"Pewniak" nie zawsze odnosi sukces. "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" i inne największe klapy filmowe

Niedawno w amerykańskich kinach zadebiutowała superprodukcja "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" w reżyserii Joe Wrighta. Ta historia o tym, jak Piotruś Pan stał się bohaterem, którego wszyscy znamy, odniosła w kinach spektakularną klapę, przynosząc duże straty studiu filmowemu. Nie tylko ten film okazał się taką klapą.

Hollywoodzkie studia nie ujawniają swoich księgowości, poza kilkoma wyjątkami nie podają też informacji o kosztach dystrybucji i marketingu, dlatego koszt całkowity filmu ogranicza się z reguły do budżetu produkcji. Dlatego można tylko podejmować próby oceny wielkości porażki.

Aby oszacować straty, należy także wyliczyć zysk filmu - ten w pierwszym etapie redukuje się wyłącznie do wpływów z kas biletowych i tu również istnieją pewne założenia. Umowy wytwórni filmowych z poszczególnymi dystrybutorami mają charakter indywidualny. Różnić może się procentowy podział zysków z biletów, wpływ mają także polityki podatkowe danych krajów, w których film jest wyświetlany, oraz kurs dolara względem obcych walut. Aby uprościć i ujednolicić sieć owych skomplikowanych relacji, branża zakłada, że studia otrzymują połowę wpływów z box office, a druga połowa trafia do właścicieli kin. W ten sposób, aby film wyszedł na zero, musi zarobić dwukrotną wartość swojego budżetu.

Samą stratę wylicza się więc najczęściej z prostego równania, w którym światowe wpływy z kas biletowych (tj. już po zsumowaniu rynku amerykańskiego i międzynarodowego) dzieli się przez dwa i odejmuje od nich wartość budżetu. Proces ten wymaga jednak czasu, łatka komercyjnej klapy może być bowiem nadana za szybko lub na wyrost. Nie wszystkie filmy, które nie poradziły sobie w box office, zasługują na to miano, a choć są to nieliczne pozycje, to warto mieć je na uwadze.

Kino to dopiero początek

Na drugi etap uzyskiwania zysków składają się m.in. wpływy z rynku wideo (DVD/Blu-ray), praw telewizyjnych, streamingu i licencjonowanych produktów (odzież, zabawki itd.). W ten sposób studia mogą nadrobić początkowe straty z box office, a nawet przekuć je w finansowy i artystyczny sukces. Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest ekranizacja komiksu "Dredd" z 2012 roku, która w kinach poniosła klęskę, ale z nawiązką wynagrodziła to sobie w drugim etapie, jednocześnie zyskując pochlebne opinie widzów.

DreddDredd Fot. Joe Alblas "Dredd", fot. materiały prasowe

Jeszcze inny przypadek to taki, w którym film nazywa się komercyjną klapą tylko po uwzględnieniu wyników z amerykańskiego rynku, nie czekając na zyski z innych państw świata. Najczęściej wymienianym przykładem takiej sytuacji jest film "Złoty kompas", który początkowo zapowiadał się na finansową katastrofę, ale z czasem stał się kasowym przebojem, a już całkiem skrajnie prezentuje się historia takich klasyków jak "Skazani na Shawshank" i "Łowca androidów", których postrzeganie zmieniało się z upływem kolejnych lat. W czasie swoich premier filmy te przyniosły straty w box office, następnie odkuły się jednak na rynku telewizyjnym i kaset video, a dziś - po niezliczonej ilości wznowień - powszechnie uznawane są za legendy i ikony kina, do których wracają kolejne pokolenia.

Każdy przypadek należy więc traktować indywidualnie. Mimo wszystko można jednak scharakteryzować kilka ogólnych, powtarzających się przyczyn, z powodu których film staje się komercyjną klapą.

Logiczną przyczyną takiej sytuacji są przede wszystkim zbyt wysokie koszty produkcji, których nie sposób pokryć nawet względnie dobrym wynikiem w box office. Wynikać mogą one np. z mylnych prognoz co do popularności marki i przesadnej promocji, z nieplanowanego przeciągnięcia się okresu zdjęciowego bądź z jakichkolwiek innych problemów z planu, wliczając w to konflikty pomiędzy producentami, reżyserami i aktorami. Produkcyjne problemy odbijają się szerokim echem szczególnie wtedy, kiedy szczegóły o nich docierają do mediów.

