Obawiam się, że większość statuetek w tym roku, również dla najlepszego filmu, odbiorą twórcy i producenci "Zjawy". Ja trzymam kciuki za "Spotlight". Doceniam ten film za trzymające w napięciu tempo , mimo że samą historię dość dobrze znamy i wiemy, jaki będzie jej finał. "Spotlight" to również pewnego rodzaju hołd dla dziennikarzy, którzy za pomocą żmudnej, trudnej i uczciwej pracy są w stanie uczynić świat choć odrobinę lepszym. Pomijam już wspaniałe kreacje aktorskie, które zasługują na oddzielne statuetki.
Mam poważny problem z moim faworytem w tej kategorii! Podejrzewam, że po statuetkę sięgnie Sylvester Stallone, za rolę w "Creed. Narodziny legendy". I słusznie! Aktor odebrał już za ten występ zadłużony Złoty Glob.
Stallone pozwolił sobie tu na dystans do własnego wizerunku, zagrał niezwykle ciepłą i wzruszającą postać. Poza tym potwierdził, że Rocky jest tylko jeden! Z drugiej strony jestem zachwycona Christianem Bale'm w "Big Short". Geniusz, ekscentryk, introwertyk... A razem z nim nagrodzeni powinni zostać: Steve Carell i Ryan Gosling. Albo (patrz najlepszy film) cały zespół dziennikarzy śledczych ze "Spotlight".
Tu wybór równie niełatwy. Zresztą kreacje drugoplanowe będą mnie w tym roku bardziej interesować niż pierwszoplanowe. O ile bardzo doceniam wszystkie nominowane role to będę trzymać kciuki za Kate Winslet. Jej występ w filmie "Steve Jobs" niemal przysłonił główną rolę Michaela Fassbendera! Wcieliła się w asystentkę Jobsa, Joannę Hoffman. W wykonaniu Winslet ta konsekwentna, mądra i szczera kobieta nie pozostaje tylko "dodatkiem" do genialnego mężczyzny.
To chyba największa zagadka tego roku. Z jednej strony mamy powszechnie chwalonego i początkowo typowanego do nagrody Marka Rylance. Brytyjskiego aktora, który w zeszłym roku podbił serca widzów na Broadwayu (zdobył nagrodę Tony za swoje występy w repertuarze Szekspirowskim) a w tym "ukradł " Tomowi Hanksowi film "Most Szpiegów".
Z drugiej - jest Sylvester Stallone. Niespodziewanie nagrodzony Złotym Globem, aktor kina sensacyjnego, którego o rolę na oscarowym poziomie raczej nikt nie podejrzewał. Ale Stallone w "Creed" wraca do swojej roli życia , "najlepszego wymyślonego przyjaciela" - Rocky'ego. Starszego, schorowanego ale wciąż kochanego przez widzów. Zwierz ma wrażenie, że ten sentyment i poczucie, że oto nagradzamy nie aktora ale bohatera kina, może w tym roku zaważyć na decyzji Akademii. Osobiście muszę przyznać, że ze wszystkich ról najbardziej podobała mi się ta Toma Hardy'ego w "Zjawie" - ale wydaje się, że zarówno on jaki Mark Ruffalo i Christian Bale w tym rozdaniu oscarowym nie będą się liczyć.
To ciekawa kategoria, choć nie ma co liczyć na zaskoczenia. Od początku sezonu nagród wszystkie trafiały do rąk Brie Larson - młodej aktorki, która rolą matki w poruszającym "Pokoju" przebojem wdarła się do Hollywoodzkiej elity aktorek.
Co ciekawe, jeszcze przed sezonem nagród do Oscara najczęściej typowano Cate Blanchett i jej rolę w "Carol". Wydaje się jednak, że australijska aktorka ma małe szanse na trzecią statuetkę. Na pewno Brie Larson nie zagrożą nominowana nieco na wyrost Jennifer Lawrence ze swoją rolą w marnym "Joy" i Saoirese Ronan , która w "Brooklyn" gra dobrze, ale nie jest to rola na miarę Oscara. Trochę szkoda fenomenalnej Charlotte Rampling i jej doskonałego występu w "45 lat", ale jest małe prawdopodobieństwo, by Akademia przełamała schemat i nagrodziła aktorkę za rolę w tak niewielkim filmie.
