Po upadku junty wojskowej, Argentyna przygotowuje się do przejścia na demokrację. Łatwiej zmienić styl rządzenia państwem, niż styl życia narodu. Głowa rodziny Puccich wpada na nowy pomysł na wzbogacenie się: familia będzie wspólnie organizować porwania dla okupu. Panowie współpracują podczas planowania i przeprowadzania akcji, panie po prostu przymykają oko na dochodzące z piwnic krzyki. Brzmi jak czarna komedia? A to gangsterska historia, która wydarzyła się naprawdę.
Pablo Trapero ("Biały słoń", "Lwica") cieszy się w Argentynie olbrzymią sławą, której "El clan" jest ukoronowaniem. Od strony technicznej, nie ma się tu do czego przyczepić - za to dużo można chwalić, m.in. klimatyczną ścieżkę dźwiękową czy świetne aktorstwo z wcielającym się w "ojca chrzestnego" Guillermem Francellem na czele - ale to opowiadana w filmie historia, zwłaszcza gdy pomyśli się, że jest prawdziwa, stanowi o sile przekazu.
"El clan" walczył o Złotego Lwa na ostatnim festiwalu w Wenecji, ale musiał zadowolić się Srebrnym. W Hiszpanii dostał Goyę dla najlepszego filmu zagranicznego. Nie ma co się dziwić, że Argentyna wystawiła go jako swojego kandydata do Oscara. Film Trapera nie przeszedł nawet eliminacji, co nie znaczy, że nie warto przejść się na niego do kina.