Twórco! Uważaj na to, co piszesz

Kluczowym (choć niekoniecznie w każdym przypadku) powodem klęski są korespondujące ze sobą oceny widzów i dziennikarzy, które zwłaszcza dzisiaj, w dobie mediów społecznościowych i szeroko dostępnego internetu, rozchodzą się z prędkością światła. Wpływ mają zresztą nie tylko negatywne opinie fanów i recenzje krytyków, ale także wszelkiej maści powiązane wiadomości. Do niesamowitej sytuacji doszło zaledwie kilkanaście dni temu, kiedy tuż przed premierą "Fantastycznej Czwórki" reżyser Josh Trank opublikował na Twitterze krótki komunikat o niezadowoleniu ze współpracy ze studiem i z ostatecznego kształtu filmu. Wpis ten został szybko usunięty, ale analitycy wyliczyli, że w dniu otwarcia kosztować mógł on studio aż 10 milionów dolarów. Z historycznej perspektywy finansowy wynik z dnia premiery jest jednym z najważniejszych wyznaczników sukcesu - początkowy triumf napędza kolejne seanse, a ewentualne potknięcie drastycznie zmniejsza prawdopodobieństwo jego osiągnięcia.

Zobacz wideo

Istotne są ponadto zewnętrzne okoliczności - te poniekąd zależne od studia (jak niefortunna data premiery, która zbiega się w czasie z dobrze zapowiadającą się konkurencją) oraz te niezależne (jak na przykład niespodziewane katastrofy ekologiczne, społeczne i ekonomiczne). Trzeba jednak przyznać, iż dochodzi do nich bardzo rzadko. W pierwszym przypadku założyć można, iż studia planują swoje poczynania w przemyślany sposób, a jeśli istnieje zagrożenie ze strony innej produkcji, to nie wahają się przesunąć daty premiery. Jeśli chodzi o drugą sytuację, to są to generalnie pechowe historyczne ewenementy, przypadki odizolowane. Między innymi, z oczywistych względów, nie radziły sobie filmy pokazywane podczas II wojny światowej; źle wypadły także produkcje, które debiutowały w czasie narodowego kryzysu, zaraz po takich wydarzeniach jak atak na Pearl Harbor, 9/11 czy huragan Katrina.

Czasami zły timing powiązany jest z tematycznymi kontrowersjami, jak np. w tym roku, kiedy to premiera dokumentu o piłkarskiej organizacji FIFA zbiegła się w czasie ze śledztwem w sprawie korupcji i defraudacji prowadzonym przeciwko jej szefostwu, co zaowocowało śmiesznym wynikiem 600 dolarów w amerykańskim box office. Warto także zauważyć, iż w szerszej historycznie perspektywie zmieniają się szalenie trudne do uwzględnienia demograficzno-ekonomiczne realia, m.in. trendy, preferencje, wielkość populacji, ceny biletów oraz wartość waluty. Z tego powodu aktualne zestawienia finansowych klęsk najczęściej obejmują tylko filmy z obecnego wieku i z końcówki ubiegłego.

Gwiazdy nie gwarantują sukcesu

Za powszechną praktykę przyjęto podawanie wartości nominalnych. Nieuwzględnianie inflacji nie decyduje o obecności danych tytułów na liście, ale zmienia ich kolejność, dlatego też nie sugerujcie się nadmiernie samym porządkiem zestawienia. Z wartości skorygowanych korzysta się do porównywania filmów pochodzących z różnych epok, w innym przypadku największe komercyjne klapy pozostają po prostu największymi komercyjnymi klapami, a ostateczny sposób wyliczania straty ma drugorzędne znaczenie.

Warto przybliżyć jeszcze kilka ciekawszych przypadków z listy 50 box office'owych bomb. Do owego zestawienia trafiają najczęściej blockbustery, a tym pechowym nie pomaga nawet gwiazdorska obsada. "Kowboje i obcy" (75,5 mln dolarów straty) w reżyserii Jona Favreau mieli w swojej obsadzie Jamesa Bonda (Daniel Craig) i Hana Solo (Harrison Ford), a i tak ponieśli znaczącą klęskę. Podobnie poległ historyczny dramat Olivera Stone'a "Aleksander" (71,3 mln dolarów straty) z Colinem Farrellem, Angeliną Jolie, Valem Kilmerem, Jaredem Leto, Rosario Dawson i Anthonym Hopkinsem, a także horror "Wilkołak" (80 mln dolarów straty) Joe Johnstona, w którym zagrali Benicio del Toro, Emily Blunt, Hugo Weaving i znów Anthony Hopkins.