Rzadko się zdarza, by jeszcze przed pojawieniem się filmu wszyscy wiedzieli, że napisana do niego ścieżka dźwiękowa będzie nominowana do wszystkich nagród. Tak było w przypadku ścieżki dźwiękowej, którą Ennio Morricone napisał do "Nienawistnej Ósemki". Czasem wydaje się że Tarantino specjalnie nakręcił film, do którego Morricone mógłby napisać muzykę . I nie ma wątpliwości, że za tą muzykę Oscara dostanie, bo to ścieżka doskonała, bardzo charakterystyczna i wyróżniająca się na tle konkurencji.
W tym roku zresztą w muzyce jest dość klasycznie - nikogo za bardzo nie dziwią nominacje dla Williamsa (który robi ładne wariacje na temat swoich wcześniejszych dokonań) za "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy" czy Thomasa Newmana (za "Most Szpiegów"). Trochę żal, że na liście nominowanych ścieżek dźwiękowych nie pojawiła się ta do "Mad Maxa" . Oscara by nie było, ale powiew świeżości na pewno.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że "Syn Szawła" zasługuje na laury . Tak tematu Holocaustu dawno nie opowiedział nikt. Fabuła, którą da się streścić w dwóch-trzech zdaniach, mówi o kulisach obozów zagłady więcej niż niejeden podręcznik. Bardzo mocne sceny, ujęcia na granicy wytrzymałości widza, powściągliwe, przejmujące aktorstwo. Reżyser Laszlo Nemes nie ma litości dla widza.
Kamera na chłodno rejestruje: nie szuka jednostki, nie szuka osobistych tragedii. Nie ma uczuć, nie ma sentymentów. Pokazuje masę w piekle, zwierzęce instynkty i porażający strach.
Węgierski film nie jest dla każdego, no bo "ileż można oglądać filmów na ten sam temat". Wszystkich szukających mocnego kina zachęcam - to absolutnie trzeba zobaczyć.
Waham się między "Big Short" a "Pokojem". Ten drugi widzę raczej jako mocnego zawodnika w kategorii film roku (zasłużenie!), choć adaptacja również jest dobra.
Wydaje mi się jednak, że Akademia doceni "Big short" . Światowy kryzys - wyrzut sumienia Ameryki, potężne malwersacje, wielkie pieniądze i kolosalny szwindel. A u źródeł wielka chciwość. Z ekonomią nie jestem za pan brat, ale odnosiłam wrażenie, że doskonale rozumiem, co się stało. Michael Lewis wyłożył sprawę w książce, Adam McKay z sukcesem przełożył na kino.
Niewątpliwe dużym plusem są świetne kreacje, dawno nie widziałam tak doskonałego składu na ekranie (Bale, Gosling, Pitt, Carell).
Moje serce najbardziej ucieszyłaby nagroda dla twórców "Dziewczyny z portretu" - bo i klimat, i estetyka moje. Ale obstawiam - i to może być dla osób, które mnie znają zaskoczenie - "Mad Max. Na drodze gniewu". To jest totalnie nie moje kino i wątpię, żeby nim kiedykolwiek się stało. Obejrzałam go z filmowej ciekawości i obowiązku. I jak zawsze w tego typu produkcjach, irytowało mnie, że moja percepcja nie nadąża za tempem filmu. Jedną z niewielu rzeczy, których oglądanie mnie nie zmęczyło, co muszę przyznać bez bicia, były właśnie kostiumy. O oprawę zadbano w najdrobniejszych szczegółach. Wszystko zagrało tak, jak powinno. Kawał porządnej roboty.
Skandalem jest to, że nominowany nie został fantastyczny scenariusz Sorkina do "Steve'a Jobsa". To intensywny, błyskotliwy i niezwykle oryginalny tekst, który o prezesie Apple'a opowiada przez pryzmat trzech wydarzeń z jego życia. Wielka szkoda, że Akademia nie pokusiła się choćby o nominację dla Sorkina. Więc kto, jeśli nie on?
