Gdy sześć lat temu Daniel Olbrychski był przesłuchiwany przez Angelinę Jolie w "Salt", przez Polskę przeszła fala zdrowej ekscytacji. Oto przecież nasz artysta - jeden z bardziej zasłużonych aktorów - dostaje szansę, by zabłysnąć na najważniejszym filmowym rynku. Trzymaliśmy kciuki, by Olbrychski został dostrzeżony w Hollywood. Niestety, Amerykanie widzieli w (umiarkowanie ciepło przyjętym) filmie tylko jedną megagwiazdę, Jolie, i "jakiegoś Rosjanina" - bo w taką postać wcielił się Olbrychski - który pojawił się tylko w jednej, dość intensywnej scenie.
Polacy w Hollywood
Olbrychski nie musi robić kariery w USA, żeby czuć się nasycony. Zresztą, za granicą zdążył nagrać się w latach 80. i 90., a nawet teraz na premierę czeka m.in. austriacki film s-f "Stille Reserven" z jego małą rólką. Gorzej z tymi wszystkimi aktorami, o których w ostatnich latach często mówiło się, że wybierają się do Ameryki, by pojawić się u boku wielkich gwiazd, tylko po to, abyśmy potem czytali, że Karolak został wycięty, a film z udziałem Szyca od 2010 r. nie może wejść w fazę produkcji. Ale to wcale nie jest tak, że Polacy są w Hollywood zupełnie nieobecni.
Czerwony kapitan KINO ŚWIAT
W 1995 r. Izabella Scorupco partnerowała Pierce'owi Brosnanowi w "GoldenEye". Na większą rolę w tej serii liczyć nie mogliśmy - wiadomo, jak kończą kobiety agenta 007 - ale była szansa, że Polka wpadnie w oko jakiemuś ważnemu producentowi. Przemknęła jeszcze przez ekran w "Granicach wytrzymałości", lecz gdy dekadę po zaliczeniu filmu o Bondzie ktoś pojawia się w dziele o tytule w stylu "Egzorcysta: początek", zwykle oznacza to dla niego coś wprost przeciwnego.
Scorupco miała jednak ubezpieczenie w postaci swojej głównej kariery - modelingu. Podobnie Iza Miko, która zagrała m.in. w "Wygranych marzeniach", "W rytmie hip-hopu 2" albo "Starciu tytanów". Mimo to do dzisiaj zdecydowanie najchętniej oglądaną produkcją z Miko jest... teledysk do hitu "Mr. Brightside". Tyle że mało kto wie, iż pląsającą w tle za liderem kapeli The Killers dziewczyną jest właśnie Polka.
Ziemie nieobiecane
Swoich sił za oceanem próbuje także Weronika Rosati. Niestety serial HBO "Luck", który był dla niej dużym przełomem, został zdjęty z anteny w wyniku protestów obrońców praw zwierząt. Aktorka pojawiła się od tej pory m.in. w epizodzie w "Last Vegas", w drobnej roli w "Iceman: Historia mordercy" oraz w serialu "Nie z tego świata". Na premierę czeka "USS Indianapolis: Men of Courage", w którym aktorka zagra żonę samego Nicholasa Cage'a.
Na podbój Stanów Zjednoczonych kilka lat temu wyjechała także Alicja Bachleda-Curuś. Nakręcona z Colinem Farrellem "Ondine" zbierała mieszane recenzje, a krytycy stanowili chyba połowę publiczności tego filmu. Polka nie była jednak ślepo ukierunkowana na Hollywood, dziesięć lat temu sporą popularność zyskała w Niemczech, występując w młodzieżowym komediodramacie "Letnia burza" czy przygodowej "Krwi templariuszy". Ostatnio zagrała nawet jedną z bohaterek gry komputerowej "Wolfenstein: The New Order". Od zawsze wiedziała, że jest wiele różnych ścieżek.
Czerwony kapitan KINO ŚWIAT
Co najmniej równie spełniona czuć się może Karolina Gruszka, która swoją drogę odnalazła dzięki życiowemu partnerowi, Iwanowi Wyrypajewowi. Aktorka wraca właśnie do naszego kraju, ale przez ostatnie lata triumfy święciła w Rosji, i to przede wszystkim w teatrze. Do dzisiaj bywa też zagadywana o drobny epizod, który zagrała w filmie Davida Lyncha, "Inland Empire".
Niekapitalny Stuhr
Wreszcie przyszła pora na jedną z największych gwiazd polskiego kina AD 2016, która zdążyła już wystąpić w paru produkcjach czeskich czy rosyjskich. My pewnie protestowalibyśmy, gdyby jakiś Czech miał zagrać Polaka - główną rolę - w polskim filmie, ale w Czechach odważyli się obsadzić Stuhra w ekranizacji poczytnego kryminału "Czerwony kapitan" (a że to cała seria, Stuhr może pewnie liczyć na ewentualne kontynuacje). Czesko-słowacko-polska koprodukcja innych krajów jednak nie zawojuje.
Stuhr wciela się w młodego, ambitnego, ale jeszcze nieopierzonego i zbyt mało sprytnego detektywa, który próbuje odnaleźć się w czasach po upadku komunizmu i przeprowadzić śledztwo, które starsi koledzy woleliby raczej ponownie pogrzebać. Czeskie "Psy" to to jednak nie są.
Największą wadą filmu (o marnych efektach specjalnych czy nieprzekonująco wypadającym dubbingu, w którym Stuhr podkłada głos pod siebie, czym wprowadza widza w "dolinę niesamowitości" i innych minusach nie wspominam) jest kompletnie niejasna, mglista fabuła, nie wywołująca wcale uczucia tajemniczości, a wskazująca zdecydowanie na reżyserską indolencję.
Twórcy ewidentnie nie poradzili sobie z przełożeniem książkowego pierwowzoru na język kina. To może budzić skojarzenia z "Ziarnem prawdy" Borysa Lankosza - filmem klimatycznym, ale z nieporadnie opowiedzianą historią. "Czerwony kapitan" wypada na jego tle jeszcze dużo słabiej, ale skoro Czechom się podoba, wypada pogratulować Stuhrowi i życzyć mu kolejnych sukcesów. Nie tylko w Polsce!
Ocena: 2/6