"Hugo i jego wynalazek", fot. materiały prasowe

Osobliwy przypadek stanowi film "Hugo i jego wynalazek" Martina Scorsese, który zebrał fantastyczne recenzje zarówno wśród widzów, jak i krytyków (później potwierdzone także pięcioma Oscarami), a i tak przyniósł straty rzędu 57-77 mln dolarów. Rozczarowujący wynik w box office zrzucono na datę premiery, która pokryła się z wejściem do kin filmów "Muppety" i "Saga "Zmierzch": Przed świtem. Część 1 ". Wartość artystyczna nie wystarczyła.

Pewniak? Niekoniecznie...

Nie zawsze jednak sama popularność marki załatwi sprawę. Podwójnie pechowe, bo trzynaste miejsce na liście zajmuje film "Green Lantern" z Ryanem Reynoldsem w roli głównej, który przyniósł 90 mln dolarów straty. Przyczyniły się do tego tragiczne wręcz opinie widzów i słabe recenzje krytyków - dziś film jest obiektem żartów nie tylko fanów, ale nawet samego aktora. Piastuje też tytuł najgorszej (przynajmniej pod względem finansowym) ekranizacji superbohaterskiej, a jest to tym bardziej bolesne, iż powstał w roku 2011, a więc już u progu komiksowego boomu.

Poza "Fantastyczną Czwórką", która także ma szansę załapać się do zestawienia, tegoroczny sezon filmowy przyniósł jeszcze dwie komercyjne porażki. Pierwsza z nich to fatalny na wszystkich frontach "Jupiter: Intronizacja" rodzeństwa Wachowskich, który odnotował straty rzędu 88 mln dolarów. Druga to disneyowska "Kraina jutra", notująca 77,6 mln dolarów strat (wg innych źródeł, uwzględniających marketing, strata ta mogła wynieść nawet 120-140 mln dolarów). Ta może jeszcze nieznacznie poprawić swoją pozycję dzięki licencjonowanym produktom i wpływom z rynku domowego, ale i tak pozostanie jedną z najważniejszych klap 2015 roku - o tyle przykrą, że opartą na względnie oryginalnej wizji.

Zobacz wideo

Słabe, choć nie tak tragiczne wyniki finansowe odnotowały także takie filmy jak "Bezwstydny Mortdecai", "Haker" i "Siódmy syn" (debiutujący na przełomie 2014 i 2015 roku) - biorąc to pod uwagę, a także fakt, że do końca roku pozostało jeszcze kilka miesięcy, może okazać się, że rocznik 2015 dołączy do historycznie złych lat: 2013 (czterech przedstawicieli w najgorszej siódemce) oraz 1999, 2001 i 2005, które wśród box office'owych bomb mają aż po pięć przedstawicieli.

A jak wygląda zestawienie największych komercyjnych klap?

"Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" (2015)

Budżet: 150 mln $ | Przychód: 74,1 mln $ | Strata: ponad 100 mln $

Superprodukcja "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" miała pierwotnie zadebiutować w lipcu 2015 roku, ale studio zdecydowało się przenieść swój film na jesień. Przeważnie jest to zły znak, bo studio nie wierzy w sukces swojej produkcji w konkurencji z innymi wielkimi blockbusterami. To jednak nie pomogło i film osiąga tragiczne wpływy w USA i na świecie. Obecnie analitycy oceniają, że będzie to strata powyżej 100 mln dolarów i jedyną szansę twórców w zminimalizowaniu tej kwoty upatrują w wynikach ze świata. Jednakże bardzo negatywne recenzje superprodukcji nie mogą napawać producentów optymizmem.

