Szczere opowieści beznadziejnie bezrobotnych Portugalczyków, mroczna historia miłości i zemsty odegrana przez małe dzieci oraz komediowe scenki na temat zbyt wcześnie piejącego koguta i przerażająco skutecznego sposobu na potencję, odkrytego przez grupkę finansistów. To tylko niektóre z atrakcji zmieszczonych przez Miguela Gomesa ("Tabu") w pierwszej części jego prawie 6,5-godzinnej trylogii "Tysiąca i jednej nocy", inspirowanej na poziomie struktury słynnymi arabskimi baśniami.
W trwającym blisko pół godziny i zdecydowanie zbyt długo wstępie reżyser wyjaśnia, co czeka odbiorców. Bez przerwy kokietuje stwierdzeniami, jakoby planował stworzyć film jednocześnie magicznie baśniowy i zaangażowany politycznie, a ponieważ to mieszanka niemożliwa, z pewnością polegnie z kretesem. Czuć jednak, że Gomes łasi się do widza, w rzeczywistości sądząc, że stworzył arcydzieło. Jak na ironię, jego oficjalna wersja się sprawdza - Portugalczyk nakręcił rzecz zupełnie niestrawną.
"Niespokojny" to film potwornie męczący. Do snu ukołysze nawet największych miłośników kina artystycznego. Żarty są dużo mniej zabawne, niż twórca myśli, a całość jest zdecydowanie mniej oryginalna, niż mu się zdaje. Wszystko wskazuje na to, że czekają mnie jeszcze cztery bardzo trudne godziny.