Filmowy "Wiedźmin" był tworzony przede wszystkim z myślą o serialu telewizyjnym. Zanim go jednak wyemitowano, 9 listopada 2001 roku do kin trafiła ponad dwugodzinna wersja, złożona z fragmentów poszczególnych odcinków.
Dalszą historię już znacie - albo się jej domyślacie. Już w trakcie pierwszych seansów sale kinowe, jak Polska długa i szeroka, trzęsły się od śmiechu widzów. Albo nasiąkały od łez rozpaczy wylewanych przez najwierniejszych fanów prozy Sapkowskiego, dla których ta premiera miała być wydarzeniem życia. Suchej nitki nie pozostawili też krytycy w recenzjach.
Ten zwiastun wygląda zachęcająco tylko dlatego, że zrobił go lata po premierze popularny YouTuber, Cyber Marian, znany z montowania trailerów w iście hollywoodzkim stylu. I to największa przysługa wyświadczona fanom Wiedźmina, bo w filmie nie było nie tylko Hollywoodu - zabrakło dobrego, czy choć przyzwoitego kina.
Film "Wiedźmin". Pierwsze skojarzenie? Dla mnie to smok. Jeden z ledwie kilku efektów specjalnych w filmie, a i tak do dziś wywołuje spazmy śmiechu. Smok jaki jest, każdy widzi. Uroczy. Idealnie pasujący do familijnego filmu - i tam być może zostałyby doceniony. Ale nie w posępnym świecie zabójcy potworów, jakim jest główny bohater!
Kadr z filmu "Wiedźmin" (reż. Marek Brodzki, prod. Héritage Films)
A skoro smok, to od razu przypomina się postać Eycka z Denesle, rycerza w lśniącej zbroi, który staje do pojedynku z ziejącym ogniem gadem. I rycerz ten ma twarz... kultowego Stępnia, niedowidzącego policjanta z "13 posterunku". Grający go Marek Walczewski to oczywiście dobry aktor. Ale co to był za pomysł, żeby w roli błędnego rycerza obsadzać tak charakterystyczną postać, która wtedy jednoznacznie kojarzyła się z wygłupami w serialu z Pazurą?
To nie jedyna taka wpadka. Pamiętacie Paździocha? Przepraszam, setnika pilnującego przejazdu? Rola ubranego w hełm i płaszcz strażnika Ryszarda Kotysa również nie mogła być odebrana poważnie, gdy aktor święcił tryumfy jako upierdliwy sąsiad z serialu "Świat według Kiepskich".
Przez plan filmowy przewinęła się zresztą cała plejada najpopularniejszych w tamtych czasie aktorów. Muszę oddać honor Żebrowskiemu - Wiedźmin był z niego naprawdę niezły, i z wyglądu, i z gry aktorskiej. Ale wielu kolegów po fachu zdawało się nie bardzo rozumieć w jakim filmie gra - że to kierowana do dorosłego widza adaptacja dobrej literatury, a nie bajka dla dzieci.
To nie wszystko
Ale nawet oglądany dziś, z perspektywy tych wszystkich lat, "Wiedźmin" budzi politowanie, bo zawiodło tu tak wiele rzeczy. Ktoś zapomniał nie tylko wytłumaczyć aktorom, że nie są na planie adaptacji baśni dla dzieci, ale także dobrać odpowiednie rekwizyty, kostiumy, a nawet plany zdjęciowe.
Fajne wykonanie zbroi i ubrania Geralta miesza się ze zwykłą tandetą, wyciąganą chyba z garderoby starego teatru. Niektóre ujęcia, jak uczta u królowej Calanthe, gdzie pojawił się słynny Jeż z Erlenwaldu, wyglądają tak archaicznie, jakby były kręcone jeszcze w czasach "Historii żółtej ciżemki".
Ostatecznie zawodzi sam scenariusz. Próba ściśnięcia wielu odcinków serialu w dwugodzinnym filmie skończyła się katastrofą. Wierni fani Sapkowskiego zgrzytali zębami, a ci, którzy nigdy nie czytali żadnego z tomów sagi o Wiedźminie - w ogóle nie mogli połapać się w tym, o co chodzi.
