Peter Bradshaw w "Guardianie" podkreśla, że decyzja o przyznaniu statuetki za najlepszy film dla "Spotlight" to podkreślenie, że Akademia chce promować filmy zaangażowane społecznie . Film Toma McCarthy'ego opowiada historię śledztwa dziennikarskiego dotyczącego księży-pedofilów, przeprowadzonego 15 lat temu przez zespół "The Boston Globe".
- Harując w pocie czoła i koszulach poplamionych atramentem, ekipa Spotlight odkrywa, że ma do czynienia z jedną z największych afer w historii. Kościół Katolicki to potężny przeciwnik, więc dochodzenie musi zostać przeprowadzone dokładnie, dogłębnie i po cichu - pisał Marek Kuprowski w recenzji filmu .
Bradshaw zaznacza jednak, że wybór mógł być podyktowany tegoroczną krytyką Akademii, którą wywołały najpierw nominacje - drugi rok z rzędu wśród nominowanych w najważniejszych kategoriach znalazły się tylko osoby o białym kolorze skóry. A nagrodzenie "Spotlight" Oscarem dla najlepszego filmu bardziej ma dowieść o zaangażowaniu społecznym organizacji niż jest tak w istocie.
Liczne głosy krytykujące decyzje Amerykańskiej Akademii Filmowej spowodowały, że jeszcze w styczniu zarząd tej organizacji uzgodnił wprowadzenie nowych zasad. Ale Bradshaw podkreśla, że w przyszłym roku to nie wystarczy i amerykańska instytucja będzie musiała dowieść przejrzystości przyznawania najważniejszych nagród w przemyśle filmowym.
Docenienie pracy dziennikarzy, którzy pracują, aby dotrzeć do świadków, opowieści, które bywają dla niektórych środowisk niewygodne, świadczy o sile przekazu filmu McCarthy'ego - podkreślają zagraniczni krytycy. Na podjęcie tematu misyjnej roli mediów zwraca uwagę Dylan Matthews w Vox.com , pozytywnie oceniając przyznanie głównej nagrody dla "Spotlight".
- Najpierw poświęćmy chwilę ciszy filmowi "Mad Max: Na drodze gniewu" - rozpoczyna swoją wypowiedź w Vox.com Dylan Matthews. I podkreśla, że chyba wszyscy zgadzają się, co do tego, że była to najsilniejsza tegoroczna nominacja w kategorii najlepszego filmu. "Mad Max: Na drodze gniewu" zdobył w tym roku aż sześć statuetek, ale w pomniejszych kategoriach.
A Matthews, mimo, że uważa przyznanie statuetki dla "Spotlight" za słuszną decyzję, ocenia: Nie jest to rozsadzający umysł filmowy majstersztyk jak "Mad Max", ale solidnie wykonana, godna podziwu praca.
- Trzymam kciuki za "Spotlight". Doceniam ten film za trzymające w napięciu tempo, mimo że samą historię dość dobrze znamy i wiemy, jaki będzie jej finał - pisała jeszcze przed ceremonią wręczenie Oscarów Patrycja Wanat, szefowa redakcji kulturalnej Radia TOK FM . - Pomijam już wspaniałe kreacje aktorskie, które zasługują na oddzielne statuetki - dodawała.
- Zaangażowana społecznie opowieść o nagrodzonych Pulitzerem dziennikarzach skonstruowana jest bezbłędnie, ale nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie fenomenalna obsada. Michael Keaton nie ma już takiej okazji do szarżowania jak w "Birdmanie", ale i tak udowadnia, jak bardzo go w ostatnich latach brakowało. Największą uwagę zwracają jednak wyśmienity Stanley Tucci i nominowany do Oscara za rolę drugoplanową Mark Ruffalo, który kradnie niemal każdą scenę - pisał Marek Kuprowski, oceniając "Spotlight" na 5/6 gwiazdek.
"Spotlight" otrzymał tylko dwie statuetki. Drugi z Oscarów został przyznany za scenariusz. Ta nagroda nie była jednak tak dużym zaskoczeniem. Przewidywał jej przyznanie także Bartek Przybyszewski, który pisze dla Gazeta.pl i serwisu Popmoderna. - Z dużym prawdopodobieństwem statuetkę otrzymają Josh Singer i Tom McCarthy za scenariusz do "Spotlight". To powolny, konsekwentny, "chłodny" skrypt, ukazujący żmudne dziennikarskie śledztwo bez fajerwerków i bez łatwego, antyklerykalnego populizmu - przewidywał Przybyszewski.
A Dylan Matthews stawia także pytanie o to, czy "Spotlight" można określić mianem filmowego obrazu. I zaznaczs, że siła filmu Toma McCarthy'ego tkwi raczej w dialogach niż w spektakularnej warstwie wizualnej. - To orzeźwiające, w czasie, kiedy formalny artyzm jest coraz częściej doceniamy przez Akademię, zobaczyć film skromny i wzbudzający uznanie jak "Spotlight" - podkreśla.