John Malkovich: nie myślę o pieniądzach. Wolę pójść na spacer albo pojeździć na rowerze [WYWIAD]

Choć w „Dolinie bogów” Lecha Majewskiego wciela się w najbogatszego człowieka na świecie, sam John Malkovich niespecjalnie przejmuje się pieniędzmi. Jak przekonuje, ceni proste życie. Dlatego tak bardzo podoba mu się Polska.

Z Johnem Malkovichem udało nam się krótko porozmawiać po konferencji prasowej filmu „Dolina bogów” w reżyserii Lecha Majewskiego, w którym słynny aktor wciela się w  Wesa Taurosa, najbogatszego człowieka na ziemi.

Małgorzata Steciak: To nie pierwsza pana wizyta w Polsce. W ostatnich latach stał się pan dość częstym gościem w naszym kraju.

John Malkovich: To prawda. Kilka razy przyjeżdżałem tu w celach zawodowych - brałem udział w premierach filmowych, wystawach. Mój ortopeda jest Polakiem, leczyłem tutaj parę lat temu kontuzję kolana.

Mam w Polsce całkiem sporo znajomych. Bardzo mi się podoba wasz kraj. Jest zupełnie inny niż Stany Zjednoczone.

Pod jakim względem?

Życie jest tutaj dużo prostsze. Mniej tu zepsucia. Więcej pięknych widoków. Kiedy przyjechałem do Polski po raz pierwszy około 20 lat temu, spędziłem tu wiele czasu i poczułem się absolutnie oczarowany. Ludzie potrafili cieszyć się prostymi rzeczami. Nie mieli wiele, ale też nie potrzebowali wiele.

Berenice Marlohe , John Malkovich, Lech Majewski , Keir Dullea podczas konferencji prasowej dotyczącej filmu ' Dolina Bogów ' w reż. Lecha MajewskiegoBerenice Marlohe , John Malkovich, Lech Majewski , Keir Dullea podczas konferencji prasowej dotyczącej filmu " Dolina Bogów " w reż. Lecha Majewskiego DAWID CHALIMOIUK/ Agencja Wyborcza.pl

Do Polski wraca pan po raz kolejny, tym razem na plan filmowy "Doliny bogów". Kiedy po raz pierwszy zetknął się pan z twórczością Lecha Majewskiego?

Znajomy, który zajmuje się dystrybucją filmów w Polsce, pożyczył mi „Młyn i krzyż”. Obejrzałem go i dosłownie zwalił mnie z nóg. To film, którego nie sposób porównać do żadnego innego. Kiedy okazało się, że mam szansę współpracować razem z tak niezwykłym twórcą, jakim jest Lech Majewski przy jego kolejnym projekcie, nie wahałem się ani chwili.

Filmy Majewskiego są bardzo malarskie, a ja bardzo lubię taki stopień wizualnego skomplikowania. Film to nie tylko aktorzy, postaci. Kino jest dużo bardziej złożone. Jest jak zupa, w której pływa wiele różnych składników. Ważne, by łączyły się ze sobą.

Jaki jest na planie Lech Majewski?

Bardzo lubię Lecha, jest niesamowicie inteligentnym człowiekiem. Ma niezwykle autorską i spójną wizję kina.

Aktor jest wyłącznie naczyniem, w które reżyser przelewa swoją wrażliwość i emocje. Jesteśmy uosobieniem jego snu, tworzywem, z którego powstaje filmowa rzeczywistość. To bardzo ważne, by twórca potrafił precyzyjnie zakomunikować, czego od nas oczekuje. W przeciwnym wypadku nigdy nie zrozumiemy, jaką historię chce opowiedzieć. Lech zawsze dokładnie wie, jaki efekt chce osiągnąć – jak ustawić kadr, by wyglądał dokładnie tak, jak sobie wymyślił.

Berenice Marlohe , John Malkovich, Lech Majewski , Keir Dullea podczas konferencji prasowej dotyczącej filmu ' Dolina Bogów ' w reż. Lecha MajewskiegoJohn Malkovich Małgorzata Kujawka/ Agencja Wyborcza.pl

W „Dolinie bogów” wciela się pan w Wesa Taurosa, najbogatszego człowieka na ziemi, który – pogrążony w żałobie po śmierci żony i córki – szuka ukojenia w uciechach, jakie daje bogactwo.

Losy Taurosa są gorzką wariacją na temat amerykańskiego snu. To człowiek, który pozornie ma wszystko, a jednak jest trawiony żalem i niewyobrażalną samotnością. Można szukać odniesień do tej postaci w bohaterze Charlesa Fostera Kane’a z „Obywatela Kane’a”, Orsona Wellesa, echa jego biografii odbijają się w biografiach wielkich amerykańskich bogaczy: Williama Randolpha Hearsta, Howarda Hughesa. Historia opowiadana w „Dolinie bogów” ma też w sobie coś z baśni, mitu. To opowieść o wielkim micie bogactwa – o tym, jak wielu z nas marzy, by mieć dużo pieniędzy, ale niewielu zdaje sobie sprawę, że to tylko pusty symbol.

Proszę nie zrozumieć mnie źle – pieniądze są bardzo ważne. Kiedy się je ma, nie trzeba martwić się o podstawowe potrzeby. Wiele ułatwiają w życiu, pomagają rozwiązać doraźne problemy, ale nie sądzę, żeby bogactwo mogło nadać życiu sens. Nie sprawi, że staniemy się szczęśliwsi, nie wypełni wewnętrznej pustki.

John MalkovichJohn Malkovich ADAM GOLEC/ Agencja Wyborcza.pl

Nie chciałby pan być najbogatszym człowiekiem na ziemi?

Nie, bo wtedy całe moje życie obracałoby się wokół pieniędzy. Najważniejszym pytaniem, jakie zadawałbym sobie każdego dnia, byłoby: ile udało mi się zarobić. Wciąż byłoby mi mało. Byłoby to bardzo męczące.

Pan nie myśli o pieniądzach?

Wolę pójść na spacer. Albo pojeździć na rowerze.

Kiedy patrzę na swoją młodość, na czasy, kiedy sam ledwo wiązałem koniec z końcem, nie potrafię powiedzieć, że byłem bardzo nieszczęśliwy. Zupełnie nie. Szczerze mówiąc nawet specjalnie się tym nie przejmowałem.

Większość młodych aktorów marzy za to o sławie. Panu udało się ją zdobyć. Ciąży panu ona czasami?

Pewnie, że tak. Nie sądzę jednak, żeby wszyscy aktorzy marzyli o sławie. Wmawia się nam, że bez niej nie można się przebić w tym fachu. Jednak popularność nigdy nie była moim celem. Kiedy stawiałem pierwsze kroki w zawodzie aktora i grałem swoje pierwsze role w teatrze, zupełnie mnie to nie obchodziło. Czasy były inne. Aktorzy nie dzielili się z innymi każdym skrawkiem swojego prywatnego życia. Najwięcej, na co mogłeś wtedy liczyć w kontekście "rozgłosu", było malutkie zdjęcie w lokalnej gazecie w dziale kulturalnym, może dwa razy w roku. 

Życie było... prostsze?

No cóż, wiele się zmieniło odkąd miałem 22 lat [śmiech]. Teraz nie trzeba tak naprawdę nic robić, żeby stać się rozpoznawalnym. Na szczęście wielu aktorów, moich kolegów, zupełnie o tym nie myśli. Chcą po prostu pracować. I ja myślę podobnie.

Więcej o: