To oficjalne: wolimy oglądać śpiew na ustach, niż krew na rękach. Wstrząsający dokument Joshuy Oppenheimera „Scena zbrodni” przegrał dwa lata temu Oscara z wyśmienitym „O krok od sławy”, więc w tym roku reżyser zaatakował Akademię kontynuacją tematu w postaci „Sceny ciszy”. Niestety, musiał uznać wyższość „Amy”. Mam nadzieję, że trzeciej próby podjęcia tematu nie będzie, bo choć jego najnowsze dzieło trzyma bardzo wysoki poziom, to momentami sprawia wrażenie niepotrzebnej dogrywki i robienie z tego trylogii zakrawałoby na dojenie przynoszącego ciężarówki nagród tematu.
„Scena zbrodni” opowiadała o współczesnych losach indonezyjskich zbrodniarzy, którzy pół wieku temu dokonali w swym kraju nieprawdopodobnych czystek. Po latach, wciąż chwalili się swoimi zbrodniami, z lubością je rekonstruowali i traktowani byli jak zwycięzcy. „Scena ciszy” nie robi już takiego wrażenia, bo za głównego bohatera ma spokojnego okulistę, konfrontującego się z mordercami starszego brata. Jednym z motywów przewodnich filmu jest widok protagonisty, niemo wpatrującego się w ekran, wyświetlający sceny zbrodni (a raczej: „Scenę zbrodni”).
Skoro są rzeźnicy i zbrodnie, musiały być też ofiary. Drugi film na ten sam temat nie wywołuje już takiego szoku, zwłaszcza że cichy, łatwo wybaczający protagonista nie ma takiej mocy oddziaływania na widzów, jak ponownie wysuwający się na pierwszy plan mordercy. Ważniejsze od tego, co „Scena ciszy” pokazuje, są myśli, wnioski i wątpliwości, które wywołuje w odbiorcy. Nad nimi można rozprawiać bardzo długo, ale wciąż nie jest to nic, czego nie wynieślibyśmy z poprzedniego filmu. „Scena ciszy” jest zatem tylko znakomitym dodatkiem do lektury obowiązkowej, jaką była „Scena zbrodni”. Wypada mieć nadzieję, że Oppenheimer zamknie tą produkcją temat i zamiast wypuszczać odsłonę trzecią – ewidentne „behind the scenes” – następnym razem zaprezentuje już zupełnie inne sceny.
Ocena: 4/6
"Scena ciszy", dokumentalny, Dania, Finlandia, Francja, Holandia, Niemcy, Norwegia, USA, Wielka Brytania, Izrael, Indonezja 2014, 98 min, reż. Joshua Oppenheimer.