"Pluto Nash" (2002)

Budżet: 100 mln $ | Przychód: 7 mln $ | Strata: 96,4 mln $

Kosmiczna komedia z Eddiem Murphym w dwóch rolach głównych to jedna z największych klęsk w historii kina - zarówno pod względem komercyjnym, jak i artystycznym, film ten znajduje się bowiem również w zestawieniach najgorszych produkcji Hollywood, a ponadto nominowany był do 5 Złotych Malin. Krytykowany był z każdej strony - za fatalny humor, efekty specjalne, dialogi i tragiczne aktorstwo. Z budżetem sięgającym 100 milionów dolarów, ponoć zwiększonym jeszcze o 20 mln na promocję, zarobił zaledwie 7 mln dolarów na całym świecie. Wynik poprawił co prawda na rynku DVD, gdzie osiągnął prawie 25 mln dolarów zysku, ale i tak pozostaje klapą o niezrozumiałych proporcjach.

'Pluto Nash'"Pluto Nash" materiały prasowe "Pluto Nash", fot. materiały prasowe

"Niewidzialny" (2005)

Budżet: 135 mln $ | Przychód: 76 mln $ | Strata: 96,5 mln $

Kino akcji pomieszane z science fiction, które opowiadało o losach trójki pilotów i samolotu sterowanego sztuczną inteligencją, także poniosło sromotną klęskę. Nie pomógł udział Jamiego Foxxa i Jessiki Biel, a o porażce po raz kolejny zdecydowały negatywne recenzje, w których przewijało się ironiczne określenie filmu jako wersji "Top Gun" dla ubogich. "Niewidzialny" jest także przykładem złego otwarcia w dniu premiery, które później rzutuje na finalny wynik - wraz z kolejnymi tygodniami liczba widzów zmalała o 55%, a następnie 65%. Ze stratą prawie 100 mln dolarów, stał się najgorszą pozycją w ówczesnej serii finansowych katastrof studia Columbia Pictures.

"Sahara" (2005)

Budżet: 160 mln $ | Przychód: 119 mln $ | Strata: 100 mln $

Od tego miejsca zaczynają się filmy, których strata przekracza 100 milionów dolarów, a trzeba przyznać, że "Sahara" to pozycja wyjątkowa również z innych względów. W roli głównej pojawił się popularny Matthew McConaughey, a było to kino przygodowe oparte na bestsellerowej powieści Clive'a Cusslera, które zebrało nie najgorsze (bo przeciętne) recenzje i w dniu otwarcia uplasowało się na pierwszym miejscu w box office. Film pogrążył jednak budżet i koszty, które zupełnie wymknęły się spod kontroli. Dziennikarz Los Angeles Times poświęcił sprawie obszerny artykuł, w którym przytoczył oficjalną dokumentację i szczegółowo opisał większość pozycji kosztorysu. Początkowo zakładano budżet w wysokości 80 mln dolarów, ale ostatecznie rozrósł się on do rozmiarów 160 mln. Obok 8-milionowej gaży dla McConaugheya pojawiły się między innymi takie opłaty jak: 2 mln za sekwencję z katastrofą samolotu, która nie została wykorzystana; wynagrodzenia dla około tysiąca członków produkcji; 3,8 mln dla grupy scenarzystów; setki tysięcy dolarów w ramach opłat dla rządu Maroka i "lokalnych łapówek" oraz kilka milionów dolarów na zakup samochodów i łodzi.

"Jack pogromca olbrzymów" (2013)

Budżet: 185-200 mln $ | Przychód: 197,6 mln $ | Strata: 86-101 mln $

Przygodowy film fantasty inspirowany angielską opowiastką jest prawdopodobnie największą porażką w karierze Bryana Singera. Nie do końca jednak filmowiec jest jej winien - "Jack pogromca olbrzymów" to przykład skrajnie negatywnych skutków konfliktu na linii reżyser-studio, zwłaszcza w przypadku, gdy w grę wchodzą tak wielkie pieniądze. To właśnie ów spór podawano w analizach jako główną przyczynę finansowej katastrofy. Singer chciał postawić na poważną tonację skierowaną do dojrzalszego widza, a studio naciskało na rodzinne widowisko. Kompromis w postaci kategorii PG-13 okazał się błędem, który podkreślano niemal we wszystkich recenzjach (z reguły przeciętnych), zaznaczając, iż dysonans tych dwóch podejść zaowocował filmem, który nie jest szczególnie atrakcyjny ani dla dorosłego widza, ani dla dziecka.

