Tomasz Bagiński nakręci film o Wiedźminie Sapkowskiego. Jest wsparcie Hollywood. I będzie seria >>
Krzysztof Piskorski: To liga B, albo nawet C. Nie oznacza to jednak, że film będzie zły. Nie możemy wymagać, żeby za adaptację wzięła się któraś z największych i najbardziej renomowanych firm producenckich świata. Patrząc z polskiej perspektywy, bardzo nas cieszą wielkie sukcesy gry. Ale przez tą radość nie dostrzegamy, że w popkulturze zachodu "Wiedźmin" nie jest jeszcze tak potężną ikoną, jak nam się wydaje. Możliwe, że "Dziki Gon" okaże się grą roku, ale w danych najpopularniejszej platformy do sprzedaży gier na PC, Steam, widzimy, że w tygodniu otwarcia "Wiedźmin" miał w najlepszym momencie 93 tysiące jednoczesnych graczy. Tymczasem taki "Fallout 4" ma ich w tygodniu otwarcia do 400-500 tysięcy.
- Możliwe, że odrobinę. To oczywiście bardzo duży sukces, bardzo dobre gry i książki. Ale trochę przeceniamy to, jak na popkulturowej mapie przeciętnego Amerykanina jest usytuowany "Wiedźmin". Szczególnie, jeśli chodzi o Amerykanina, który nie jest graczem.
- Nie wiadomo. Pytanie brzmi, jaki będzie rozkład sił w ekranizacji i jaką władzę nad produkcją i scenariuszem będzie miała strona polska. Punktów ryzyka jest wiele. Trudno więc nazwać ten film pewniakiem, ale wiążę nim wielkie nadzieje. Choć nie jest to ziszczenie marzeń wielu fanów - że nagle HBO się obudzi i wyłoży ogromne pieniądze na serial.
- Po moich ostatnich książkach dostałem pierwsze propozycje związane z filmem. Troszeczkę zaczynam poznawać tę branżę od podszewki. Próbuję pisać scenariusze, współpracuję z jedną z firm. Nie ukrywam natomiast, że boli mnie, że w kraju, w którym jest wielu tak uzdolnionych literacko twórców, nie próbuje się tworzyć oryginalnych treści. Przykładem jest "Pakt", czyli nowy serial HBO kupiony na norweskiej licencji i tylko dostosowany do polskich realiów. Nie lepiej było stworzyć czegoś od podstaw? W przypadku "Jagiellonów" słyszałem "w branży", że byli chętni polscy twórcy. Zabrakło podobno chęci po drugiej stronie... Wracając do "Wiedźmina": możliwe, że HBO Polska przegapiło swoją okazję. Może trzeba było łapać licencję póki była wolna? Chyba że ta decyzja miała bardziej praktyczne podłoże, wynikające właśnie ze wspomnianej, popkulturowej mapy przeciętnego Amerykanina.
- Każdy twórca by tego chciał. Myślę, że marzeniem większości z nas jest, żeby w Polsce dorosło kino gatunkowe, które praktycznie w naszym kraju nie istnieje. Mam na myśli przede wszystkim kino fantastyczne i SF. Horror jakoś sobie radzi, ale bez większych sukcesów. Tymczasem jeśli chcesz robić kino gatunkowe, nie możesz bazować na klasycznej, polskiej szkole scenopisarstwa. Nie chodzi też o to, by wymyślać koło na nowo. Książki "Story" czy "Save the Cat" pokazują, że na zachodzie istnieje cały ocean wiedzy, która była szlifowana przez kilkadziesiąt lat. Trzeba ją znać, nawet jeśli nie chce się z niej korzystać. Można kreatywnie łamać zasady, jeśli chcemy zaskoczyć widza, ale warto wpierw te zasady znać.
Pytanie tylko, czy scenarzysta, który będzie uczył się przede wszystkim z zachodnich źródeł, nie wyrobi sobie umiejętności, które na naszym rynku są bezużyteczne. Bo będą przydatne tylko, jeśli kino gatunkowe w Polsce zacznie powstawać. Na razie tak się nie dzieje. Może "Wiedźmin" będzie pierwszą jaskółką?
Coś podobnego stało się przecież w polskiej fantastyce literackiej. Ogromny sukces książek Andrzeja Sapkowskiego zadziałał jak supernowa. Natychmiast pojawiło się kilka młodych wydawnictw, które zaczęły próbować wydawać polską fantastykę. Zadebiutowało wielu nowych autorów. Gdyby udało się filmowemu "Wiedźminowi", gdyby otworzył drogę dla kina gatunkowego w Polsce, tworzonego w kooperacjach z zachodem za rozsądne pieniądze, byłby to zabawny rym historii.
- Wiedzieli, jak się robi filmy na zachodzie, a mimo tego sukcesu nie było. To bardzo skomplikowany temat. Okropnie samobiczujemy się za tą serialową wersję. Kiedy widziałem na Reddit wątki związane z grą "Wiedźmin 3" i planowanym filmem, często pojawiał się temat tego serialu. Zachodni fani, którzy nie mieli pojęcia, że powstał, dowiadywali się o nim i byli zaciekawieni. Polacy od razu zasypywali ich komentarzami, żeby tego nie oglądali, bo to najgorszy śmieć. Ale niektórzy zachodni fani mimo tego sięgali po serial. I ze zdumieniem stwierdzali, że jednak nie jest taki zły. Tragicznych efektów specjalnych się spodziewali, bo w końcu to polska produkcja. Ale chwalili klimat, muzykę, aktorów. Odbiór był cieplejszy, niż u nas.
