Tyszkiewicz napiła się koniaku z fryzjerką. Ale takich skutków się nie spodziewała...

Beata Tyszkiewicz w książce "Nie wszystko na sprzedaż" przypomniała przygotowania do roli Stefanii Holszańskiej w filmie Jerzego Antczaka. I zabawną historię z nimi związaną.

Charakteryzatorka utkała "przytyczki", którymi przedłużane były rzęsy Tyszkiewicz. - Każdego dnia po zdjęciach odkładałam je starannie do małego, kryształowego kieliszeczka - wspomina aktorka.

O fryzurę aktorki dbała utalentowana fryzjerka. Tyszkiewicz podziwiała jej pracę. Dlatego z wyrozumieniem podchodziła do tego, że kobieta lubiła rano wypić kieliszek koniaku. Czasami zjawiała się z butelką trunku w prezencie.

- Któregoś dnia koniecznie chciała, bym towarzyszyła jej w porannym koniaku i nalała nam do kieliszków. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, ale dla dobra współpracy, odważnie wypiłam - wspomina aktorka.

- I wtedy coś załaskotało mnie w gardle, jakbym jadąc, połknęła komara - dodaje gwiazda. Tyszkiewicz wypiła koniak z "przytyczkami". Aktorka wspomina także, że bała się przyznać charakteryzatorce, co właściwie się z nimi stało.

- Ustaliłyśmy, że gdzieś się zapodziały. Pokrojono inną rzęsę na owe małe kawałeczki, ale niestety to już nie było to samo - kończy anegdotę aktorka. Książka "Nie wszystko na sprzedaż" ukazała się w wydawnictwie Studio Marka Łebkowskiego.