Można prawami kobiet zajmować się od wielkiego dzwonu, w który uderzy władza, można też konsekwentnie, zdecydowanie, ale bez zadęcia mówić o kobiecych sprawach i emocjach, budując świadomość tego, jak ważna jest kobieca perspektywa i wrażliwość. Właśnie to od lat robi w swoich filmach amerykańska reżyserka Kelly Reichardt, właśnie to zrobiła także w swoim najnowszym dziele "Certain Women” z Kristen Stewart, Laurą Dern i Michelle Williams, zaprezentowanym na New York Film Festival.
Trzy historie o mocnych kobietach
Nowy film Reichardt to właściwie trzy osobne historie, w których wyraźnie widać, to wszystko, co powraca w twórczości tej artystki: silne, biorące los w swoje ręce kobiety, zwykłe, naturalne życie, podzielone na proste, codzienne czynności i malowniczy krajobraz prowincjonalnej Ameryki - w tym przypadku: małej miejscowości w Montanie, zagubionej gdzieś między górami i bezkresną prerią.
"Certain Women", kadr z filmu Mat. prasowe
W pierwszej z filmowych nowel prawniczka próbuje wyplątać się z toksycznej zawodowej relacji ze swoim klientem, który zaczyna coraz bardziej ingerować w jej życie i wciągać w swoje desperackie działania, z dnia na dzień bardziej oddalające się od prawa. Druga to historia kobiety, która przyjechała do Montany i próbuje zbudować dom dla swojej rodziny, pokonując organizacyjne i emocjonalne trudności, które piętrzą się na drodze do tego celu. Trzecia, najbardziej intymna historia, to opowieść o niespodziewanym, niedopasowanym związku między dziewczyną, która opiekuje się końmi na rancho i młodą, zaabsorbowaną wyłącznie sobą, prawniczką, "zesłaną” na prowincję, żeby prowadzić kursy szkolnego prawa dla nauczycieli.
Ciche kino głośnych emocji
Reichardt prowadzi wszystkie te opowieści w bardzo powolnym tempie, w niezwykle wyciszony sposób, konsekwentnie unikając wielkich słów i scen oszałamiających rozmachem i hałasem. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, udaje jej się osiągnąć niezwykle wysoki poziom napięcia emocjonalnego.
Jednym z najmocniejszych przykładów jest scena, w której do dziewczyny z rancho dociera, że prawniczka ani trochę nie zaangażowała się w ich relację - Reichardt obserwuje bardzo intensywnie, w dużym zbliżeniu, twarz siedzącej za kierownicą samochodu bohaterki. W jej oczach podczas tego wyjątkowo mocno wydłużonego ujęcia widać całą gamę emocji, od spokoju do narastającej coraz bardziej rozpaczy. Widać w nich umierającą z minuty na minuty nadzieję.
"Certain Women", kadr z filmu Mat. prasowe
Dern, Stewart, Williams - perfekcyjne trio
Dzięki tej scenie Lily Gladstone wyrasta na aktorkę, której przypadła w tym filmie najmocniejsza emocjonalnie i najtrudniejsza rola. Ale w "Certain Women” nie zabrakło także innych mocnych kobiecych kreacji. Prowadzone pewną ręką Reichardt, świetne role stworzyło tu mocne trio aktorek, które mimo wielkich hollywoodzkich karier chętnie wracają do kameralnych, niezależnych produkcji: Laura Dern, Kristen Stewart i obecna w prawie każdym filmie tej reżyserki Michelle Williams.
Niezwykle ważnym "aktorem” jest w tym filmie także krajobraz, pokazywany w nietypowy, choć charakterystyczny dla Reichardt sposób i mający do odegrania w jej filmie niezwykle ważną rolę.
- Miałam na planie umowę z operatorem - mówiła Reichardt na konferencji prasowej po festiwalowej projekcji, - że nie chcemy pokazywać krajobrazów dla samych krajobrazów, dla samego ich piękna, sentymentów, które potrafią wywoływać. Te obrazy muszą korespondować z charakterem bohaterów, rozmowami, które toczą i tym, co dzieje się w ich wnętrzu.