Serialowi najbardziej zaszkodził chyba film kinowy, będący jego przemontowaną i skróconą wersją. To bardzo dziwna i nieskładna mieszanina wątków, bez odpowiedniego tempa. Choć sam serial też ma, oczywiście, bardzo wielu krytyków, którzy mieszają go całkowicie z błotem.
- Tak, na kilku etapach. Ogromnym problemem jest oczywiście finansowanie. Te produkcje wymagają dużych pieniędzy, nawet mimo wyjątków takich jak "Moon" czy "Cube". Ale moim zdaniem najważniejsze i najtrudniejsze jest to, że musi się zebrać grupa ludzi, którzy bardzo dobrze czują konwencję i wiedzą, co dla fanów danego gatunku będzie śmieszne, wtórne, głupie, a co ciekawe i zaskakujące. Nie mówię tylko o scenarzyście, ale także o producencie i reżyserze. W Polsce ciężko jest zebrać, poza kinem półamatorskim, całą ekipę, która byłby dobrze rozeznana w produkcjach SF i wiedziałaby, jak nie popaść w śmieszność i jak poruszyć autentycznie ciekawe tematy. Tego przede wszystkim u nas brakuje.
- Możliwe. Prawdopodobnie ci ludzie przyjdą spoza obecnych polskich struktur produkcji filmowej. Cały czas wierzę, że się pojawią. Wierzę we wzrost znaczenia kina gatunkowego w naszym kraju. Wystarczy jednak jedna spektakularna klapa na początku, żeby zaprzepaścić to na wiele lat. Niektórzy mówią, że porażka poprzedniego "Wiedźmina" zabiła w Polsce kino gatunkowe na wiele lat i odcięła mu finansowanie. Oby to się nie powtórzyło.
- Pisanie literatury i tworzenie scenariuszy to umiejętności, które tylko częściowo się łączą. Żaden dobry pisarz sam z siebie nie jest dobrym scenarzystą - i odwrotnie. Można wykorzystać wiele podobnych talentów, ale to nie wszystko. Jest powód, dla którego Andrzej Sapkowski nie próbuje się mieszać do scenariusza filmu "Wiedźmin". To inteligentny człowiek i wie, że bycie dobrym pisarzem nie czyni go automatycznie dobrym scenarzystą.
Niezależnie od tego, mam nadzieję, że ludzie tworzący fantastykę w Polsce będą próbowali tworzyć coś także dla filmu. Bez tego nigdy nie będzie efektu. Jest wiele aren, na których można promować kino gatunkowe, już na etapie scenariusza. Wymaga to wielu ludzi, którzy z poświęceniem, nie zarabiając na tym pieniędzy, będą tłukli głową o mur. Czy jest wielu chętnych? Nie wiem.
Wciąż wierzę, że bardzo silne, koncepcyjne SF, oparte na małym budżecie, może być naszym przepisem na sukces. Mówiono o tym już kilkanaście lat temu, kiedy do kin wszedł "Cube". Nie wytworzyła się tylko jeszcze idealna burza, czyli scenarzysta z kapitalnym tekstem, reżyser, którego bardzo ta wizja będzie pociągała i producent, który w to uwierzy.
- Absolutnie. Popatrz, ile dobrego kina udało się wykroić z twórczości Philipa Dicka. Z jego małych opowiadań tworzono wielkie filmy. Są u nas pisarze o ogromnym dorobku, którzy mają niesamowite wizje. Da się z nich wykroić wspaniałe filmy. Chociażby Jacek Dukaj. Nie musimy przecież od razu brać się za cały "Lód" albo "Inne pieśni". Wystarczy pójść tropem tego, co robiono z Dickiem. Wziąć z całego materiału jeden albo dwa bardzo ciekawe i wizualne wątki, a potem oprzeć na nim film, który fabularnie będzie spełniał wszystkie kryteria rozrywkowego scenariopisarstwa. Twórcze przetworzenie.
Kolejne części wywiadu z Krzysztofem Piskorskim - m.in. o "Gwiezdnych wojnach" - znajdziecie 1 i 8 grudnia w serwisie Stopklatka.pl
Krzysztof Piskorski . Urodzony w 1982 roku autor z Wrocławia, który od kilkunastu lat uderza w klawiaturę próbując ułożyć 33 litery polskiego alfabetu w ciekawe konfiguracje, co zostawiło ślad w postaci ośmiu opublikowanych książek i kilkunastu opowiadań. Stworzył m.in. orientalizujący cykl "Opowieść Piasków", wyróżnianą alternatywną historię "Zadra" oraz powieść "Krawędź Czasu", w której połączył kabałę z Polską okresu rewolucji przemysłowej. Był także autorem licznych opowiadań publikowanych w antologiach oraz magazynach. Przez wielu kojarzony głównie z polskim steampunkiem. W 2013 nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się jego najnowsza, doskonale przyjęta powieść: "Cienioryt".