Siódma część filmowego cyklu o przygodach Rocky'ego idzie tym samym torem, co siódma odsłona "Gwiezdnych Wojen" - "Przebudzenie Mocy". To poniekąd remake pierwszego odcinka serii. Niemal ta sama historia, tyle że główny bohater jest przedstawicielem nowego pokolenia. Znakomity Michael B. Jordan i fenomenalny Sylvester Stallone, któremu wróży się nominację do Oscara, sprawiają, że ta prosta opowieść robi wielkie wrażenie. Dla fanów kina sportowego - seans obowiązkowy. Od czasu "Rocky'ego IV" filmowe starcie bokserów nie przyprawiało o tak szybkie bicie serca. Koniecznie .
Biograficzny komediodramat, opowiadający o wynalazczyni samowyżymającego się mopa. David O. Russell potraktował jednak postać Joy Mangano (Jennifer Lawrence) jako inspirację, mocno fantazjując na temat jej losów. "Joy" jest trochę jak - bardziej pesymistyczny i mniej udany - "Genialny klan". Jeśli jakimś cudem przebrniecie przez pierwszy akt, potem będzie już tylko lepiej. Ogromna w tym zasługa Lawrence, która jest tu tak znakomita, że po prostu chce się ją oglądać i jej kibicować. Jeśli jednak po "American Hustle" macie dosyć Russella, do jego najnowszego dzieła powinniście podchodzić ostrożnie. Jednak warto .
Marta (Agata Kulesza) i Kasia (Gabriela Muskała) są siostrami i się nie znoszą. W głębi serca jednak im na sobie zależy. Będą musiały się dogadać, gdy ich matka (Małgorzata Niemirska) wyląduje w szpitalu i trzeba będzie zaopiekować się podupadającym na zdrowiu ojcem (Marian Dziędziel).
Mam do tej lżejszej wersji "33 scen z życia" duże pretensje o to, że... "Moje córki krowy" nie są filmem odrobinkę lepszym. Potencjał był. Scenariusz jest inteligentny i życiowy. Największą zaletą obrazu jest jednak znakomite aktorstwo - przede wszystkim Kuleszy, ale też Dziędziela i przez wiele lat skazanej na zapadające w pamięć drugie plany Muskały. Dla nich można zapoznać się z "Krowami". Warto, ale...
Mamy tu m.in. parę mieszkającą i uprawiającą seks w tak sterylnych warunkach, że zawstydziłaby porucznika Franka Drebina, wytworne przyjęcie, na którym gospodyni podejmuje gości w stroju Ewy, miłosny trójkąt przedstawiony w konwencji amerykańskiego sitcomu (wyjątkowo kiepska parodia) czy lekarza przeprowadzającego zabieg w rodzaju aborcji połączonej z eutanazją. Wszystko powiązane historią popełniającej nie-do-końca-samobójstwo staruszki, która zagląda w okna poszczególnych mieszkań po oddaniu skoku z bloku. Taki poziom czarnego, absurdalnego humoru z Węgier nie spodoba się każdemu. Jest nieźle, ale szału nie ma. Dla fanów art-house'u .
Ocena: 3/6
Ponieważ akcja rozgrywa się w należącej do Norwegii prowincji Svalbard na Spitsbergenie, możecie spodziewać się zapierających dech w piersiach widoków. Choć sama opowieść równie ekscytująca nie jest i często polega na spędzaniu czasu w odciętym od świata domku i rozmowach o tym, ile puszek zapasów bohaterom jeszcze zostało, to jest to kawałek porządnie zrobionego kina familijnego. Dla całej rodziny .
Remake surferskiego kina akcji z lat 90. Kaskaderskie popisy zyskały na atrakcyjności, ale zniknął gdzieś wesoły duch i klimat oryginału. Oglądane w 3D sceny akcji są naprawdę spektakularne - przy ich realizacji brali udział najbardziej utalentowani sportowcy ekstremalni na świecie - choć nieco brakuje im do poziomu, w którym widz automatycznie przymyka oko na fabularne absurdy. Dla łasych na kino akcji .
Przenosimy się w głębiny japońskiego Morza Drzew - leżącego u podnóża góry Fudżi lasu Aokigahara - które upodobano sobie za odpowiednie miejsce do rozstawania się z tym łez padołem. Amerykanie postanowili nakręcić na ten temat horror. Debiutancki film Jasona Zady okazuje się typowym przedstawicielem gatunku z paroma całkiem solidnymi "skokostrachami" i intrygująco powolnie rozwijaną podbudową fabularną oraz jak zwykle nieoryginalnie rozegranym motywem wszechobecnych halucynacji. Z pomysłem wyjściowym można było zrobić wiele, a dostaliśmy tylko przewidywalny spacer po lesie - popłuczyny po "Blair Witch Project". Można .