Najlepszy kieszonkowiec w Paryżu (Richard Madden, „Gra o tron”) kradnie omotanej przez swego faceta kobiecie (Charlotte Le Bon, „Podróż na sto stóp”) torbę. Nie wie, że w środku jest ładunek wybuchowy. Gdy pozbywa się zbędnych fantów, bomba eksploduje i w ten sposób drobny złodziejaszek staje się głównym podejrzanym o przeprowadzenie zamachu terrorystycznego. W pościg za nim rusza zdegradowany agent CIA (Idris Elba, „Prawo ulicy”). Czy bezwzględny twardziel uwierzy chłopakowi w historyjkę o zbiegu okoliczności? Lepiej, żeby tak było, bo to dopiero początek większej afery...
Niektóre elementy fabuły są zdrowo naciągane, a film posuwa się (co najmniej) o jeden zaskakujący (?) zwrot akcji za daleko, ale nie potrafię mieć o to pretensji do kina sensacyjnego w starym stylu, którego oglądanie sprawia tak dużą frajdę! To – obok „Olimpu w ogniu” – jedna z najlepszych szklanopułapkopodobnych produkcji ostatnich lat. „Dzień Bastylii” obfituje w zabawne momenty, między parą niedobranych bohaterów czuć wcale niezłą chemię, a sceny akcji, mimo skromnego budżetu, wypadły nawet nieźle (gonitwa po dachach zapiera dech!).
Od dawna plotkuje się, że Elba mógłby być następnym aktorem, który wcieli się w Jamesa Bonda. Do tej pory nie byłem do tego przekonany, ale po „Dniu Bastylii” stałem się gorącym zwolennikiem takiego rozwiązania. Nadal nie jestem pewien, czy z kopaniem tyłków w garniturze byłoby Elbie do twarzy – dryblas wrósł już trochę w swoje skórzane kurtki i uliczny styl – ale z samym kopaniem tyłków do twarzy jest mu na pewno.