Adonis Johnson (Michael B. Jordan, "Fruitvale", "Fantastyczna Czwórka") od dziecka uwielbiał się bić. Wiedział to, jeszcze zanim dowiedział się, że jest nieślubnym synem byłego boksera Apollona Creeda. Młody, utalentowany wojownik rzuca nudną, pewną pracę w sektorze ubezpieczeń i postanawia pójść w ślady ojca, którego nigdy nie znał. Tylko jedna osoba może mu pomóc zmierzyć się z legendą - to emerytowana gwiazda dyscypliny, Rocky Balboa (Sylvester Stallone).
Siódma część filmowego cyklu o przygodach "Rocky'ego" idzie tym samym torem, co siódma odsłona "Gwiezdnych Wojen" - "Przebudzenie Mocy". To poniekąd remake pierwszego odcinka serii. Niemal ta sama historia, tyle że główny bohater jest przedstawicielem nowego pokolenia. Znakomity Jordan i fenomenalny Stallone, któremu wróży się nominację do Oscara, sprawiają, że ta prosta opowieść robi wielkie wrażenie.
"Rocky" to jeden z nielicznych kinowych tasiemców, które właściwie nigdy nie zawodzą. A tak dobrze już dawno nie było. Wystarczy usłyszeć świst wyprowadzanych ciosów i inne odgłosy ringu, by dać się porwać "Creedowi". Dla fanów kina sportowego - seans obowiązkowy. Od czasu "Rocky'ego IV" filmowe starcie bokserów nie przyprawiało o tak szybkie bicie serca.