Wszystkie wady filmu prowadzą wprost do najważniejszych przy produkcji osób - czyli reżysera i scenarzysty. Spektakularna klapa to w dużej mierze efekt właśnie tego, że pomysł nie trafił w ręce doświadczonego reżysera.
Chociaż Marek Brodzki pracował na planie jako asystent takich sław, jak Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, a nawet Steven Spielberg, przed nakręceniem Wiedźmina miał na koncie tylko jedną samodzielną, dużą produkcję - zapomniany dawno temu serial "Miasteczko". To by tłumaczyło, czemu wiadomemu filmowi udzieliła się telenowelowa aura.
Małym skandalem stało się również opuszczenie w ostatniej chwili ekipy filmowej przez Michała Szczerbica, scenarzysty, który kazał nawet wycofać swoje nazwisko z czołówki. Czyżby w ostatniej chwili zorientował się, że finalna wersja będzie tak fatalna?
Dobitnie podsumował całe dzieło w jeszcze przedpremierowej recenzji autor Filmwebu:
Cytat z recenzji Filmweb.pl Cytat z recenzji Filmweb.pl
Do samych ekranizacji książek sceptycznie nastawiony był także sam autor książkowej sagi, Andrzej Sapkowski - Ekranizacje utworów literackich pokrywające się z zamysłem pisarza zdarzają się rzadko, równie rzadkie są ekranizacje równie dobre, jak literackie pierwowzory - mówił w jednym z wywiadów.
Wszystko jednak wskazuje na to, że jeszcze zobaczymy filmowe ujęcie przygód Geralta z Rivii. Rok temu słynne studio Platige Image Tomka Bagińskiego poinformowało o nawiązaniu współpracy z firmą Sean Daniel Company, która miała pomóc w pozyskaniu funduszy na produkcję aktorskiego filmu o Wiedźminie.
To nie pierwszy raz, kiedy Bagiński zajmuje się Wiedźminem. Jego studio zrobiło między innymi trzy znakomite animacje na potrzeby trzech części gry komputerowej.
Póki co twórcy nie pokazują ani fragmentów czy kadrów z filmu, ani nawet nie zdradzają obsady aktorskiej. Jeszcze w sierpniu powody milczenia tłumaczył Michał Azarewicz ze studia filmowego Platige Image - Chcemy uniknąć powtórki z "Hardkoru 44", który był bardzo głośnym medialnie projektem, a który został zapowiedziany przedwcześnie, i teraz wedle słów Tomka Bagińskiego "czeka w lodówce na lepsze czasy" - relacjonował serwis CDAction.pl.
Zapowiadana na 2017 rok premiera wydaje się mało realna, ale wszyscy trzymają kciuki, a fani typują wymarzonych aktorów, którzy powinni znaleźć się w obsadzie. Wiadomo tylko, że nie będzie to wymieniany wśród wielu plotek Mads Mikkelsen, znany z roli rywala Jamesa Bonda w "Casino Royale". Dodatkowe informacje zdradza sam Bagiński w wywiadzie dla TOK FM:
Na koniec warto przypomnieć, że obecna popularność Wiedźmina w Polsce i za granicą to w dużej mierze zasługa wspomnianej już serii gier komputerowych. Chociaż sama książkowa saga cieszyła się dużym uznaniem, przygotowane przez warszawskie CD Projekt RED gry Wiedźmin, Wiedźmin 2: Zabójcy królów i Wiedźmin 3: Dziki gon okazały się spektakularnym sukcesem. Ostatnia z wymienionych rozeszła się w niemal 10 milionach egzemplarzy i otrzymała liczne prestiżowe nagrody z całego świata. To również dzięki grom zaczęły pojawiać się kolejne przekłady sagi o Wiedźminie na inne języki.
Z tematem bohatera powieści Sapkowskiego chciał się także zmierzyć Tomasz Karolak i wystawić o Wiedźminie sztukę w prowadzonym przez siebie teatrze IMKA. Pomysł jednak nie wypalił, po miesiącu Karolak wycofał się z realizacji spektaklu i "schował go do szuflady". Może to i dobrze?