Feministyczna praca u podstaw
Nowy film Reichardt to w pewnym sensie bardzo znamienny manifest feminizmu, deklaracja siły kobiet, wyraziste zwrócenie uwagi na rolę, jaką odgrywają w świecie i atrybuty, które pozwalają tę rolę odegrać dobrze. Atrybuty niedostępne mężczyznom, którzy w tym filmie są słabi i zawodzą, albo nie ma ich wcale, kiedy powinni być.
"Certain Women", kadr z filmu Mat. prasowe
Ale, co bardzo ważne, manifest Reichardt nie jest krzykliwy, zawłaszczający pole debaty, próbujący ją zdominować. Reżyserka nie uderza w podniosłe tony, nie ucieka się do dramatyzowania czy wręcz hamletyzowania. Nie wyzywa przeciwnika na ubitą ziemię, żeby go pokonać i upokorzyć, woli raczej pokazać mu swoją siłę bez konfrontacji.
Jest w tym filmie jedna scena, która sprawia wrażenie wyjścia poza tę strategię, z pozoru wygląda na filmowy odpowiednik stanięcia na ulicy z feministycznym hasłem na wysoko wzniesionym transparencie: jedna z bohaterek, prawniczka z pierwszej części filmu, po zaaranżowaniu spotkania swojego klienta z innym prawnikiem mówi z goryczą: "powiedział mu to samo co ja, ale został wysłuchany z większą uwagą, tylko dlatego, że jest mężczyzną”.
Reichardt nie byłaby jednak sobą, gdyby kilka minut później nie wzięła tych słów w bardzo mocny nawias - okazuje się, że owo pozorne "wysłuchanie” prawnika przyniosło opłakane skutki, które naprawić może tylko kobieca bohaterka, wykorzystując swoją wewnętrzna siłę i nieznane mężczyznom umiejętności. Feminizm Reichardt nie jest więc feminizmem doraźnych gestów, ale pracy u podstaw - budowania nowego, kobiecego spojrzenia na świat i celebrowania kobiecej tożsamości.
"Certain Women", kadr z filmu Mat. prasowe
Reżyserka nieznana
Kelly Reichardt to reżyserka z wieloletnim doświadczeniem i sporym dorobkiem, autorka uznawana za jedną z ważnych postaci amerykańskiego kina niezależnego. Wybór jej najnowszego filmu do głównej sekcji New York Film Festiwalu obok produkcji takich mistrzów jak m.in.: Jim Jarmusch, Ken Loach, Paul Verhoeven czy Cristian Mungiu, jest na to najlepszym dowodem. W Polsce twórczyni ta jest jednak niemal zupełnie nieznana: żaden z jej filmów nie miał tu oficjalnej dystrybucji, poprzedni, "Night Moves”, można było na dużym ekranie i z legalnego źródła obejrzeć w zasadzie tylko na wrocławskim American Film Festival.
Artystka swoje pierwsze krótkie metraże zaprezentowała na przełomie wieków, zwracając uwagę krytyków i jurorów ważnych festiwali, w tym prestiżowego Sundance - amerykańskiej mekki kina niezależnego. Jej pełnoprawną debiutancką fabułą był film "Old Joy” z 2006 roku, w którym główną rolę zagrał ceniony muzyk sceny alternatywnego country, Will Oldham. Przełomem mogła się okazać dla niej następna fabuła, "Wendy & Lucy” z 2008 roku - grająca główną rolę Michelle Williams o mały włos nie dostała za nią oskarowej nominacji. Skończyło się jednak tylko na Independent Spirit Awards, a Reichardt pozostała w kręgu kina niezależnego.
Ale jej twórczość na tyle zwróciła uwagę środowiska filmowego, że jej dwa kolejne filmy z miejsca trafiły do konkursu festiwalu w Wenecji. Wyróżniał się zwłaszcza pierwszy z nich, "Meek's Cutoff”, z pozoru nietypowy dla tej reżyserki, bo ubrany w kostium westernu, ale tak naprawdę obracający się w kręgu jej ulubionych tematów i osiągający podobny do poprzednich filmów - a może wręcz jeszcze wyższy - poziom emocjonalnego napięcia. Czy "Certain Women” trafi do Polski i sprawi, że nazwisko Reichardt przestanie być obce polskim kinomanom? Na razie żaden z rodzimych dystrybutorów nie planuje wprowadzenia filmu na ekrany polskich kin.