"Planeta Singli? - kino rozrywkowe, jakiego w Polsce od lat nie widziano. I "Spotlight" o aferze pedofilskiej w Kościele [NA CO DO KINA]

W kinach dwie premiery, który wyjątkowo warto zobaczyć! "Planeta Singli" to bardzo udana, polska komedia romantyczna z Maciejem Stuhrem. Na ekranach także "Spotlight" z Michaelem Keatonem i rolą Marka Ruffalo na miarę Oscara.

Planeta Singli

Szanowny Reżyserze, Mitjo Okornie. Nie jestem w stanie w ramach krótkiej recenzji wyrazić mojej wdzięczności za Pański drugi polskojęzyczny film. "Planeta Singli" to ostateczny dowód na to, że to właśnie Pan był tym magicznym składnikiem, który sprawił, że "Listy do M." były najlepszą polską komedią romantyczną ostatniej dekady, a "Listy do M. 2" - przy których Pan nie pracował - były tak kiepskie. Pańska najnowsza produkcja, opowiadająca o gwieździe rozrywkowej telewizji (Maciej Stuhr w roli Kuby Wojewódzkiego), próbującej podbić oglądalność dzięki relacjonowaniu internetowych randek nowopoznanej singielki (Agnieszka Więdłocha jako staromodna dziewczyna z sąsiedztwa), to kino rozrywkowe, jakiego w Polsce od lat nie widziano. Koniecznie

Ocena: 5/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Spotlight

15 lat temu "The Boston Globe" zatrudnił nowego redaktora naczelnego (wyjątkowo dobry Liev Schreiber), który zlecił światowej sławy zespołowi dziennikarzy śledczych przyjrzenie się tematowi księży-pedofilów. Harując w pocie czoła i koszulach poplamionych atramentem, ekipa Spotlight odkrywa, że ma do czynienia z jedną z największych afer w historii.

Zaangażowana społecznie opowieść o nagrodzonych Pulitzerem dziennikarzach skonstruowana jest bezbłędnie, ale nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie fenomenalna obsada. Michael Keaton nie ma już takiej okazji do szarżowania jak w "Birdmanie", ale i tak udowadnia, jak bardzo go w ostatnich latach brakowało. Największą uwagę zwracają jednak wyśmienity Stanley Tucci i nominowany do Oscara za rolę drugoplanową Mark Ruffalo, który kradnie niemal każdą scenę. W ostatnich latach Ruffalo niepostrzeżenie zaczął wyrastać na aktora wybitnego. Koniecznie.

Ocena: 5/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Ardeny

Początkowo wydaje się, że mamy do czynienia z kolejnym artystycznym dramatem, opowiadającym o więzach krwi i rodzinie, która zwróci lub nie zwróci się przeciwko sobie. Na szczęście, akcja dość szybko nabiera tempa i zbacza w nie zawsze przewidywalnym kierunku. Trzeci akt to już naprawdę mocna, dziwaczna wolta, którą napędza postać Jana Bijvoeta ("W objęciach węża") - istota niemal tak pokręcona jak bohater grany przez Bijvoeta w "Borgmanie". Chociaż nie wszystko w belgijskim filmie działa, "Ardeny" sprawiają satysfakcję. Znalazło się tu nawet miejsce dla naprawdę efektownej walki wręcz, co, niestety, nie zdarza się ostatnio w kinie zbyt często. Warto .

Ocena: 4/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Gęsia skórka

Może pamięć płata mi figle, może to efekt bycia młodszym, ale seriale w stylu "Czy boisz się ciemności?" były po stokroć straszniejsze. Film Roba Lettermana ("Potwory kontra obcy", "Podróże Guliwera") nawet nie stara się wywołać w widzu tytułowego efektu. Woli raczej bawić. Żarty są niezłe, ale dość często dotyczą "dorosłych" tematów. Paradoksalnie, najlepsza okazuje się pierwsza część filmu, w której nie pojawiają się jeszcze żadne monstra! To typowy, mający mnóstwo wdzięku film o dojrzewaniu, który znalazłby sobie miejsce w Sundance. Gdy opowieść się rozkręca, nadal jest przyzwoicie, ale finałowy akt kompletnie kładzie całość: to niekończąca się sekwencja akcji. Ciągła gonitwa, która, zamiast bawić, nuży. Warto, ale...

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Umrika

Mała indyjska wioska. Udai, duma rodziców, wyrusza do tytułowej Umriki, jak niepoprawnie mówi się tam na USA. Popadanie w posępniejsze tony indyjski dramat stara się rekompensować licznymi akcentami komediowymi, ale humor czerpany z idealizowania Ameryki i przedstawiania mieszkańców wioski jako potwornie zacofanych bardziej pasowałby do "Borata" (gdyby tylko dorównywał mu jakością żartów). Mimo wszystko, odświeżające jest to, jak śmiało "Umrika" igra z oczekiwaniami widzów. Zupełnie jak życie z oczekiwaniami bohaterów. Można .

Ocena: 3/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Śpiewający obrusik

Twórcy chwalą się, że to pierwszy w Polsce - a może i na świecie - pełnometrażowy film fabularny, będący dyplomem studentów aktorstwa (Szkoły Filmowej w Łodzi), który wchodzi do kinowej dystrybucji. Trudno w to uwierzyć, ale jeśli faktycznie tak jest, to "Śpiewający obrusik" idealnie ilustruje, dlaczego nikt wcześniej na coś takiego się nie porwał. Z 90-minutowego seansu, na który składają się cztery nowelki i "making of" (chyba ciekawszy od fabułek), niewycięta zostać powinna tylko prowadząca do napisów końcowych scena bollywoodzkiego tańca.

"Śpiewający obrusik" ma, przede wszystkim, dać się wykazać młodym aktorom, ale nawet nieliczni przejawiający szczątki talentu są skazani na porażkę przez fatalny i nieoryginalny scenariusz. Bartosz Warwas, który zadebiutował niedawno fenomenalną "Jaskółką", w tym towarzystwie sprawia wrażenie absolwenta zupełnie innej szkoły. Za nic w świecie.

Ocena: 1/6

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Misiek w Nowym Jorku

Główny bohater z cech niedźwiedzia polarnego został obdarzony jedynie... wyglądem. Posiadł za to niezwykłą umiejętność rozmawiania z ludźmi. Gdy podły przedsiębiorca spróbuje zagarnąć Arktykę, to na zwierzęcą wersję doktora Dolittle'a spadnie obowiązek wyjazdu do tytułowej metropolii w celu powstrzymania zagłady domu zimnolubnych stworzeń. Polska wersja językowa zapowiada się profesjonalnie: w naszych kinach usłyszymy Adama Woronowicza, Annę Cieślak czy Piotra Gąsowskiego. Gorzej może być z samym filmem, za który odpowiada niezbyt doświadczona ekipa. Amerykańscy recenzenci nie zostawiają na nim suchej nitki. Może jednak przesadzają? Tego nie wiem, żadnego "Miśka w Nowym Jorku" jeszcze nie widziałem.

Zobacz wideo

Całą recenzję możesz przeczytać TU >>

Więcej o: