Kilkanaście lat po zakończeniu II wojny światowej, do Polski przyjeżdża ocalona Żydówka, która chce namówić wybawicieli na przyjęcie honorowego medalu "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Dlaczego nikt nie chce jego przyznania? Powrót będzie dla Hani okazją na przypomnienie sobie najważniejszych epizodów z dzieciństwa i konfrontację ze wspomnieniami.
Reżyserski debiut 71-letniego Michała Szczerbica - jak dotąd przede wszystkim producenta, a także scenarzysty "Róży", "Wiedźmina" i "Prawa ojca" - częściowo oparty jest na jego wspomnieniach z dzieciństwa. Największą siłą "Sprawiedliwego" jest postać Bajtka (Jacek Braciak) - wiejskiego oryginała, któremu zdecydowanie najbardziej zależało na ukryciu dziewczynki. To on - a nie żadne odznaczenie - jest bez wątpienia tytułowym sprawiedliwym.
Akcenty w filmie Szczerbica rozłożone są uczciwie, czyli tak, żeby nikt za bardzo się nie czepiał: mamy Polaków dobrych z natury i dobrych niejako z przymusu, ludzi całkiem obojętnych oraz podłych szmalcowników. Całość wydaje się niejako przefiltrowana przez dziecięce oczy, wykazuje pewną baśniowość, charakterystyczną dla filmów Jana Jakuba Kolskiego. To kino w stu procentach staromodne: spokojne, szczere, pozbawione fajerwerków. Ktoś powiedziałby: "telewizyjne". Raczej nie zachwyca, ale pozostawia całkowicie pozytywne wrażenie.