Z dużym prawdopodobieństwem statuetkę otrzymają Josh Singer i Tom McCarthy za scenariusz do "Spotlight". To powolny, konsekwentny, "chłodny" skrypt , ukazujący żmudne dziennikarskie śledztwo bez fajerwerków i bez łatwego, antyklerykalnego populizmu.
Wydaje się, że o statuetkę powalczyć może też "W głowie się nie mieści", ale szanse na to są raczej niewielkie. Akademia dość rzadko daje Oscary filmom animowanym w kategoriach innych niż "Najlepszy film animowany" (czasem zdarzają się też nagrody w kategoriach muzycznych). Nagroda Akademii za scenariusz oryginalny do "W głowie się nie mieści" byłaby więc ewenementem.
Gdybym Oscar w tej kategorii zależał ode mnie, statuetka powędrowałaby do Aleksa Garlanda za "Ex Machinę". To jeden z najlepszych skryptów science-fiction ostatnich lat, w niezwykle inteligentny sposób poruszający problematykę sztucznej inteligencji i niebezpieczeństw, jakie mogą się z nią wiązać.
W tej kategorii padnie chyba najbardziej wyczekiwany werdykt wieczoru. A to ze względu na DiCaprio, który od kilku lat staje się głównym bohaterem ceremonii zawsze wtedy, kiedy go nominują. Dzień po ostatniej nominacji - dwa lata temu, za "Wilka z Wall Street" - internet zalała fala złośliwych memów i filmików z zawiedzionym DiCaprio.
Tym razem nikt mu już raczej statuetki nie odbierze. Po pierwsze dlatego, że konkurencja nie jest szczególnie silna. Po drugie: Akademia lubi nagradzać fizyczne poświęcenie dla roli, co udowadniają choćby Oscary z ostatnich lat dla Eddiego Redmayne'a za "Teorię wszystkiego" czy dla Matthew McConaugheya i Jareda Leto za "Witaj w klubie".
A czego ten DiCaprio nie wyrabia w "Zjawie"! Przez pół filmu czołga się po śniegu, bije się z leśną zwierzyną, śpi nago we wnętrzu konia, je surowe mięso i zawartość ściółki... i wygląda na to, że w tym roku to Akademii wystarczy.
Osobiście nagrodziłbym Matta Damona, który pierwszy akt "Marsjanina" pociągnął właściwie samotnie . I jest to najlepsza część filmu! Damon jest tak niewymuszenie zabawny i uroczy, że wydaje się, że w roli hollywoodzkiego "every-day hero" już wkrótce może zastąpić Toma Hanksa.
Jedna z najmocniej obsadzonych tegorocznych kategorii. Niezrozumiała jest dla mnie jedynie nominacja dla Rachel McAdams w "Spotlight" - rola dziennikarki śledczej Boston Globe'a jest solidna, ale ginie na tle bardziej wyrazistych kolegów z planu, szczególnie Marka Ruffalo i Lieva Schreibera.
Alicię Vikander nominowana jest za "Dziewczynę z portretu" sam nominowałbym raczej za brawurową kreację enigmatycznej androidki Avy w "Ex Machinie", ale i w filmie Hoopera "daje radę", stanowiąc świetną przeciwwagę dla partnerującego jej, nieznośnie przerysowanego Eddiego Redmayne'a.
Jednak moim zdaniem walka o statuetkę rozegra się pomiędzy pozostałymi trzema nominowanymi: Rooney Marą, Jennifer Jason Leigh i Kate Winslet . Wszystkie trzy "skradły" filmy, za które je nominowano, jednak statuetkę otrzyma ta ostatnia za rolę Joanny Hoffman - tej jedynej, która jest w stanie przeciwstawić się tytułowemu tyranowi w "Stevie Jobsie" Danny'ego Boyle'a. Winslet świetnie odnalazła się w niełatwych dialogach Sorkina, a niezwykle intensywny rytm filmu o współzałożycielu Apple'a to między innymi jej zasługa.
I właśnie Winslet będę kibicował - niech wygra drugiego w swojej karierze Oscara.
To oni najprawdopodobniej otrzymają Oscary 2016! Typuje Marek Kuprowski >>
Gazeta.pl