Połowa XX wieku. Odważnie arogancka jak na tamte czasy Carol (Cate Blanchett) dość śmiało obnosi się ze swoją homoseksualną orientacją. Nieśmiała Therese (Rooney Mara) nie jest jeszcze siebie pewna, ale przypadkowe spotkanie z trochę starszą kobietą rozbudza w niej jakieś uczucia. Czy to miłość oraz czy zważywszy na okoliczności ich relacja może przerodzić się w coś poważnego?
„Carol” powstała na podstawie drugiej powieści Patricii Highsmith (zadebiutowała „Nieznajomymi z pociągu”), którą ze względu na lesbijską i na poły autobiograficzną tematykę autorka dreszczowców wolała opublikować pod fałszywym nazwiskiem. Amerykański melodramat otrzymał aż sześć nominacji do Oscara, m.in. dla Blanchett i Mary, która została wcześniej najlepszą aktorką na festiwalu w Cannes (ex aequo z Emmanuelle Bercot z „Mojej miłości”), ale z ceremonii odszedł z niczym.
W drugiej godzinie film zdecydowanie traci tempo, ale wspaniały klimat, wyśmienity główny temat muzyczny Cartera Burwella („Fargo”, „Anomalisa”) oraz znakomite aktorstwo (choć Blanchett mogłaby być nieco mniej sztywna i bardziej zróżnicować smutną Carol od Jasmine z filmu Woody’ego Allena) wynagradzają usterki. Trudno tylko powiedzieć czy to naprawdę historia miłosna – kompletnie nieasertywna Therese wydaje mi się bezbronną ofiarą wyniosłej i drapieżnej bohaterki tytułowej.
Ocena: 4/6
"Carol", melodramat, USA, Wielka Brytania 2015, reż. Todd Haynes, występują: Cate Blanchett, Rooney Mara, Kyle Chandler, Sarah Paulson, Jake Lacy.