- Masz chusteczki?
- Mam.
Dwa zwiastuny później.
- Ale czy na pewno masz chusteczki?
- Tak!
Wygląda na to, że siedzące przede mną na pokazie prasowym panie doskonale wiedziały, czego się po filmie spodziewać. Mnie też się tak wydawało. A jednak, nie obyło się bez drobnych zaskoczeń...
Daenerys Targaryen jako beztroska dziewczyna w zbyt krzykliwych ciuchach
Lou Clark (Emilia Clarke, czyli Daenerys Targaryen z „Gry o tron”, Sarah Connor z „Terminatora: Genisys” i najseksowniejsza kobieta świata z magazynu „Esquire”) właśnie straciła pracę. Ponieważ jej typowa angielska rodzinka mocno polegała na wpływach 26-latki do budżetu, młoda kobieta natychmiast zabiera się za poszukiwanie nowego zajęcia. Niespodziewanie, dziewczyna znajduje zatrudnienie w pobliskiej posiadłości państwa Traynorów, gdzie jej zadaniem będzie dotrzymywanie towarzystwa sparaliżowanemu dwa lata wcześniej synowi właścicieli, Willemowi (Sam Claflin, czyli Finnick Odair z „Igrzysk śmierci”, główny bohater męski „Love, Rosie” i człowiek o uśmiechu, któremu nie można się oprzeć). Czy trzpiotowata, tryskającą niemal bezmyślną radością, nosząca wyłącznie krzykliwe ciuchy dziewczyna sprawi, że załamany swoim położeniem paniczyk znowu zacznie się uśmiechać?
„Zanim się pojawiłeś” budzi niekłamane skojarzenia z paroma innymi głośnymi produkcjami z ostatnich lat. Niedoświadczona, niewinna pannica stająca się sługą tajemniczego, cynicznego bogacza? Toż to „50 twarzy Greya”! Niepasująca do wyższych sfer postać z ludu, mająca przywrócić radość życia tetraplegikowi? „Nietykalni”! Młode, piękne uczucie, któremu na przeszkodzie stanąć próbuje śmierć lub ciężka choroba, od której, właściwie, zaczyna się relacja bohaterów? „Gwiazd naszych wina”! Nie wspominając o dziesiątkach ekranizacji powieści Nicholasa Sparksa.
Miłosna historia z tragedią w tle
To wszystko skojarzenia najzupełniej słuszne, zwłaszcza że scenariusz autorce literackiego pierwowzoru, Jojo Moyes, dopieszczać pomagali odpowiedzialni za przenoszenie na ekran „Gwiazd...” Scott Neustadter i Michael H. Weber. A jednak, parę rzeczy w „Zanim się pojawiłeś” może zaskoczyć. To one stanowią jednocześnie o sile filmu – nieco odróżniają go od rzeszy podobnych produkcji – i o jego słabości – w moim odczuciu, wcale nie były do końca zamierzone...
"Zanim się pojawiłeś", kadr z filmu Mat. prasowe
Przede wszystkim chodzi o Willa, któremu współczujemy obecnego położenia, ale potępiamy go za bycie bogatym dupkiem, który niczego się w życiu nie nauczył. Otrzymujemy przesłanki, że jako młody biznesmen doprowadził wielu ludzi na skraj finansowej i psychicznej zapaści. Tyle że nikogo to już jakoś nie obchodzi. Głównej bohaterce przyznaje się z kolei, że gdyby nie jego aktualny stan, nigdy by na nią nie spojrzał – w „poprzednim życiu” interesował się tylko długonogimi blondynkami. Milutko, nieprawdaż?
Kontrowersje i uwaga, spoilery!
Trudnawo też prześlizgnąć się do porządku dziennego nad faktem, że protagonista może być tylko jeden i – tłumaczenie tytułu „Me Before You” nie kłamie – jest nim właśnie Lou, którą Will jedynie napędza do działania. Tym trudniej się z tym pogodzić, jako że "Zanim się pojawiłeś" porusza jeszcze jedną, bardzo poważną kwestię...
Pisanie o niej można jednak uznać za zdradzanie szczegółów fabuły, więc jeśli pragniesz uniknąć spoilerów, przeskocz do ostatniego akapitu. "Zanim się pojawiłeś" spotkało się z ostrą reakcją ze strony środowiska ludzi niepełnosprawnych. Najbardziej zapaleni aktywiści protestowali przed kinem podczas premiery filmu, a twórcy cały czas otrzymują wiadomości od przykutych do wózka oburzonych, którzy nie mogą pogodzić się z tym, jak rozumieją przesłanie opowieści.
Pewnego dnia, Lou podsłuchuje przypadkowo, że Will zamierza poddać się eutanazji. Bohaterka liczy na to, że zdoła odwieść go od podjętej dawno temu decyzji, ale nawet uczucie, jakim chłopak zaczyna darzyć dziewczynę, nie wydaje się mieć wpływu na jego zdanie. Co najwyżej zmienia się perspektywa bohatera, który tym bardziej nie chce skazywać ukochanej na życie u boku kaleki. Dotknięci podobną tragedią uważają, że wydźwięk filmu jest oczywisty - niepełnosprawni są ciężarem dla swoich bliskich i całego społeczeństwa, i najlepiej byłoby, gdyby się zabili. Przecież i tak nigdy nie będą prawdziwie szczęśliwi.
Uznanej angielskiej reżyserce teatralnej Thei Sharrock udało się pozyskać do swego kinowego debiutu takich aktorów jak Charles Dance, Janet McTeer czy Joanna Lumley. To właśnie obsada stanowi o sile filmu i wynosi przeciętny scenariusz o poziom wyżej. Oczywiście, największa odpowiedzialność spoczywa na barkach Clarke i Claflina, radzących sobie z ciężarem znakomicie. Clarke momentami nieco denerwuje ewidentnie sztuczną pozą słodkiej niezdary, ale nie sposób oderwać od niej wzroku. Claflin budzi sympatię nawet wtedy, gdy robi wszystko, by do siebie zniechęcić. Ta para sprawia, że „Zanim się pojawiłeś” zasługuje na trójkę z mocnym plusem. Zdaniem osób, które z góry wiedzą, że na seans koniecznie trzeba wziąć chusteczki i w zupełności się na to godzą, będzie to pewnie nawet ocena wyżej.
Ocena: 3/6
"Zanim się pojawiłeś", dramat, 110 min., USA 2016, reż. Thea Sharrock, występują: Emilia Clarke, Sam Claflin, Janet McTeer, Charles Dance, Brendan Coyle, Jenna Coleman, Matthew Lewis, Vanessa Kirby