Główne role w filmie J.A. Bayony zagrali Lewis MacDougall i Felicity Jones.
Jak podkreślają twórcy filmu, jednym z największych wyzwań było znalezienie odpowiedniego aktora do roli Conora. - Chłopak pojawia się praktycznie w każdej scenie filmu. Przyglądaliśmy się ponad tysiącu młodych wykonawców - mówi producentka Belén Atienza.
Upłynęło sporo czasu, a efektów nie było niestety widać, gdy twórcy zwrócili uwagę na Lewisa MacDougalla, który właśnie skończył zdjęcia do swojego debiutanckiego „Piotrusia. Wyprawy do Nibylandii” Joe Wrighta. - Oglądając nadesłane przez niego nagranie, Patrick Ness (scenarzysta i autor książki, na podstawie której powstał film - red.) zachwycił się szczerością oraz obecnym na twarzy MacDougalla skupieniem - wyjaśnia Atienza.
Niezwykle ważne było również znalezienie odpowiedniej aktorki do zagrania matki chłopca. Reżyser wypatrzył Felicity Jones w przełomowej dla niej roli w „Do szaleństwa” Drake'a Doremusa, jako że „Teoria wszystkiego”, za rolę w której aktorka dostała Oscara, jeszcze wówczas nie powstała.
- Widziałem jej ekranowy czar i magnetyzm, a w jej aktorstwie była siła i pewnego rodzaju nadzieja, którymi chciałem obdarzyć postać matki - wyjaśnia Bayona. - Dziewczyna urodziła Conora w wieku 18 lat i porzuciła dla dziecka marzenia o przyszłości artystki - podkreśla Atienza. - Matkę i syna łączy specjalna, mocna więź, połączenie rodzicielskiej miłości i szczerej przyjaźni. Dzięki Felicity widać to wszystko jak na dłoni - dodaje.
- Lizzie to żywa i aktywna kobieta, która nigdy nie przestała kochać sztuki, co widać w wystroju jej domu. Uwielbia być matką dla Conora, choć jest w tym dość niekonwencjonalna - mówi o swojej postaci Jones. - Fakt, że wychowuje dziecko sama, sprawia, że ich więź jest jeszcze mocniejsza. Dlatego tak trudno Lizzie przyznać przed Conorem, że niedługo umrze i zostawi go samego - tłumaczy aktorka.
"Siedem minut po północy" będzie można oglądać w kinach od 25 grudnia.