Przemysław Wojcieszek, polski reżyser filmowy, od lat z powodzeniem funkcjonujący obok głównego nurtu polskiego kina - zarówno pod względem formy i treści swoich filmów, jak i sposobu ich realizowania i finansowania - intensywnie pracuje. Dopiero co światło dzienne ujrzał jego niezwykły ekranowy dziennik, a twórca właśnie zakończył prace nad swoim najnowszym projektem: filmem fabularnym o współczesnej Polsce.
W czasach, kiedy reżyserzy drżą, czy politycy nie będą chcieli zbyt mocno ingerować w ich dzieła, kiedy artyści drżą o granty i dotacje, Wojcieszek zrealizował film bardzo radykalny w swojej wymowie, zdobywając nań pieniądze w sposób daleki od standardu, bez żadnego zaangażowania środków publicznych. W czasach, kiedy wielu artystów ze zdumieniem zauważa, że tego typu finanse zależne są od politycznego zapotrzebowania ich dysponentów, Wojcieszek posłużył się znaną od lat w alternatywnym środowisku artystycznym metodą "DIY", czyli "zrób to sam", pozwalającą na pełną niezależność i wolność mówienia tego, co się chce.
Film zatytułowany jest "Knives Out". Rzecz dzieje się w jak najbardziej współczesnej Polsce, dosłownie dziś - jest już po wyborach prezydenckich, które wygrał Andrzej Duda. Jeden z bohaterów mówi nawet: "Głosowałem na Dudę. Ale powiem ci szczerze, głosowałem na niego z litości. Przez rok był u nas prawnikiem jak rozkręcaliśmy firmę, ale nie radził sobie, więc musieliśmy wynająć kogoś innego. Pewnego dnia patrzę i gość startuje na prezydenta. Ale miał już inny numer. Przeczytałem w necie jego program, ale to się, kurwa, nie trzymało kupy. Ale zagłosowałem na niego. Mam parę zdjęć ze starych czasów jak grillujemy razem kiełbasę z Lidla. Polska to mały kraj".
Domek w lesie, nad jeziorem. Na letni weekend przyjeżdża tam grupa młodych ludzi. To przyjaciele sprzed lat - chodzili razem do liceum, pół dekady temu zdawali maturę, ale potem ich ścieżki się rozdzieliły. Jedni zrobili kariery w korporacjach, inni - dorobili się pieniędzy programując ułatwiające każdą życiową czynność aplikacje, jeszcze inni - są przegrani: pracują na pół etatu za pieniądze, które nie pozwalają normalnie żyć. Łączy ich jedno: kochają Polskę i uważają się za najlepsze pokolenie. Co chwila, jak mantrę, powtarzają nazwę swojej ojczyzny i dodające otuchy hasło: "Polska jest zajebista. Jesteśmy najlepszym pokoleniem".
from
on
.
Ale między "nocne Polaków rozmowy" 2015 roku, w których poczucie narodowej dumy łączy się ze z trudem ukrywanym żalem, że jednak nie wszystko wszystkim poszło tak, jakby chcieli, niespodziewanie wdziera się zaskakujący element. Obcy. W postaci Ukrainki - pracuje w firmie jednego z bohaterów, przywiózł ją do domu, "żeby się integrowała, bo nikogo nie zna". Ale szybko okazuje się, że integrują się raczej Polacy. W taki sposób, w jaki w ostatnich czasach Polacy integrują się najszybciej i najsprawniej - przeciwko niej, wspólnemu wrogowi.
Atmosfera nakręca się coraz bardziej, z twarzy z pozoru miłych biznesmenów i urzędników spadają maski, alkohol sprawia, że przestają się hamować. W leśnej ciszy zaczynają brzmieć coraz mocniejsze słowa: "Pół miliona Ukraińców. Może więcej. Nikt tego nie liczy. Co z tego, że dzisiaj sprzedają hamburgery w przyczepach i mieszkają po dziesięciu w jednym osranym mieszkaniu. Za chwilę przyjdą po to, co ty i ja kochamy najbardziej. Wkurwia mnie, że tu przyjeżdżają. Przywożą ze sobą cały ten negatywizm. Ten wschodni nihilizm, tę nienawiść. Zarażają nas tym. Zarażają najlepsze pokolenie".
To mocne słowa, ale i tak mają się nijak do tego, co przeczytać można na co dzień w internecie pod jakimkolwiek artykułem czy postem na temat imigrantów, czy na któryś z innych dyżurnych gorących tematów: od Smoleńska do Tokarczuk.