'Jack - pogromca olbrzymów'"Jack - pogromca olbrzymów" materiały prasowe "Jack - pogromca olbrzymów", fot. materiały prasowe

"R.I.P.D. Agenci z zaświatów" (2013)

Budżet: 130-154 mln $ | Przychód: 78 mln $ | Strata: 90-114 mln $

Kolejny przykład tego, że do wysokobudżetowej ekranizacji komiksu należy podejść z głową, nie wystarczy bowiem sam bazowy materiał i zatrudnienie hollywoodzkich gwiazd. Co prawda rolę Jeffa Bridgesa wskazywano jako jeden z nielicznych jasnych punktów, ale już resztę filmu - od poziomu scenariusza przez grę aktorską aż po techniczną realizację - określono mianem skrajnie przewidywalnych i wtórnych. Zarzucano, że sam zamysł fabuły bezczelnie kradnie z pomysłów "Pogromców duchów" i "Facetów w czerni", stając się ich wypaczoną wariacją. Skromne grono fanów i całkiem znośne oceny widzów nie miały szansy zrobić różnicy - bardzo słabe otwarcie i miażdżące recenzje dziennikarzy słusznie skazały film na porażkę.

"Jeździec znikąd" (2013)

Budżet: 225-250 mln $ | Przychód: 260,5 mln $ | Strata: 94-119 mln $

"Jeździec znikąd" to z kolei przykry przykład ogromnych kontrowersji, złych decyzji i niejasnych antagonizmów. Film stanowi wysokobudżetowe widowisko i kinową adaptację szalenie popularnego niegdyś w Ameryce programu radiowego o przygodach Indianina Tonto. Disney zapragnął nawiązać do sukcesu "Piratów z Karaibów", zatrudnił więc Gore'a Verbinskiego i Johnny'ego Deppa, a także przeznaczył na produkcję monstrualny budżet rzędu 225-250 mln dolarów. Przeliczył się jednak z popularnością marki; na nic zdały się działania marketingowe, na które przeznaczono jeszcze astronomiczne 150 mln - sumując te dwie kwoty, koszt filmu mógł sięgnąć nawet ok. 400 mln dolarów, a ostateczna strata wyniosła ponad 200 mln!

Tematem dla teorii spiskowych ludzkości pozostanie tymczasem rozstrzał w ocenach filmu. W Europie i na świecie spotkał się on z przychylnym przyjęciem, w samych Stanach Zjednoczonych dopadła go jednak żywiołowa, skrajnie negatywna i nie do końca zrozumiała krytyka. Jerry Bruckheimer i twórcy filmu (Depp, Verbinski, Hammer) otwarcie opowiedzieli się przeciw rodzimym dziennikarzom, zarzucając im złe intencje, subiektywizm i ocenę nie samej treści filmu, co otoczki z nim związanej. Filmu bronili też inni artyści (m.in. Quentin Tarantino). Być może za kilkadziesiąt lat historia zweryfikuje te oceny, na razie "Jeździec znikąd" wpasowuje się jednak w smutną tendencję zawodzących finansowo wariacji na temat westernu ("Bardzo dziki Zachód", wspomniani "Kowboje i obcy", "Jonah Hex").

"John Carter" (2012)

Budżet: 263,7 mln $ | Przychód: 284 mln $ | Strata: 121 mln $

Na rok przed "Jeźdźcem znikąd" Disney stracił ogromne pieniądze przy okazji spektakularnej klapy, jaką okazał się "John Carter". Film fantasty w reżyserii debiutującego w kinie aktorskim Andrew Stantona (weterana animacji Pixara, odpowiedzialnego m.in. za "Toy Story", "Toy Story 2", "Gdzie jest Nemo?" i "WALL-E") zebrał średnie recenzje, ale ucierpiał już na starcie przez absurdalny budżet, wynoszący ponad 250 mln dolarów, a powiększony jeszcze prawdopodobnie o ponad 100 mln dolarów na marketing. Trudno zrozumieć, kto i dlaczego zadecydował o produkcji i promocji filmu, który niemal z założenia nie miał szans spełnić pokładanych w nim oczekiwań. Prasa branżowa już w drugim tygodniu wyświetlania spekulowała, że studio poniesie straty rzędu 100-150 mln. Dokładając do tego wspomniane koszty promocji, których branża nie wlicza w swoich szacunkach, finalna strata filmu wyniosła 200 milionów dolarów.

