Wade Wilson (Ryan Reynolds) to najemnik, który znajduje szczęście w życiu niedługo przed tragiczną wieścią o chorobie nowotworowej. Gdy jego stan się pogarsza, mężczyzna postanawia skorzystać z pomocy podejrzanego jegomościa i godzi się na tajemniczą kurację, która ma go uleczyć i - w ramach efektu ubocznego - uczynić z niego nadczłowieka. Efekty uboczne okazują się poważniejsze, niż obiecywano. Przywdziawszy obowiązkowy kostium i wdzięczną ksywkę Deadpool, Wilson mści się na ludziach, którzy zrobili z niego potwora.
Brzmi jak typowa opowieść o superbohaterze (w tym przypadku: antybohaterze) i po części tak właśnie jest. Powiewem świeżości jest - dobrze znana miłośnikom komiksów - tytułowa postać. To niezrównoważony (czego w filmie tak do końca nie widać) typ o bardzo czarnym poczuciu humoru, który lubi gadać tak bardzo, że mówi nawet do siebie i do widzów. Posadź psychola za sterami normalnej historii, a na pewno wykręci jakiś numer. I właśnie tak jest w "Deadpoolu", którego historię poznajemy wymiennie ze scenami rozbryzgów krwi i fantazyjnym masakrowaniem kolejnych wrogów.
Ponieważ producenci liczą przede wszystkim na zyski, kino superbohaterskie rzadko jedzie po bandzie, chcąc umożliwić wejście na seans jak najmłodszym grupom wiekowym. "Deadpool" to rzadki przypadek filmu, który od początku godził się na otrzymanie kategorii "R" (w USA od 17 lat, w Polsce można oglądać go już od 16). To wina przede wszystkim przemocy, ale także sporej dawki przekleństw i ogólnie nieprzykładnego prowadzenia się głównego bohatera.
Poszukując podobnego ograniczenia wiekowego w kinie tego typu, najlepszymi przykładami ostatnich lat wydają się adaptacje komiksów nakręcone przez Matthew Vaughna - "Kick-Ass" i "Kingsman" - również przeznaczone dla widzów dorosłych (Vaughn zrobił też "X-Men: pierwszą klasę", a to w obrębie ich uniwersum egzystuje sobie Deadpool). Chociaż oba filmy wydają się w jakiś sposób doskonalsze od "Deadpoola" - "Kick-Ass" był jednak oryginalniejszy, a rozwałki zorganizowanej w finale przez małą dziewczynkę nie powstydziłby się Tarantino, z kolei "Kingsman" miał "scenę w kościele", która już weszła do krwawego kanonu kina akcji - to "Deadpool" najprawdopodobniej posiada najlepszego protagonistę i robi z tej pokręconej osobowości świetny użytek.
Quentin Tarantino to nie tylko charakterystyczne sceny przemocy, ale nie da się ukryć, że to jedna z głównych cech jego stylu i część widzów w filmach Amerykanina najbardziej ceni jatkę. Chociaż w "Nienawistnej ósemce" było jej niemało, oglądający filmy Tarantina dla flaków mogli poczuć się znudzeni dość przegadanym filmem reżysera. Dla chcących pośmiać się na widok odrąbywanych kończyn, kopanych głów i maltretowanych wrednych typów (wiem, brzmi to nie za dobrze), "Deadpool" może okazać się dziełem, na które czekali.
To także nie zabrzmi za dobrze, ale brutalność w filmie debiutanta Tima Millera jest naprawdę zabawna. Często czuję się nieswojo, oglądając film, który wykorzystuje przemoc w kategoriach humorystycznych, ale tutaj nikt nie powinien mieć z tym problemu. Konwencja pozwala wierzyć, że nie ma w tym wszystkim nic złego.
"Strażnicy Galaktyki" zaskoczyli wszystkich świeżym, zabawnym podejściem do coraz bardziej zatęchłego kina superbohaterskiego, ale szkielet opowieści okazał się zupełnie taki sam, co w przypadku podobnych dzieł. Sypiący metakomentarzami, świadomy bycia bohaterem filmu Deadpool jest czynnikiem wynoszącym jego film ponad przeciętną, ale pozostała część seansu to naprawdę typowa, przeciętna historia, którą wałkowano w ostatnim czasie do znudzenia.
A zatem, dziękujmy komiksowym bogom za te zabawne grepsy, popkulturalne odniesienia, brawurowe burzenie czwartej ściany, igranie z kinowymi stereotypami, nieszanowanie żadnych świętości i nonszalanckie wskazywanie klisz. Deadpool naprawdę robi wszystko, by otaczający świat mu dorównał. Niestety, chociaż do obśmiania gatunkowych stereotypów tu dochodzi, w przeciwieństwie do "Kick-Assa", Deadpool nie robi nic, by zidentyfikowane klisze podważyć i rozsadzić od środka. Kto by pomyślał, że Deadpool zagra zgodnie z zasadami gry. Wielka szkoda, bo zamiast filmu wyśmienitego, otrzymujemy jedynie bardzo dobry.
"Deadpool" od piątku 12 lutego w kinach.