- Przez cały ubiegły rok pracowałem nad innym projektem - opowiada Wojcieszek. - Kiedy patrzę dziś na niego z perspektywy "Knives Out", widzę typowy polski film - wyestetyzowaną wydmuszkę, która ma podobać się w Gdyni, a następnie trafić do prime time'u w publicznej telewizji. Tymczasem wybory wygrywa Duda i jego metroseksualny nacjonalizm, a dodatkowo okazuje się, że wygrał dzięki głosom dwudziestoparolatków. Wybrałem się do szkoły aktorskiej we Wrocławiu, gdzie nie byłem od wieków, bo nie interesuje mnie Czechow i wybrałem grupę świetnych młodych ludzi. Zaczęliśmy o tym gadać, ale czułem że to jeszcze nie to. Że mam jeszcze za mało paliwa. Dosłownie kilka tygodni później wybuchła histeria antyimigracyjna i największe redakcje zaczęły zamykać działy komentarzy, bo codziennie pojawiały się nawoływania do ponownego otwarcia Auschwitz. Proszę to sobie dokładnie powtórzyć. "Ponownego otwarcia Auschwitz". Natychmiast zaczęliśmy wspólnie pisać tekst, bo nie chciałem, żeby czterdziestolatek pisał o dwudziestoparolatkach.
Przystępując do pracy Wojcieszek nie miał najmniejszych wątpliwości: realizacja tak radykalnego w swojej wymowie projektu będzie trudna pod względem finansowym.
- Uwielbiam realizować ryzykowne projekty, ale nie jestem samobójcą - mówi. - Muszę mieć wsparcie z jakiejś strony. Wiem, że przy "Knives Out" nie mogę liczyć na żadną telewizję czy fundusz filmowy w Polsce, bo pomijając ich patologiczny klientelizm, mieliśmy rok wyborczy i wszyscy ci ludzie żyją w ciągłym strachu, że za chwilę stracą pracę lub wpływy. Polscy liberałowie są naprawdę żałośni. Wystarczy paru nacjonalistów wymachujących pięścią i natychmiast schowają się do mysiej dziurki. Wykonałem też kilkanaście telefonów do ludzi z branży pytając o pieniądze i wszyscy bardzo mi współczuli, że z własnej woli pakuję się w kłopoty. Dołęga-Mostowicz był jednak geniuszem: to operetkowe państwo nigdy się nie zmieni. Napisałem do ludzi z Berlinale, że mam taki pomysł i czy przypadkiem nie mają już w tym roku jakichś dobrych filmów z Polski. Ich odpowiedź była krótka - kręć i przyjeżdżaj. Bez ich zachęty nie odważyłbym się tak ryzykować.
Warto dodać, że festiwal filmowy w Berlinie od lat słynie z politycznego zaangażowania i prezentowania filmów, które zajmują wyraźne stanowisko w ważnych dla współczesnego świata sprawach. Jego kolejna edycja odbędzie się w dniach 11-21 lutego 2016 roku, czasu na przygotowanie filmu Wojcieszek miał więc niewiele.
- Zrealizowałem zdjęcia w rekordowym czasie dwóch tygodni. Ale prawdę mówiąc flow był tak dobry, że już po dwunastu dniach nie było co robić - opowiada reżyser. - Uwielbiam szybkie kino polityczne, miałem do tego świetny zespół, najlepszy od lat. Z rekordową grupą debiutantów, których entuzjazm mnie napędzał. Kiedy pomysł jest dobry i wszyscy wierzą w to co robią, wtedy mnóstwo rzeczy powstaje bezwiednie, intuicyjnie. Musimy zdążyć na festiwal, bo to kolosalna szansa na promocję filmu, grających w nim aktorów oraz na zwrot zainwestowanych w projekt pieniędzy. A to jest ważne, bo robię go poza systemem i mam zerowy margines błędu. Zresztą w obecnej sytuacji politycznej w Polsce tylko wsparcie ze strony dużego zagranicznego festiwalu filmowego gwarantuje mnie i temu filmowi nietykalność. Zrobiliśmy film będący w totalnej opozycji do tych quasi-faszystowskich pomysłów na kino propagowanych przez obecną władzę. Zadajemy też kłam temu, co powtarza branża - że nie da się teraz zrobić mocnego, politycznego kina, więc raczej nikt nie będzie nas kochał. Całe środowisko filmowe sra w gacie ze strachu i ogląda filmografię Leni Riefenstahl na ripicie, żeby zaadaptować swoje pomysły pod fantazje brunatnych prostaków. A my celujemy im wszystkim w zęby. Instytucje zajmujące się kinem w Polsce to groteskowa fasada. Żeby robić tutaj takie kino trzeba mieć nerwy ze stali, ale to właśnie lubię. Psujemy humor faszystom. Czy może być coś bardziej zajebistego?
"Knives Out" będzie czwartym filmem Wojcieszka na Berlinale. Reżyser od zawsze zajmował się w swoich filmach tematami związanymi z dylematami współczesnych Polaków, zwłaszcza ludzi młodych. Debiutował kameralnymi filmami "Zabij ich wszystkich" i "Głośniej od bomb", potem zrealizował kilka projektów z większym rozmachem i budżetem, w ostatnich latach znów powrócił do kina intymnego. Kontrowersje wywołał jego film sprzed dwóch lat - "Sekret", psychologiczny dramat, wykorzystujący na płaszczyźnie formalnej elementy sztuki performace z polską winą za zbrodnie wojenne na Żydach w tle. Oprócz kina Wojcieszek zajmuje się także reżyserią przedstawień teatralnych.