Najnowsza filmowa opowieść o życiu Krystyny Wazówny, w którą w przeszłości wcielały się Greta Garbo czy Liv Ullmann. Początkująca Malin Buska radzi sobie w tej roli nieźle, ale niektórzy mogą mieć obiekcje z powodu niewątpliwej urody aktorki, zdecydowanie przewyższającej fizycznymi atutami faktyczną XVII-wieczną monarchinię. Może to niewarta napomknięcia błahostka, tyle że reżyser Mika Kaurismaki („Droga na północ”) skupia się przede wszystkim na zawikłanym życiu uczuciowym bohaterki.
Oczywiście, w jego dramacie wątków znajdzie się więcej – być może nawet za dużo – bo Krystyna była władczynią oświeconą, pragnącą reformować kraj i niechętną kalwinizmowi, a do tego pragnęła zakończyć wojnę trzydziestoletnią i była zapatrzona w Kartezjusza. A jednak, to orientacja seksualna królowej – dzisiaj coraz częściej uważa się, że musiała być lesbijką – najbardziej interesuje twórców. W rolę najważniejszej damy dworu, ukochanej Krystyny, wciela się prześliczna i jak zwykle świetna Sarah Gadon („Wróg”, „Randka z królową”).
Niewątpliwie, największą zaletą „Dziewczyny...” jest fascynująca i - mniej lub bardziej - prawdziwa historia, którą opowiada (scenariusz na podstawie własnej sztuki przygotował kanadyjski dramaturg Michel Marc Bouchard, z którego dorobku czerpał także Xavier Dolan, adaptując „Toma”). Bez wątpienia, dzieje królowej Krystyny warto poznać! Świetne są też stroje. Problem filmu leży głównie w - momentami - niedbałym aktorstwie drugiego planu i ogólnym braku pomysłu na nadanie większego sensu całości. Razi również „telewizyjność” produkcji. Chociaż czegoś tu ewidentnie brakuje, to da się „Dziewczynę...” obejrzeć z zainteresowaniem.