Sheenę Easton, a "For Your Eyes Only" napisali Bill Conti i Michael Leeson. Efekt? Trzecia piosenkowa nominacja do Oscara. Co ciekawe, Easton to jedyny wykonawca bondowskiej piosenki, którego widać na ekranie w czołówce filmu.
Wkraczamy w epokę teledysków. Do filmu z 1985 roku zaproszono popularną grupę Duran Duran. Ta napisała piosenkę "A View to a Kill" (z pomocą Johna Barry'ego) i stworzyła pierwszy bondowski teledysk, w którym wykorzystano fragmenty filmu i sam zespół, który we w miarę sensownie powiązanych z ujęciami filmu scenach przeżywa swoje przygody.
Film i piosenka sprzed lat dwudziestu, czyli można powiedzieć, że powoli zbliżamy się do współczesności. Tytułową piosenkę do pierwszego bonda z Pierce'em Brosnanem napisali panowie z U2 - Bono i The Edge - a zaśpiewała sama Tina Turner. I nic chyba dziwnego, że wyszło rewelacyjnie. Przyznajcie, jeszcze nie kliknęliście odtwarzacza, a już słyszycie tę melodię w uszach
Kolejna świetna piosenka z ciekawym, oryginalnym teledyskiem. To "The World Is Not Enough", utwór stworzony przez Davida Arnolda i Dona Blacka, który w czołówce wykonała grupa Garbage. Jej teledyskowa wersja nawiązuje do bondów bardzo subtelnie, ale znawcy na pewno co nieco zauważą:
Gdy w 2006 roku służbę objął bieżący Bond, David Craig, dla sfery muzycznej również nadeszły nowe czasy. Po długich latach pokrywania się tytułów piosenek i filmów tym razem pozwolono nazwać utwór inaczej.
"You Know My Name" napisali David Arnold i Chris Cornell, a zaśpiewał ten drugi. I znowu - męski głos w bondowskiej piosence to coś, czego nie było od lat. Musimy pamiętać o jednym: tak naprawdę w cyklu o 007 chyba już nigdy nie przytrafi się nic całkiem oryginalnego. Po tylu dekadach i tylu filmach prawie wszystko już choć raz było. Co nie znaczy, że nie można tego fajnie odświeżyć - tak jak tu:
I wreszcie bond ostatni - sprzed trzech lat. Tym razem piosenkowo w zasadzie nic nie odświeżano, ba, wrócono do samych korzeni. To, co napisała Adele (przy współpracy Paula Epwortha), a potem rewelacyjnie zaśpiewała, jest esencją bondowskich klimatów sprzed lat wynikającą wprost z kompozycji Johna Barry'ego, wykonań Shirley Bassey i wielkiego bondowskiego dziedzictwa.
Efekt - pierwszy w historii Oscar w tej kategorii i jeden z czterech dla bondów w ogóle. Ta piosenka to coś, co niełatwo będzie przeskoczyć "Writing's on the Wall" Sama Smitha .