Z trwającego parę tysięcy lat snu budzi się wielki przedwieczny. Nie chodzi jednak o Cthulhu, a o protoplastę wszystkich mutantów, potężnego Apocalypse. Takie typki już jakoś tak mają, że gdy wracają do gry po długiej przerwie, od razu wpadają na genialne pomysły w rodzaju zgładzenia ludzkości. I właśnie taką operację zamierza przeprowadzić tytułowy bohater najnowszej części „X-Men”. Ci drudzy (a właściwie to pierwsi) tytułowi bohaterowie będą musieli stawić mu czoła. Rozumiecie: X-Men v Apocalypse.
Obsady przedstawiać nikomu nie trzeba. Pierwsze skrzypce w najnowszej odsłonie przygód zmutowanych superbohaterów grają James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Oscar Isaac, Nicholas Hoult, Rose Byrne, Tye Sheridan czy Olivia Munn. Aktorzy zawieść nie powinni. Problemem może okazać się reżyser Bryan Singer, który nie słynie ze szczególnej subtelności, bogatej wyobraźni czy ponadprzeciętnych pomysłów inscenizacyjnych.
Wcześniej doprowadził adaptacje tej serii komiksów na skraj kinowego upadku i gdy Matthew Vaughn wskrzesił X-Men „Pierwszą klasą”, dawny reżyser postanowił odzyskać prawo do opieki nad ukochanymi dziećmi. Udana, ale szybko zapomniana „Przeszłość, która nadejdzie” była jeszcze do pewnego stopnia dziełem Vaughna i jego drużyny, ale przy "Apocalypse" Singer działał już z powrotem ze swoimi współpracownikami. Co z tego wynikło - świetlana przyszłość czy apokalipsa?
Pierwsi amerykańscy recenzenci, którzy widzieli „Apocalypse”, mają mieszane uczucia. Wśród głównych zarzutów pojawiają się m.in. przeładowanie produkcji chaotyczną akcją i niezbyt ciekawy główny złoczyńca, ale pochwał również nie brakuje. Być może z powodu przyjęcia chłodniejszego niż przewidywano, film wchodzi do polskich kin bez pokazu prasowego.
"X-Men: Apocalypse", akcja, sci-fi, USA, 2016, 143 min., reż. Bryan Singer, występują: James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Nicholas Hoult, Oscar Isaac, Rose Byrne, Evan Peters, Josh Helman