Zobacz wideo

"Trzynasty wojownik" (1999)

Budżet: 100-160 mln $ | Przychód: 61,7 mln $ | Strata: 69-129 mln $

Najstarszy film w zestawieniu - zadebiutował na przełomie wieków, w roku 1999, a oparty był na powieści uznanego Michaela Crichtona. Opowiadał o fikcyjnych losach młodego poety (Antonio Banderas), który wyrusza z misją dyplomatyczną, a z czasem dołącza do grupy wikingów. Film zebrał mieszane, raczej negatywne recenzje, ale przyczyną jego klęski stał się niezrozumiały, abstrakcyjny wręcz budżet. Wielokrotnie zmieniano scenariusz, kręcono od nowa wiele scen (za kamerą dokrętek stanął sam autor książki) i przez kilka lat modyfikowano ogólną koncepcję. Pierwotnie zakładano - i tak oszałamiający jak na tamte czasy - budżet w wysokości 85 mln dolarów, jednak kolejne zmiany zwiększyły go do poziomu 100 mln, zanim w ogóle ukończono etap zdjęć. Plotkuje się ponadto, że po zsumowaniu wydatków na produkcję i promocję budżet wynieść mógł nawet 160 milionów dolarów (!), a przypomnijmy raz jeszcze, iż był to rok 1999 - po uwzględnieniu inflacji "Trzynasty wojownik" znajduje się na szczycie listy komercyjnych klap, z wstrząsającą stratą sięgającą nawet 180 mln dolarów.

"Matki w mackach Marsa" (2011)

Budżet: 150 mln $ | Przychód: 38,9 mln $ | Strata: 130,5 mln $

Animacja "Matki w mackach Marsa" to być może najdziwniejszy przypadek z prezentowanego zestawienia. Opowieść o chłopcu, który wyrusza w kosmos, aby uratować matkę porwaną przez Marsjan, okazała się pozycją pod wieloma względami wręcz historycznie nieudaną. Zebrała ogólnie przeciętne (choć jak na animację marne) recenzje, jednocześnie stając się najgorszym otwarciem w box office filmu spod szyldu Disneya. Wyświetlana w ponad 3 tysiącach kin i nawet skorygowana o inflację, pozostaje jedną z największych finansowych katastrof. Obok słabych recenzji (w których krytykowano nie tyle samą fabułę, co nieatrakcyjną stronę wizualną i technikę animacji) oraz przerośniętego budżetu na klapę złożyły się także negatywne opinie widzów, błyskawicznie wymieniane za pośrednictwem Twittera i mediów społecznościowych - to jeden z pierwszych i najważniejszych przypadków, w których platformy te miały tak istotne znaczenie. Ponadto swoją premierę miał w tym samym czasie blockbuster "Inwazja: Bitwa o Los Angeles", co również zmniejszyło potencjalny dochód animacji.

"47 Roninów" (2013)

Budżet: 225 mln $ | Przychód: 150 mln $ | Strata: 149,5 mln $

Ironicznie zaszczytne pierwsze miejsce piastuje widowisko "47 Roninów". Szacunkowe wyliczenia wskazują, iż film przyniósł prawie 150 mln dolarów strat - głównie z powodu fatalnych recenzji określających go mianem artystycznej pomyłki. Produkcja nie spodobała się ani w Japonii (wobec której oczekiwania studia były kluczowe, zatrudniono bowiem znaną tam obsadę oraz oparto historię o lubianą przypowieść), ani w Stanach Zjednoczonych. Jako przyczyny porażki wskazuje się również wielokrotnie przekładaną datę premiery (którą ostatecznie ustalono na grudzień pełen konkurencji), przeciągającą się postprodukcję i wyblakłą siłę przyciągania Keanu Reevesa (ten odkuł się dopiero za sprawą zeszłorocznego "Johna Wicka"), w którą studio nadmiernie uwierzyło. Nawet po skorygowaniu kwot o inflację "47 Roninów" zajmuje wysokie, drugie miejsce w kategorii box office'owych bomb, ostatecznie wbijając gwóźdź do trumny - fatalnego pod tym względem - 2013 roku.

Więcej o: